Najnowsze tajemnice Paryża/Część pierwsza/XXVIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aurélien Scholl
Tytuł Najnowsze tajemnice Paryża
Wydawca Wydawnictwo Przeglądu Tygodniowego
Data wyd. 1869
Druk J. Jaworski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les nouveaux mystères de Paris
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXVIII.
Dziecię sprzedane.

„Po szczegółowem rozpatrzeniu pałacu ze wszystkich stron, przekonałem się, że było bardzo łatwo wdrapawszy się za kratę, wejść do pawilonu w którym mieszkał odźwierny, a ztamtąd idąc w kierunku muru dostać się do ogrodu; będąc tam, jesteśmy już w pałacu. Trzeba było jednakże czekać nocy, dla wykonania mego zamiaru. Więc czekałem. O! jakże Paryż jest okropnym dla cierpiącego, który się czuje samotnym w śród obojętnego tłumu wiecznie zgorączkowanego!
„Nareszcie nadeszła noc tyle upragniona przeżeranie. W pół do pierwszéj pojechałem i wysiadłem w środkowym punkcie na polach Elizejskich. Ztamtąd skierowałem się na ulicę Ponthieu. Byłem już blisko pałacu, kiedy usłyszałem odgłos toczącego się powozu, który zatrzymał się przed kratami..... a wtedy ukryłem się w cieniu sąsiedniéj bramy. Dwie osoby wysiadły: w jednéj z nich poznałem bankiera Roberta Kodom, druga zdawała się być postacią z ludu; człowieka tego wiódł bankier i dojrzałem iż miał oczy zawiązane. Nadto człowiek ów niósł kielnią, młotek i kilof. Furtka w okratowaniu była otwarta. Kodom wraz z mularzem weszli na dziedzieniec i wkrótce mi z oczów zniknęli.
„Co się działo w pałacu? dlaczego mularz został tajemniczo po północy wprowadzony do domu mojéj żony? przeczuwałem jakiś czyn haniebny. Otoczony jesteś dwoma zbrodniami! powiedziała mi wróżka cyganka: miałaby się więc spełnić druga, o kilka kroków odemnie?... Powóz nie zatrzymywał się przed pałacem, lecz odjechał na róg ulicy Ecuries-d ’Artois; byłem sam, mogłem więc działać. Wtedy uchwyciwszy się za kraty, przeskoczyłem przez mur i przebiegłem dziedziniec. — Mijając wejście do sieni pałacowej, usłyszałem jęk i łkanie: odgłos płaczu zdawał się dolatywać z pokoju na drugiem piętrze. Jakkolwiek okiennice były szczelnie zamknięte, a nawet i grube firanki zasunięte wewnątrz pokoju, okno przecież miało w sobie coś podejrzanego i dawało powód do domysłu, że tam dzieje się jakaś scena niezwykła, a mimo zachowanych ostrożności kolor okna wskazywał, że w tym pokoju istniało światło.
„Przejrzałem ogród do wyszukania środków dla mnie pomocnych; w ogrodzie pomyślałem zwykle znajduje się drabina, ale gdzie ją na prędce znaleść? Po za gęstym klombem znajdowała się cieplarnia, szczęściem że nie była zamkniętą. Wszedłszy, znaazłem na ziemi upragnioną drabinę, między karłowatemu palmami i aleosami, pochwyciłem ją i postawiłem przy ścianie pałacu. Drabina dosięgła tylko pierwszego piętra, gdzie wszystkie okna wewnątrz były okiennicami zamknięte; na prawem tylko skrzydle jeden dymnik był otwarty. Sąsiedni dom z tój strony miał tylko dwa piętra. Użyłem drabiny aby dostać się na mur, dostawszy się tam wciągnąłem za sobą drabinę, a oparłszy ją o dom sąsiedni, udało się mi wejść na taras okolony kamienną galeryą. Na tym tarasie oparłem drabinę z jednéj strony, z drugiéj zaś na gzymsie przeciwległego okna. Był to jakby most, po którym wkrótce przebyłem przestrzeń dzielącą mnie od pałacu, gdzie mi wstęp został wzbroniony.
„Dymnik otwarty ułatwił mi wejście. Okienko w nim oświecało pokoik służący za łazienkę; wszedłem do niéj, a z tamtąd przez drzwi otwarte na kurytarz oświecony lampą wiszącą na bronzowych łańcuszkach. Zwiedziłem ten korytarz z lampą w ręku, podsłuchując na wszystkie strony. W głębi znajdował się salon, na prawo sala jadalna; zaglądając przez dziurkę od klucza, spostrzegłem dwóch ludzi zamaskowanych, a pomiędzy niemi mularza, którego niedawno przyprowadzono. Na co on oczekiwał? Aby się jakim bądź sposobem o tem dowiedzieć, otworzyłem trzecie drzwi na lewo, prowadzące do obszernéj garderoby z któréj wchód do sypialni zasłonięty był draperyą aksamitną; tam to odbywała się drama, z tamtąd wybiegały jęki, poprzednio przezemnie słyszane.
