<<< Dane tekstu >>>
Autor Julius Zeyer
Tytuł Na pograniczu obcych światów
Rozdział XVII.
Wydawca Towarzystwo Akcyjne Atrystyczno-Wydawnicze
Data wyd. 1901
Druk Towarzystwo Akcyjne Atrystyczno-Wydawnicze
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Miriam
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XVII.

Dom legł popiołem. Tylko stara sala rycerska z portretami przodków, z wielkiem ogniskiem kamiennem została nam nienaruszona. Zakopcony strop jest jedyną pamiątką, jaką przerażająca owa noc po sobie w niezostawiła. Dumnie spogląda szczątek starego ojców mych domu w górę ku słońcu z pośród gęstych alei parkowych. Kamienne jego sklepienie oparło się statecznie wszystkim walącym się murom, palącym belkom i zapadającym się dachom. Wystawiliśmy dom nowy bez wszelkiego zbytku i przepychu, dom mały, ale przytulny, prosty i miły. Bujnie, bogato pnie się bluszcz i dzikie wino z ogrodu w górę, przez szczyt domu aż na dach pokryty dachówką, z którego nieustannie ptasie stada wzbijają się pod obłoki, aby po chwili znowu ztamtąd powracać i wesoło w otwarte szczebiotać nam okna. Złączyliśmy nowy dom z salą rycerską drewnianemi arkadami, i ilekroć chcemy odpocząć po pracy, obchodzić święto, jak powiadamy, siadamy sobie z Florą w starej tej komnacie. Nigdzie nie jest nam tak uroczyście, tak miło, jak tam. Ma to miejsce jakąś dziwną dla nas poezyę; tam najczęściej mówimy sobie wzajemnie niemem ręki ściśnieniem, jak szczęśliwi jesteśmy. Przeszłość nie ma dla nas chmur, odkąd się zupełnie rozumiemy, odkąd jedno drugiemu aż na dno duszy patrzy. Po co zresztą rozmyślać o przeszłości, gdy przyszłość i teraźniejszość mamy takie szczęsne, słoneczne, ja k ten widok, który przez girlandy dzikiego przed oknem wina na okolicę się otwiera, gdzie wszystko w złotem świetle płonie, modre góry na widnokręgu i blizkie pagórki, pola i owe lasy głębokie, w których sosnach wiatr swe pieśni tajemnicze nuci.
Mało się zastanawiam i nie próbuję nawet wytłómaczyć sobie, co się to właściwie ze mną było działo — czy wszystko było próżnem jeno widzeniem, paroksyzmem gorączkowym lub prostem szaleństwem. Kto oznaczyć może gdzie granica między prawdą i ułudą, między rozumem i obłąkaniem? Przypominam sobie niekiedy, jak Rzymianie objaśniali szaleństwo. Według nieb, szaleniec był prześladowany przez manów, przez dusze zmarłych, a widzenia jego były widmami, które go przerażały. A ja zachowałem się stosownie do przepisu u starożytnych obowiązującego: „Kto zbliżył się do złego demona, niech się uciecze do ołtarza bogów!”
Czyliż miłość nie jest świątynią Boga Najwyższego? A serce Flory jest ołtarzem Boga godnym — i klęcząc przed ołtarzem tym, czuję, że miłość mnie oczyściła i miłość zbawiła.

KONIEC.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Julius Zeyer i tłumacza: Zenon Przesmycki.