La San Felice/Tom I/II

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł La San Felice
Wydawca Józef Śliwowski
Data wyd. 1896
Druk Piotr Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La San Felice
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Indeks stron


Król Neapolitański myśliwym.

Takie wychowanie powinno było wydać potwór, Kalligulę. Neapolitańczycy spodziewali się tego; ale wrodzona dobroć młodego monarchy odniosła tryumf nad wpływem tego ohydnego wychowania; mianoby z niego doskonałego księcia, gdyby był umiał zwyciężyć swoją skłonność do polowania i rybołostwa, zajmujących mu wiele czasu, któren mógłby pożytecznie poświęcić sprawom publicznym; ale obawa utracenia poranku sprzyjającego jego najulubieńszej zabawie, czyni go zdolnym zaniedbać najważniejszej sprawy, a królowa i ministrowie umieją korzystać z tej słabości.
„W styczniu 1788 r., Ferdynand zebrał w pałacu Cazerte radę państwa; królowa, minister Acton, Caracciolo i kilku innych asystowało jej; chodziło o sprawę wielkiej wagi. W czasie rozpraw usłyszano uderzenie do drzwi — ta przerwa zdziwiła wszystkich i nie mogli odgadnąć kto był dość odważnym ażeby wybrać taką chwilę; ale król pospieszył do drzwi, otworzył je i wyszedł; powrócił wkrótce z oznakami najżywszej radości i prosił aby bardzo prędko zakończono, bo miał sprawę zupełnie innej wagi jak ta o której mówiono; zamknięto radę a król udał się do swoich pokojów, aby się wcześnie położyć i nazajutrz wstać przed świtem.
„Sprawa z którą żadna inna nie mogła się równać, była to schadzka myśliwska; te uderzenia we drzwi sali obrad, był to znak umówiony między królem a jego dojeżdżaczem, który podług rozkazu przybywał uwiadomić że stado dzików było widzianem w lesie przededniem i że codzień zwierzęta zbierały się w tem samem miejscu. Jasne więc, że trzeba było zerwać radę aby się wcześnie położyć i być w stanie podejść dziki. Gdyby się wymknęły, w cóżby się obróciła sława Ferdynanda?
„Inną razą w tem samem miejscu i w takich samych okolicznościach, dało się słyszeć trzykrotne gwizdnięcie, był to także znak między królem a dojeżdżaczem; królowa i obecni radzie nie dobrze ten żart przyjęli; ale króla to bawi, otwiera szybko okno i daje posłuchanie dojeżdżaczowi, który go uwiadamia o nalocie ptaków, dodając że Najjaśniejszy pan nie ma chwili do stracenia, jeżeli chce mieć przyjemność szczęśliwego strzału.
„Skończywszy rozmowę, Ferdynand spiesznie powraca i mówi do królowej: „Moja kochana pani, prezyduj na mojem miejscu i ukończ jak rozumiesz sprawę która nas zebrała”.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.