O kółkach i spółkach rolniczych

>>> Dane tekstu >>>
Autor Janusz Dmochowski
Tytuł O kółkach i spółkach rolniczych
Wydawca Księgarnia E. Wende i Sp. (T. Hiż i A. Turkuł)
Data wyd. 1907
Druk Drukarnia Rubieszewskiego i Wrotnowskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
O KÓŁKACH
i
SPÓŁKACH ROLNICZYCH

napisał
JANUSZ DMOCHOWSKI.


CAŁY DOCHÓD ZE SPRZEDAŻY PRZEZNACZA SIĘ NA RZECZ
POLSKIEJ SZKOŁY PODLASKIEJ W SIEDLCACH.


WARSZAWA.
Skład Główny w Księgarni E. WENDE I Sp. (T. HIŻ I A. TURKUŁ).

1907.
Pisząc o kółkach i związkach rolniczych, miałem na celu zachęcenie ogółu naszych ziemian i duchowieństwa do pracy nad kooperatywą, którą w Niemczech nazywają dwie zweite Grossmacht in Deutschland; sądziłem przytem, że właściwie będzie wykazać korzyści, jakie z tego odniesiono w innych krajach, a nawet częściowo i w ziemiach polskich. Przykład jest od argumentu silniejszy, bo jest dowodem niezbitym. A ponieważ różne są potrzeby tak ludzi, jak i miejscowości, w których zamieszkują, przeto starałem się takich dowodów zebrać jak najwięcej, a mianowicie ze środkowej i północnej Europy.

Każdy, co mieszka na wsi, wie dobrze, że niejednokrotnie czuje się słabym wobec potrzeb gospodarskich, a nawet i osobistych. Naprzód — ta nieszczęśliwa sprawa pieniężna, potrzeba pilna lub często nawet zysk pewny: ale cóż, kiedy niema pieniędzy! Wiadomo, że siewnikiem można lepiej zasiać, niż rękami, i dużo na oszczędności ziarna zarobić, ale nawet przy pieniądzach siewnika na małe gospodarstwo nabywać nie warto, a to samo — co do ogiera i buhaja. Wiadomo również, że nawozami sztucznymi można podnieść produkcyę, ale niema na to pieniędzy, a potem trzeba wiedzieć, jaki nawóz wybrać i jak go użyć. — Otóż dlatego potworzyli ludzie kółka czyli związki, żeby się solidarnie połączyć i dopomagać sobie wzajemnie wiadomościami, stosunkami i pieniędzmi oraz bronić się przed wyzyskiem pośredników, sklepikarzy i lichwiarzy.
„Korzyści materjalne, jakie kooperatywa daje drobnym właścicielom, nie wyczerpują jeszcze jej dobroczynnego wpływu. Nie tylko podnosi ona gospodarczo-konkurencyjną zdolność chłopa, emancypuje go, jako producenta i konsumenta, od pośredników, ale oprócz tego daje mu wychowanie socyalne, wyrywa go z odosobnienia i wykazuje, jak bardzo jego towarzysze mogą mu być pożyteczni, jeżeli on sam gotów jest być im pożytecznym, uczy go, zamiast walki o byt, tworzyć związki dla pozyskania tego bytu”.
Wiadomo, że każde przedsiębiorstwo ekonomiczne potrzebuje kapitału, z którego spodziewamy się otrzymać pewne korzyści. Najpewniejszym sposobem nabycia tego kapitału jest oszczędność, i to jest najpierwsze zadanie kooperatywy, a dla osiągnięcia tego pracuje ona na trzech drogach, mianowicie spożywczej, produkcyjnej i kredytowej.
Działalność pierwszej jest zarówno dobroczynna dla wsi, jak i dla miast; pomimo powiększenia wygód uczestników, oszczędność pracy przy współce spożywczej dochodzi do 28%, z których formuje się kapitał użyteczności publicznej, bo tak zebrany pieniądz bezowocnym pozostać nie może.
Kooperatywa produkcyi jest mniej pewna od poprzedzającej, ale, jeżeli jest pomyślna, to wybitniejsze ma skutki. Tak dobrze służy rolnikom, jak i rzemieślnikom, i tu i tam podnosi siłę i korzyści pracujących.
Nareszcie kredyt kooperatywy staje się niejednokrotnie źródłem bogactwa, a ponieważ daje wierzycielowi wyjątkową gwarancyę, przeto mu środków brakować nie może. Raz założona kasa oszczędności staje się bankiem kredytowym.
Wszystkie trzy rodzaj kooperatywy pracują nie tylko nad udzieleniem opieki uczestnikom, ale i nad składaniem dla nich wspólnego kapitału.
Pożytek zwyczajnych kas oszczędności bywa zwykle bardzo zagadkowy, zebrane kapitały przelewane są do banku, który za nie kupuje rentę państwową, i społeczeństwo za marny procent zostaje pozbawione kapitałów obrotowych; brak gotówki podnosi stopę procentową i cały kraj zamiast zyskiwać, rujnuje się. Kapitały, zbierane oszczędnością całego społeczeństwa, winny być na jego pożytek obracane dla popierania handlu, przemysłu i rolnictwa. Zupełnie inaczej jest we Włoszech[1]. Każde towarzystwo, które pracuje i oszczędza, ma oddzielną kasę oszczędności, złożonych w niej kapitałów używa dla własnych interesów, a kasy centralne postępują tak samo, uważając się tylko za regulatorów do wypożyczania kapitału, który powstał z pracy ludu. W ten sposób są one tylko pośrednikami między wsią a miastem; pieniądz, który oszczędzają mieszkańcy miast, nie składa się do banku państwowego, ale idzie na podniesienie kraju. A tak oszczędności burżujów zostanę obrócone na pożytek chłopów i solidarnie połączą ich z sobą. Doświadczenie przekonało, że takie postępowanie jest najpożyteczniejsze dla kraju i najbezpieczniejsze dla kapitału.