„Byłem pewny swego, bo suknie zawieszone w tym pokoju, wszystkie rzeczy tam się znajdujące przekonywały mnie, iż tu jest Wanda, którą tak ukochałem. Jest to niezaprzeczonem, że gdy podasz mężczyźnie chustkę, rękawiczkę, wachlarz, lub jakikolwiek przedmiot należący do kobiety przez niego kochanej, to on znajdzie ją i pozna w najdrobniejszym strzępku.
„Ona jest tam, o kilka kroków odemnie, pomyślałem; co więcéj poznałem jej głos.... Trzeba jednakże raz skończyć, wyrzekła z niecierpliwością. Druga kobieta przerywając jéj mowę, zawołała ze łkaniem:
— Błagam cię pani miej litość nademną! nie byłam jeszcze matką kiedy zgodziłam się na ten targ haniebny. Teraz nie mam odwagi. Zostaw mi moje dziecię! wolę nędzę z niem cierpieć....
— Już nie ma czasu do rozprawy, przerwał męzki głos, po którym poznałem, że to jest Robert Kodom. Znaleziono cię umierającą w komórce na ulicy Provence, nieporządne życie i choroba postawiły cię bez ratunku.... Kupiłem twoje dziecko, bez wątpienia wolałbym ażeby się urodziło nieżywe, nieszczęście inaczej zdecydowało, a więc teraz trzeba aby twoje dziecię znikło i żebyś uchodziła za matkę téj córeczki, która tu leży w kolebce.
— To okropnie! krzyknął Jan Deslions.
— A jednakże jeszcze to jest niczem, zawołał Węgier chodząc wzruszony po więzieniu. Mam dotąd w żywéj pamięci tę noc złowrogą ach! nikczemni.... są chwile gdzie człowiek zwątpi o wszystkiem! Chciałby on ażeby sprawiedliwość Boża dała się poczuć widocznie, natychmiast, żeby kara nastąpiła bezwłocznie za samą myśl zbrodniczą, iżby piorun zdruzgotał nędzników, urągających się zuchwale prawom Bożym i ludzkim! Czyż oni wierzą w bezkarność? O sprawiedliwość niekiedy późno następuje, ale jéj godzina zawsze przychodzi Są tygrysy i hyeny mające postać ludzką, dusza w nich nie bytuje, ale dziki instynkt przez który działają, pragnienie krwi serce im pali.
Węgier zrobił jeszcze kilka kroków, potem uchwycił dzbanek z wodą i poniósł drżącemi rękami do ust spieczonych. — Po krótkim przestanku tak daléj opowiadał.
„Wyrazy które słyszałem, nie pozostawiły dla mnie żadnej wątpliwości. Chciwa strojów i brylantów, dręczona żądzą błyszczenia, baronowa Remeney sprzedała swe wdzięki.
„Przez jéj to wpływ bankier Robert Kodom wystarał się aby mnie uwięziono w fortecy Leopolstadtu. Kto wie? może byłem denuncyowany, skompromitowany przez listy bezimienne napisane przez Wandę do władz austryjackich. Kiedy odzyskałem wolność, bankier i Wanda wcześnie o tem uwiadomieni, przedsięwzięli wszelkie środki, aby ukryć swe postępki przed skutkami mego gniewu — bo Wanda wiedziała, żebym ją zgniótł jak podłą żmiję. Głownem zadaniem było ukryć owoc jéj występku, dla dopięcia tego znaleziono dziewczynę uliczną, której powiedziano:
„Oto masz z czego będziesz żyła; wkrótce zostaniesz matką, zrobiemy to, że dziecię twoje zniknie z tego świata, w jego miejsce weźmiesz dziecię innéj kobiety, nieszczęśliwa zgodziła się na ów targ bezbożny, nie była jeszcze matką!.... Lecz teraz kiedy trzymała swe dziecię w objęciach, gdy widziała istotę niewinną, swą krew i ciało odrodzone bez zmazy, zabrakło jéj serca. Jak bądź nizko upadnie kobieta, tkwi w niéj przecież uczucie, które gaśnie tylko wraz zżyciem! Święte macierzyństwo, miłość przedłużenia swego istnienia w życiu następnych pokoleń. To Bóg sam tak rozporządził, bez tego uczucia ludzkość byłaby wygasła i z dzieł Jego, nie pozostałyby tylko ponure i puste planety, krążące wiecznie w nieskończoności.
„Żadna modlitwa nie wzniosłaby się do Niebios! a proźba duszy czystéj i sprawiedliwéj podoba się Bogu, wynagradza przekleństwa tysiąca przewrotnych. Kiedy ogień z nieba padł na Gomorę, znajdował się tylko jeden sprawiedliwy w tem mieście, tylko jeden! i Bóg mu rozkazał gród ten opuścić. Gdyby ich znalazło się dwudziestu, byłby może Wszechmocny przez łaskę dla nich, przebaczył reszcie.
Wynurzywszy swe oburzenie, Węgier ciągnął dalej opowiadanie:
„Nieszczęśliwa matka, rzuciła się do nóg bankiera.
— Daléj, zawołał tenże, dosyć tych skarg i narzekań nieużytecznych!


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aurélien Scholl i tłumacza: anonimowy.