System Reiffeisena, jako oparty na nieograniczonej solidarności wszystkich stowarzyszonych, jest najpewniejszym sposobem udzielania pożyczek. Daje on największą pewność i najmocniej oddziaływa moralnie, bo na to, żeby dostać pożyczkę, trzeba być porządnym człowiekiem i zasługiwać na zaufanie.
Zakres działalności kooperatywy jest bardzo obszerny, ogarnia on wszystkie gałęzie gospodarstwa wiejskiego i wszystkie jego potrzeby, należy przeto badać je wszechstronnie. Najważniejszą rzeczą w gospodarstwie jest umiejętna sprzedać, a zawsze lepiej funkcyonują kółka kupujące, niż sprzedające, bo nie ma dwu większych sprzeciwieństw, jak kupujący i sprzedający; pierwszy, im więcej kupuje, tem lepsze robi interesy, i uczestnicy na tem zyskują; im więcej sprzedający na targ dostarcza, tem mniejszy zarobek uczestników. Tak jest na całym świecie, ale tylko kooperatywa na tem nie traci, bo sprzedający i kupujący jest tąż samą osobą, która traci na jednem, a zarabia na drugiem. Z powodu wielkiej podaży zboża, masła i t. p ceny spadają, i tu właściwie okaże się wina kooperatywy, bo, wprowadziwszy sztuczne nawozy i dobrą uprawę, ma z morga 10 korcy i więcej, zamiast, jak dawniej, 6, a ze stu litrów mleka przy użyciu ulepszonych maszyn otrzymuje 5 kilo masła zamiast trzech, jak poprzednio. Tylko kooperatywa może oddziaływać na względne regulowanie cen, a wzbogacając drobnych producentów, nie szkodzi konsumentom. W Anglii spółki spożywcze postarały się wejść w bezpośredni stosunek z kółkami produkcyjnemi na wsi, koleje żelazne tak dla jednych, jak dla drugich obniżają fracht i wszystko, co wieś dać może, mają z pierwszej ręki, a więc najtaniej. W ten sposób wieś i miasto zbliżają się, wzajemnie świadczą sobie usługi, bo mają jeden interes. Zamierzonem nawet zostało założenie po większych miastach biur, donoszących, jakie przedmioty nabyte być mogą, i znoszenie się z centralnem biurem w Londynie.
Zadaniem kooperatywy jest obezwładnienie kapitalizmu, przeprowadzenie racyonalnej uprawy na najmniejszym kawałku ziemi, podniesienie produkcyi do maximum, zmniejszenie niebezpieczeństwa nieurodzaju, uniemożliwienie tworzenia się proletaryatu rolnego oraz zupełne wyemancypowanie chłopa pod względem gospodarskim. Ta, gdzie włościanie, podupadłszy, pozostali bez opieki i bronili się sami, stali się pastwą lichwiarzy, ale tam, gdzie zorganizowane związki podały im sposoby, podnieśli się z zadziwiającą szybkością. Kooperatywa wybawiła już miliony biednych pracowników, a zaszkodziła tylko lichwiarzom i niesumiennym pośrednikom, dała zaś dowody siły tak żywotnej, że, jeżeli jest możebność pokonania przewrotu, który grozi społeczeństwu, to tylko za pośrednictwem kooperatywy.
Mam nadzieję, że przykłady, jakie starałem się zebrać, będą silniejszym dowodem, niż dyalektyka, przekonają o prawdzie tego, co piszę, i zachęcą do pracy długiej i trudnej, ale pewnej powodzenia i nieobliczonych dla społeczeństwa korzyści.
Jak we wszystkiem, tak i pod względem kooperatywy najpierwsze skrzypce grają Niemcy[2]. W roku 1849 Schutze z Delitsch i Reiffeisen założyli fundamenty pod gmach bogactwa narodowego, a już w roku 1867 wydane zostały pierwsze prawo, popierające kółka. Mają one zadania zarówno ekonomiczne, jak i etyczne, i żadnemu z nich bez wzajemnej szkody pierwszeństwa dawać nie można.
Ogólny związek kooperatywy niemieckiej postawił sobie do spełnienia następujące zadania:
1) popieranie i rozszerzania kółek;
2) poręczenie i wzajemność wspólnych interesów, zwłaszcza w zakresie obowiązujących przepisów i zarządzie;
3) wydoskonalenie, wzmocnienie i dopełnianie urządzeń kółkowych, przy zastosowaniu we wszystkich rozgałęzieniach potrzeb gospodarskich;
4) porada we wszystkich sprawach prawnych i gospodarskich;
5) przygotowanie i obrobienie statystyki kółek.
Związki czyli kółka, które dla rolnictwa na uwagę zasługują, nazywamy kółkami rolniczemi, a te są:
a) kółka wspólnego nabywania potrzebnych przedmiotów w wielkich ilościach, a oddawanie ich w małych;
b) kółka magazynowe dla wspólnego sprzedawania płodów rolnych;
c) kółka produkowania i sprzedawania na wspólny rachunek;
d) kasy rolnicze pożyczkowe i oszczędnościowe;
e) wszystkie inne, których nie można pomieścić w poprzednich i które się rozdzielają na różne gałęzie gospodarstwa.
Aby w dzisiejszych trudnych czasach mieć dochód z gospodarstwa, rolnik potrzebuje stosować wszystkie nowe sposoby i maszyny, co dla drobnej własności jest możebne tylko w połączeniu, i tylko w ten sposób może on się bronić przed uciskiem kapitalizmu. Lecz aby taka kooperatywa była rzeczywiście zbawieniem, musi znać dobrze przedmiot, do którego przystępuje, nie tracąc nigdy swego charakteru. Właściwie towary powinny być sprowadzane tylko na obstalunek, nigdy nie idąc dalej, jak do zaokrąglenia ładunku wagonowego; po nadejściu uczestnicy powinni je odbierać jak najspieszniej, zaś towary nie odebrane zarząd ma prawo sprzedać. Ceny towarów tak się układa, aby pokryć koszty i mieć małą dywidendę. Ponieważ ten tylko może mieć towar tanio, kto za niego płaci gotówką, przeto zarząd tylko tak powinien nabywać wszystko i tegoż samego od uczestników wymagać, a mianowicie we trzy do czterech tygodni po odebraniu obstalunku rachunek powinien być uregulowany; za zwłokę obliczają się procenty. Wszelako kredyt od trzech do dziewięciu miesięcy może być dopuszczalny ze względu na różne okoliczności, przecież jako zasadę przyjąć należy, że kredytowanie jest zadaniem tylko kółek pożyczkowych. Dług taki przekazuje się bankowi, z którym związek jest w stosunku i którego przynajmniej jeden członek powinien być uczestnikiem kółka.
Nawozy sztuczne należy oddawać z próbką przez stacyę doświadczalną stwierdzoną, lub też bierze się z nich próbka w obecności dwu świadków i do stacyi oddaje. Takie kółka pojedyńcze łączą się w jedno centralne, które, zajmując się dostawianiem potrzebnych przedmiotów, dopełnia tego za pośrednictwem ogłoszeń. Przemysłowcy składają oferty, z których wybiera się najdogodniejszą.
Kółka magazynowe, do sprzedaży zboża i t. p., oprócz zwyczajnych zadań kupieckich, starają się nakłonić rolników, aby, o ile można, uprawiali jeden gatunek zboża, ponieważ łatwiej jest sprzedać dobrze wielką partyę żyta n. p. petkuskiego, aniżeli tęż samą ilość, z kilku odmian złożoną. Rządy Niemiec rozumieją dobrze, jak mało rolnik zarabia na uprawie zboża; przeto stowarzyszenia, trudniące się jego sprzedażą, są przez rządy wspomagane, bez czegoby się ostać nie mogły. Wszystkie te kółka łączą się również w zarządzie centralnym, a zaliczają się do nich również związki siewu i sprzedaży nasion, kartofli, tytoniu, chmielu, krów i jaj. O tych ostatnich pomówić należy. Jest to jedyny towar, którego nadprodukcyi jeszcze niema, a dosyć powiedzieć, że państwo niemieckie sprowadza rocznie jaj za sto milionów marek, czyli za większą sumę, niż żyta. Zadaniem związku hodowli drobiu jest wyrwanie handlu jajami z rąk pośredników, a skierowanie go do specyalnych firm. W Hanowerskiem założono pierwsze zjednoczenie handlu jajami; warunki tegoż uważane są za najlepsze. Każde stowarzyszenie wyznacza jeden punkt główny dla dostawy, gdzie jaja powinny być oddane świeże i czyste, a od wyjęcia z gniazda powinny się znajdować w miejscu czystem i przewiewnem. Każde jajko musi być znaczone stemplem kauczukowym, na którym są pierwsze litery miejscowości i numer, którym jest oznaczony stowarzyszony. W ten sposób można wiedzieć, skąd pochodzi każde jajko. Dostawione jaja sortują za pośrednictwem obrączki lub kupują na wagę, co jest lepsze, bo się nie marnują małe. Na miejscach zbornych dostają jeszcze stempel związku, pakują się w skrzynki z sieczką i wysyłają. Przy takiej sprzedaży dostaje się 15 do 20% drożej, niż zwykle. Jaja brudne zwracają się, ponieważ brud psuje smak; za zepsute płaci się karę, a powtarzanie tego zmusza do wyłączenia takiego dostarczyciela ze związku. I dlatego nie wolno i nie opłaci się oddawać kupnych jaj. Miasta portowe potrzebują dużo jaj; tak prowadzona sprzedaż opłaca hodowlę drobiu, a sama natura rzeczy wiąże to z mleczarniami, gdzie sery z odtłuszczonego mleka stanowią pokarm dla kur.
Związki do sprzedawania mleka są potrzebne tam, gdzie drobna własność ma dużo mleka, a nie może się zdobyć na mleczarnię. Przy zakładaniu mleczarni należy zrobić jej anszlag, nie przez fabrykę, dającą maszyny, ale przez instruktora—toż samo co do budowli — i tak obliczyć kapitał zakładowy na podstawie ilości spodziewanego mleka. Im więcej mleka, tem mleczarnia stosunkowo mniej kosztować będzie. Wybór odpowiedniej miejscowości jest rzeczą bardzo ważną; budowle należy stawiać w miejscu najodpowiedniejszem, pamiętając, aby był jak najłatwiejszy dowóz mleka, żeby była duża ilość zimnej wody, żeby był spad dla odprowadzania wody brudnej. Jest pożądanem, aby mogła być blizko poczta i kolej. Mleczarnie, odpowiednio do potrzeb uczestników, mogą być z czynnością ograniczoną albo pełną; pierwsze odłączają śmietankę od mleka i robią z niej masło, a mleko odtłuszczone i maślankę zabierają uczestnicy; drugie, oprócz powyższych czynności, robią sery, dodając do mleka chudego połowę tłustego, jeżeli jest na nie pewny odbyt. Przy pierwszym rodzaju jest wielki pożytek z chudego mleka, mającego dużą zawartość proteinów, na paszę dla cieląt i świń. Jako zasada, powinna być mądra oszczędność, a jako cel, trzeba mieć na oczach najdroższe spieniężenie mleka—i dlatego może lepiej więcej włożyć w budowle i maszyny, jeżeli od tego zawisł większy zysk lub podniesienie dobroci towaru. Dobrze jest także oglądać inne mleczarnie, bo przez to niejednego błędu się unika. Dyrektor, oprócz pomieszkania, opału i pensyi, dostaje dywidendę od dochodu brutto, reszta obsługi—tylko pensyę. Każdy wspólnik wszystko mleko, zbywające od potrzeb własnych, winien oddać mleczarni, a nie wolno mu dawać mleka cudzego, nie wolno jednocześnie należeć do dwu takich interesów bez przyzwolenia uczestników. Kto chce wyjść z interesu, powinien o tem zawiadomić na dwa lata wcześniej, rezerwę należy składać jak najśpieszniej, a specyalne wkłady do kapitału rezerwowego nie mogą być podniesione, aż po rozwiązaniu całego interesu. Oprócz tego wszystkie niemieckie mleczarnie składają tak zwany kapitał przezorności, którego wysokość zależy od ilości krów; są to nadpłaty do kapitału i, dopóki członek nie jest wydalony przez związek, są one oprocentowane i mogą być aresztowane w razie nie wypełniania zobowiązań, zaś wypłata ma miejsce we dwa lata po wyjściu ze związku. Odnośnie do udziału w interesie podług przepisów ogólnego związku każdy stowarzyszony obowiązany jest składać miesięcznie lub rocznie sumę, równą najwyższemu dochodowi dziennemu z jednego kilo mleka. Nareszcie, podług statutów, odpisuje się corocznie na użycie od szacunku nieruchomości 2½%, od maszyn 10%, od narzędzi i utensyliów 15%, od mobiliów 10%.
Przy dostawianiu mleka są też pewne wymagania, a mianowicie: mleko powinno być dostawione czyste bez zarzutu, słodkie, w lecie oziębione. Krowom nie wolno dawać dużo paszy, pasującej smak mleka; przy dojeniu — największa czystość; od krów chorych mleka przywozić nie wolno; każde fałszowanie surowo karane. Za mleko płaci się albo na wagę, albo za ilość zawartego w niem tłuszczu; próby powinny być robione bardzo często, bo jest dużo zmian; przy wypłacie pewien umówiony procent powinien być zatrzymany aż do końca roku. Mleko odtłuszczone i serwatka zwracają się, ale pewien procent pozostaje na rzecz mleczarni. Jeżeli się można obejść, to lepiej od obcych mleka nie kupować, — by ich skłonić, żeby zostali członkami. Rachunkowość powinna być dokładna, kupiecka. Sprzedażą wyrobów zajmuje się zarząd, a należy się asekurować od ognia. Przy dużych odległościach trzeba urządzić stacye do odtłuszczania mleka, a do mleczarni już dostawiać śmietankę.
Mleczarnie, zarówno jak wszystkie inne związki, w miarę rozwoju, starały się centralizować, aby sobie wzajemnie nie przeszkadzać, lecz starać się wspólnie o podniesienie ceny i gatunku towaru. W tych celach należy przedmioty, do mleczarni potrzebne, nabywać na wspólny koszt i odpowiednio rozdzielać, mieć produkt, o ile można, równy i jak najlepszy; mało, sery i t. p. po jednej cenie dla wszystkich sprzedawać. Zobowiązania są bardzo ostro pilnowane, a naznaczone kary bezwzględnie ściągane. Masło wybrakowane sprzedaje się bez marki.
Berlin potrzebuje dziennie 1500 centnarów mleka i 1700 masła, a ponieważ walka pomiędzy dostawiającymi mleko a handlującymi trwa już od lat trzech, przeto należałoby zbadać, czy nie dałoby się tam wprowadzić naszego masła, wyłącznie pierwszej klasy. Przyczem pamiętać należy, że masło, przewożone wagonami ogrzewanymi w zimie, a chłodzonymi w lecie, jest o 20 franków droższe na każde sto kilo. Już w roku 1900 rząd rosyjski urządził dwa takie pociągi na tydzień, dla wywożenia masła z Syberyi; w roku 1904 było już pięć pociągów, i wartość wywożonego masła syberyjskiego podniosła się w przeciągu trzech lat z 24 na 41 miljonów rubli[3].
Oprócz wymienionych, są także związki mielenia zboża i pieczenia chleba po wsiach, sprzedaży owoców i bydła, różnych dostaw dla wojska przez samych gospodarzy, hodowli drobiu, nawet niszczenia chwastów, które na pola sąsiada przenieść się mogą, dla popierania hodowli wogóle, polepszenia techniki gospodarczej różnych ubezpieczeń i t. p.
Przecież najpoważniejsze, na których opierają się wszystkie inne, są związki kredytowe i oszczędnościowe, zapoczątkowane przez jednego z najzacniejszych ludzi naszych czasów. Reiffeisen przy zakładaniu kas pożyczkowych więcej badał obyczaje, niż stan gospodarstwa, i twierdził, że praca wzajemna tylko tam kwitnąć może, gdzie każdy powoduje się prawem: kochaj bliźniego twego, jak siebie samego[4]. Według prawa z 1889 kółka muszą mieć prowadzoną buchalterję kupiecką w taki sposób, aby każda pozycya debetu miała odpowiednią kredytu. Najwięcej w użyciu jest system amerykański. Przy spółkach produkcyjnych, np. mleczarniach, oprócz rachunkowości kupieckiej majątku interesu, prowadzony jest rachunek techniczny, żeby wiedzieć, jak się opłaca.
Rozwój kooperatywy rolnej w Niemczech przedstawia zjawisko postępu socyalnego nader rzadkie w historyi; nadzieje, pokładane na wielkiej reformie, spełniły się i, pomimo stawianych przeszkód, zrealizowały się niewypaczone. Jest to drugie wyzwolenie chłopa, w skutkach może pożyteczniejsze od politycznego, które nie dało tak wielkich korzyści, jak były spodziewane. Tak połączone gospodarstwa włościańskie zmieniają stanowisko handlowe, przedstawiają wielką własność, dostatecznie zaopatrzoną w kapitał obiegowy, nie zawisłą od pośredników i nie mogącą cierpieć na złym albo niedostatecznym robotniku. Nadto kooperatywa jest szkołą socyalnego wychowania i ekonomicznego rozwoju. Uczestnicy rachują tylko na własne siły i rozwijają własne pomysły.
Poddaństwo w Niemczech zniesione zostało w roku 1807; w 1811 nakazano uregulowanie stosunków między szlachtą a włościanami, to jest, zniesienie pańszczyzny i danin, pod warunkiem ustąpienia szlachcie połowy lub jednej trzeciej posiadanej ziemi i t. p. Szlachta uznała to za wielką niesprawiedliwość i po trochu prawie w zupełności postanowienia te usunęła. Dopiero 2 Marca 1850 roku wyszedł edykt, znoszący pańszczyznę. Indemnizacya najdrożej obliczona została w Prusach, gdzie wartość odrabianej pańszczyzny pomnożono przez 25, w innych państwach przez 18 i nawet 12. Obliczają, że chłopi zostali pokrzywdzeni o dziewięćdziesiąt milionów talarów[5]. Jak widzimy, szlachta niemiecka nie dała dowodów życzliwości dla ludu, należy się jej jednak wielkie uznanie za to, że zrozumiała kooperatywę i razem z rządem starała się ją rozwijać nie tylko na tle ekonomicznem, ale i na moralnem, i dlatego dzisiaj z chlubą mówić mogą, że kooperatywa jest die zweite Grossmacht in Deutschland i że Niemcy, chociaż nie dały inicyatywy, ale są jej pepinierą. Rządy stanęły na wysokości swojego zadania i wszędzie usiłowały dowieść, że rolnik jest ich ulubionym synem.
Dania[6] jest krajem z tradycyą demokratyczną; chłop był prawie zupełnie wolny, jako dzierżawca z terminem oznaczonym lub dożywotnim; dopiero w wieku XVI wpadli chłopi w poddaństwo, a w wieku XVII w prośbie, podawanej do króla, uważali się za równie uciemiężonych, jak Żydzi w Egipcie. W roku 1699 Chrystyan II nakłada surowe kary dla tych, co się żenić nie chcieli, aby nie zostawiać spadkobierców swojej nędzy. Jeszcze w początkach XVIII stulecia było zwyczajem grywać w karty po poddanych, zamiast o pieniądze. W roku 1702 poddaństwo prawnie zniesione zostało, ale tylko dla tych, co wysłużyli sześć lat w wojsku. Właściwie te lata trwały całe życie.
Zaledwie jedna dziesiąta część synów rolników pozostawała na zagrodzie, dziewięć dziesiątych musiało służyć na okrętach lub w wojsku zwykle całe życie, a powracający musiał się poddać władzy dziedzica majątku, w którym się urodził.
Rzeczywiście poddaństwo trwało prawie do rewolucyi francuskiej, bo do roku 1784. Ale już we dwa lata później założono pierwszą kasę pożyczkową z procentem 2 do 4, a zwrotem kapitału w lat 21 do 28. W roku 1791 zabroniono szlachcie dawać zarobek lub służbę nieżonatym i poddano ich surowym karom, a jeszcze w roku 1835 czwarta część gospodarzy odrabiała pańszczyznę. Rok 1848 zaznaczył się usiłowaniem rządu do rozwinięcia szkolnictwa ludowego, które pod kierunkiem Grundtwiga wyrobiło u włościan dobre obyczaje i samodzielność. To przecież do pomyślności nie wystarczało: chłop wprawdzie był wolny, ale kraj był biedny, produkował zaledwie tyle zboża, ile było potrzeba na wyżywienie ludzi i bydła; należało zatem przekształcić cały ustrój gospodarstwa narodowego, co można było dokonać tylko przez kooperatyzm. Wszędzie przyszłoby to bardzo trudno, ale w Danii już był do tego lud przez szkołę przygotowany. Od roku 1888, prawda, że przy pomocy rządu, naród zabrał się do dzieła, a już dzisiaj rzec można, że cały kraj jest zdemokratyzowany, połączony w różne kółka, ma największy handel masłem i stał się bogatym. Chłop w Danii jest nie tylko wolnym, ale niemal panującym, a jakkolwiek Dania jest przeważnie krajem rolniczym, przecież już w roku 1898 konsumcya mięsa na jednego mieszkańca była 98 funtów rocznie, a w Saksonii wybitnie rolniczej o 16 funtów mniej.
Skąd Danja wyuczyła się kooperatywy? W roku 1860 przeszła ona z Anglii i w pastorze Sonne znalazła duchowego rzecznika, który założył pierwsze kółko dla robotników, do dziś dnia kwitnące, pracując ręką i piórem nad zakładaniem innych. Największy rozwój rozpoczął się od roku 1880.
Pierwsze mleczarnie zaczęły powstawać od roku 1882 i do 1901 było ich 1057, a w miarę jak się rozwijały kółkowe; zamykano akcyjne i wielkiej własności. Wszystkie dają towar pierwszej klasy — przedmiot eksportu głównie do Anglii. Przed pięćdziesięciu laty masło robiło się tylko na potrzebę własną. Na jedną mleczarnię rachują od stu do tysiąca krów, dających przecięciowo po 3500 do 4000 kilo mleka. Uczestnicy zobowiązani są zabierać odpadki stosunkowo do ilości dostarczanego mleka, a podług prawa odpadki przed użyciem muszą być ogrzewane do 68 stopni Reaumura, dla zabezpieczenia się od tuberkulozy. Za mleko płaci się stosownie do zawartości tłuszczu.
W roku 1895 zostało zawiązane towarzystwo pakowania masła, tworzące rodzaj ajentury wszystkiego, co dotyczyć może fabrykacyi i eksportu masła. Wyprawia ono co tydzień masło do Paryża, gdzie jest droższe od francuskiego, które tylko dwa do trzech dni jest smaczne, gdy duńskie cały tydzień jest jak świeże. Na to głównie wpływa kontrola pasienia krów, jak również dojenie, przechowywanie mleka i fabrykacya. Pod względem kontroli towarzystwo jest najwięcej wymagające. Na koszty urządzenia i prowadzenia takiego przedsiębiorstwa zaciąga się pożyczką, która amortyzuje się w przeciągu dziesięciu lat. Przyjmowanie nowych członków jest utrudnione.
Jeszcze w roku 1887 założono kółko oficyalistów mleczarskich, trudniące się pomieszczaniem mleczarzy, wystawami masła i serca, ubezpieczeniem od nieszczęśliwych wypadków i kasą dla chorych.
W związku z całą organizacyą stoją towarzystwa kontroli, które wiele zdziałały dla utwierdzenia niezbędnej dyscypliny, a nadto przez zrównanie wszystkich przedstawiają poważny organ demokratycznych zasad samopomocy. Celem tej organizacyi jest podniesienie dochodów z mleczarni. Aby tego dopełnić, specyalny urzędnik, odwiedzający stale obory uczestników, przy pomocy właściwego aparatu oznacza tłuszcz w mleku, od każdej krowy oddzielnie, oraz waży mleko. Ogląda paszę i robi porównanie między otrzymanem mlekiem i masłem a paszą. Aby zaś taki urzędnik był odpowiednim do tych czynności, oprócz ewikcyi charakteru — musi skończyć wyższą szkołę rolniczą, odbyć praktykę, przejść kur mleczarstwa i znać buchalteryę. Rewizya obory powinna mieć miejsce dwadzieścia razy do roku, a zwykle jeden urzędnik ma 200 do 1000 krów. Przekonano się, że ten system podniósł wydajność i krowy przeszło o jedenaście funtów masła rocznie.
Pasteuryzowanie mleka wpływa na polepszenie wytrzymałości masła, a prawo z 26 Marca 1898 roku zakazuje dawać mleka bydłu bez poprzedniego zagotowania do 185 stopni Farenheita, zaś szlam, zbierający się na zewnątrz z drugiej strony separatora, powinien być spalony, jako zawierający dużo mikrobów.
Hodowla drobiu uważana była w Danii za rzecz nieopłacającą się, i dopiero zawiązanie towarzystwa hodowli kur sprawiło, że w całym kraju zaczęły powstawać wzorowo prowadzone kurniki. Towarzystwo ma swoich instruktorów i doradców wędrujących, którzy w oznaczonych okolicach nauczają chłopów. Ponieważ jaj sprzedają się na wagę, przeto największe starania poczyniono, aby mogły być duże, jednocześnie usiłowano zreformować sposób sprzedawania, do czego można przyjść wtenczas, jeżeli kupujący jest pewny, że jaja są świeże. To może być uregulowane tylko przez urządzanie kółek sprzedaży jaj. Każde kółko ma swój zarząd i człowieka, zbierającego jaja, a który sprawdza ich świeżość i odsyła do miejsca, gdzie są pakowane. Kółko, jak również i uczestnik, ma swój numer; obydwa na każdem jajku są wyciśnięte farbą kauczukowym stemplem. W ten sposób dający nie świeże jaja, od razu odnalezionym zostaje i płaci karę za pierwszy raz sześć, a następnie po dziesięć marek.
Ciekawe jest opowiadanie o jednym z drobnych właścicieli w Danii. Żona jego zajmowała się bardzo hodowlą kur i sprzedażą jaj; on to lekceważył, ale przy obrachunku rocznym przekonał się, że stosunkowo żona jego ma większy dochód z kur, niż on z krów. A więc gosposia podniosła ilość kur do 600! za paszę i wszystko, co było potrzeba, płaciła mężowi i w roku pierwszym czystego dochodu z kury miała 2 marki 22 fenigi, co w następstwie podniosło się do trzech marek. Wtenczas mąż postanowił wziąć ten interes w swoje ręce. Wybudował kurniki na 900 kur, podzielony na sześć oddziałów po 150 sztuk. Dochody były tak duże, że gospodarz zwłóczył z przyznaniem się do nich, ale nareszcie zrobił układ z laboratoryum rolniczem w Kopenhadze, które przez dwa lata kontrolowało jego rachunki i w ten sposób dokładnie sprawdziło dochód. Hodował rasy włoskie, Plymouth, Rocks i Wyandotes. Kur starszych, niż dwa i pół roku, nie trzymał.
Duńskie stowarzyszenie sprzedaży jaj składa się ze 400 kółek, mają one swój zarząd główny i stałych uczestników do zbierania jaj. W roku 1903 było 23000 stowarzyszonych. Wszyscy członkowie są solidarnie odpowiedzialni za zobowiązania towarzystwa, którego przewodnią myślą jest dobroć towaru. Każde kółko zobowiązuje się do wypełniania statutów; jeżeli przez pół roku nie dostawia ono jaj, zostaje usunięte z towarzystwa. Zebrane jaja muszą być dostawiane co cztery dni, a po drugich czterech dniach przesortowane i zapakowane są już na okręcie. Jaja, mające dni siedem, przyjęte być nie mogą, i za przekroczenie płaci się karę. Wypłata w kółku odbywa się zaraz. Każde kółko, jak również uczestnik, dostaje stempel gumowy i farbę. Płacono za kilo jaj 88½ feniga. Kukurydza jest uważana za wyborną paszę dla kur, a dalej ziarno, koniczyna, gotowane kartofle, mleko, odpadki tłuszczu przy biciu świń, zimową porą drobno rżnięte siano do paszy przymieszane. Zielona pasza jest uważana, jako rozwiązanie sztuki żywienia drobiu. Wogóle obliczają na sto kur 7 do 10 kilo paszy koncentrowanej. Za najlepsze rasy uważają włoskie, Plymouth Rocks i Minorka. Na podściół jest najlepszy torf dla swych własności antyseptycznych i higroskopijnych. Powierzchni potrzeba na pięćdziesiąt kur 12 stóp angielskich długości, a 9½ szerokości.
Kiedy w roku 1887 została przez Niemców zamknięta granica dla przywozu świń, trzeba było pomyśleć o rzeźniach i skierowaniu tego handlu do Anglii, a ponieważ próby szły dobrze, przeto już w roku 1895 założono rzeźnię w Odczee na zasadach kooperatywy, tak jak mleczarnie. Zyski w końcu roku rozdzielają się między uczestników stosunkowo do ilości dostarczanych świń, po odtrąceniu procentów i pozostawieniu obowiązkowej części na kapitał rezerwowy. Tym sposobem handel wieprzowiną tak się rozwinął, że, kiedy w roku 1880 zabito świń 23407, to w roku 1903—927000. Zanim nasze dwory będą mogły dojść do podobnych rezultatów, powinny stale bić świnie nie tylko dla korzyści własnej, ale i dla wygody włościan oraz zasłonienia ich od wyzysku małomiasteczkowych rzeźników.
Pierwsze towarzystwo spożywcze zawiązał w Jutlandyi znany nam już pastor Sonne, wypędzony przez Prusaków ze Szlezwigu. Jakkolwiek szło z początku bardzo trudno, ale przy jego zabiegach nowe związki powstawały, które w następstwie z rozmaitych powodów upadły, głównie zaś dla tego, że były dobre lata. Przecież po roku 1888, kiedy ogólne położenie się pogorszyło, przeważyło przekonanie, że taniej kupuje się duże ilości towarów, niż małe, i zaczęto się krzątać około zakładania kółek; szło jednak trudno z powodu bardzo silnych intryg kupców, a następnie nieporozumień w łonie samego zarządu, wywołanych zawiściami prowincyonalnemi. Przecież do roku 1896 stosunki się wyrównały, wszystkie kółka posiadają jeden zarząd i robią doskonałe interesy. W roku 1900 było 900 kółek, a przy postępującej ciągle centralizacyi, pod jeden zarząd łączą się kółka gospodarcze, bicia świń i zagranicznego eksportu.
Związki do sprowadzania nawozów sztucznych wymagają, aby płacić z góry, ale dają towar najtaniej, w najlepszym gatunku i zawartość jest analizowana — tak samo dostarczają paszy koncentrowanej nasion i t. p.
Królewskie duńskie towarzystwo rolnicze z siedzibą w Kopenhadze, założone jeszcze w roku 1769, może uchodzić do pewnego stopnia za typ związku, który jest przedewszystkiem organem administracyi agrarnej; członkowie dają rocznie po 20 koron. Zasiłków rządowych i funduszów własnych towarzystwo używa głównie na pracę wychowawczą i wydaje opinię tam, gdzie trzeba zasiłków rządowych na poparcie kooperacyi.

W Szwecyi pierwsze kółka powstawały w 1885 roku, ale prawdziwy rozwój zaczyna się od roku 1890, a w 1903 było ich już 436, chociaż w następstwie zmniejszyła się ilość mleczarni, a to dla tego, że one łączyły się z sobą, a gatunek masła ciągle się poprawiał, i w roku 1896 wywieziono go przeszło za 24 miliony koron. W następstwie wywóz się zmniejszył, pomimo powiększonej produkcyi, bo się podniósł dobrobyt i kraj spożywał więcej.
Szwecya odznacza się nader poważnem towarzystwem kontroli; od każdej krowy płacą stowarzyszeni jedną koronę rocznie, a rząd dopłaca dla wykształcenia specyalistów tak zwanych asystentów kontroli. Taki asystent obowiązany jest być co drugi dzień w oborze związkowej i robić badania nad ilością i tłustością mleka oraz zadawaną paszą. Każda krowa ma swoje oddzielne konto a następnie każda obora. W ten sposób dochodzi się do rachunku, jak się opłaca każde sto jednostek paszy i wiele właściwie kosztuje jeden litr mleka. Ponieważ asystent księgę rachunków zabiera z sobą i nie robi z niej sekretu, przeto jest to najlepsza publiczna wskazówka, która obora przy końcu roku dała najlepsze rezultaty pod względem ilości i jakości mleka, oraz opłacenia się dawanej paszy. Z towarzystwem kontroli ściśle związane jest towarzystwo hodowli, które pilnuje, aby dla najlepszych krów dobierane były najlepsze byki z ustaloną krwią od kilku pokoleń. Obory najlepsze używają takiego byka darmo.
W drugiej połowie 1901 roku zawiązało się tu towarzystwo używania na opał i podściół torfu, aby nie sprowadzać węgla. Towarzystwo daje bez opłaty wszelkie potrzebne maszyny i lokomobile właścicielom torfiarni na całe lato, ale z warunkiem, że dodany specyalista prowadzi to, nie jako interes, ale jako rodzaj stacyi doświadczalnej i rachunkowej dla pożytku całej okolicy.
Jak w Danii, tak i tutaj funkcyonują stowarzyszenia do kupowania sztucznych nawozów, sprzedaży jaj i t. p., które również oddają wielkie usługi.

Związki w Norwegii są, mniej więcej, też same, co i w Szwecyi, tylko Norwegia odznacza się niezwykłą starannością i ofiarnością na cele naukowe. Jest tam również bank, niemal specyalnie dla robotników wiejskich założony, który daje pożyczki: 1) chłopom i robotnikom rolnym na urządzenie gospodarstwa, 2) gminom na kupno i przebudowanie folwarków, dla parcelowania pomiędzy robotników rolnych nabywanych, 3) niemajętnym na wystawienie mieszkania i 4) gminom — na urządzenie mieszkań dla niemajętnych. Czynności tego banku są gwarantowane przez rząd.
Norwegia odznacza się również wielkim eksportem mleka sterylizowanego, nie tylko dla marynarki, ale do Afryki Południowej, Ameryki, Chin i Japonii.

Finlandya, którą do ludów skandynawskich zaliczać należy, ma już bardzo rozwinięte kooperatywy mleczarni, sprzedaży jaj, chowu kur i nawet używania torfu na opał i na podściół; sądzę przeto, że tam łatwiej i taniej uczyć się możemy, niż w Niemczech, tak pod względem języka, jak i wydatków. Nie wątpię, że życzliwiej tu będziemy przyjęci, że również i rząd nie odmówi nam pozwolenia na to, co sam w Finlandyi ulegalizował, i co, jako rzecz zbawienną, popierają wszystkie rządy. Najwyższe pozwolenie na zakładanie kółek w Finlandyi wydane zostało 1 Września 1901 roku. Wszelkiego rodzaju objaśnień dostać można w Helsingforsie w zarządzie wybornie prowadzonego towarzystwa Pellervo.
We Francyi[7] kółka rolnicze zaczęły właściwie powstawać od roku 1884; były one różnej natury, a nawet, ponieważ kraj ten ma może największe pomieszanie i rozdrobnienie własności rolnej, przeto zamierzano w ten sposób przyjść chociaż do częściowych regulacyi. Zawierano również umowy z towarzystwami dla asekurowania całych kółek. Towarzystwa dają takim związkom obniżki taryfowe, bo się mniej obawiają fałszu i złych ludzi. Syndykat w Loiret urządził ubezpieczenie od nieszczęśliwych wypadków z roczną opłatą od osoby pół franka. Są również związki dla kupowania sztucznych nawozów, wspólnego używania maszyn, niszczenia owadów, np. chrabąszczy, które powracają co trzy lata, kółka hodowli bydła, mleczarnie i t. p. Mleczarnie kółkowe stawiają zwykle za pieniądze pożyczane, które powinny się amortyzować w przeciągu pięciu lat, w ten sposób, że wypłata za mleko dopełnia się co piętnaście dni i z każdej należności strąca się 10%. A ponieważ pierwsi uczestnicy spłacają cały dług, przeto wchodzący do spółki później płacą wkupne, po 5 do 10 franków od krowy. Jeżeli osoby pojedyńcze zakładają mleczarnię, to producenci mleka tracą korzyści z przerobu fabrycznego, a następnie będą znosili wyzysk fabryki, która się stanie jedynym nabywcą mleka. Pięćdziesiąt dwie mleczarnię zawiązało się w jedno stowarzyszenie centralne de Charante et du Poitou. Stowarzyszenie do robienia serów istnieją w górach Francyi od XIII wieku. Drobny właściciel rolny więcej sprzedaje, niż kupuje, i dla tego największą usługę oddaje mu się dobrze zorganizowaną sprzedażą, co jednak rzadko się trafia. Próbowano takich związków przy udzielaniu koniecznej dla rolnika zaliczki, ale to się nie udawało.
Aby zapanować nad rynkiem, czyli aby być w możności podnieść ceny, trzeba, żeby 80 do 90% wszystkich producentów należało do związku, a to jest niemożebne dla towaru ciężkiego, którego transport kosztuje 15 do 20% jego wartości. Przeto w Paryżu jest tylko specyalny ajent do sprzedawania produktów kółkowych, jak również kupowaniu, czego stowarzyszony zażąda[8].
We Francyi na cztery miliony sprzedających jest cztery tysiące kupców, co przekonywa, że o połączeniu się rolników w celu sprzedaży nie może być mowy, ale jest pożytecznie robić takie związki w pewnym promieniu, np. przy syndykatach. Ma to wielką niedogodność, że wyczyszczenie ziarna, zwłaszcza drobnych właścicieli, nie może być równe, co przy sprzedaży jest konieczne. Należałoby do tego mieć magazyny, co znowuż kosztuje, ale jest to jedyny sposób usuwania pośredników i otrzymywania ceny normalnej. Takie magazyny w Niemczech są subwencyonowane przez państwo, potrzebna jest przytem nadzwyczajna subordynacya uczestników, do czego tylko Niemcy są zdolne. W roku 1896 izby pruskie zawotowały pierwszą pomoc dla magazynu zbożowego; dzisiaj mają takich magazynów 144, a niektóre przy obrachunku wykazują straty.
Nie udały się również próby wspólnej uprawy ziemi, a najlepszy dowód dały trzy kolonie żołnierskie, które marszałek Bugeaud założył w Algierze, jedną z żołnierzy, już ze służby uwolnionych, a dwie z takich, co jeszcze mieli służyć w wojsku dwa lata. Każdemu postanowiony został oddzielny domek, ale pracować mieli razem na wspólnym obszarze. Aby zaś ich do pracy zachęcić, dawano im zwykłą żołnierską żywność i żołd, a zarobek z ziemi przeznaczony był na zasób, dla każdego. Że zaś to nie bardzo szło od początku, przeto dla dopomożenia i zachęcenia, trzody, zabierane buntowniczym Arabom, rozdawano koloniom żołnierskim. Na końcu drugiego roku przy oględzinach kolonii we Wrześniu przekonano się, że zbiory jeszcze nie są ukończone, a to, co złożone w sterty, nie nakryte i od deszczów zepsute. Strofowani żołnierze oświadczyli, że nie chcą pracować dla wszystkich i że zrzekają się żołnierskiej żywności i żołdu, aby ich tylko porozdzielać. A tak, pomimo perswazyi ukochanego wodza, dla którego tyle razy narażali życie, z rozkoszą rozdzielili się, i w lat kilka kolonie były kwitnące, co dowodzi, że trzeba szanować indywidualność człowieka.
Z powyższego przekonywamy się, że kooperatywy francuskie nie są tak rozwinięte, jak niemieckie, duńskie, a nawet włoskie.
Stan drobnych właścicieli we Francyi powinien być najlepszy, ponieważ za grunty nie płacili żadnej indemnizacyi, tylko zostali nimi przez wielką rewolucyę obdarowani, przecież nie dostali serwitutów leśnych, ani pastwiskowych, a nadto pozwolono im podzielić się gruntami i pastwiskami gromadzkiemi. To nie tylko, że ich postawiło w niemożności trzymania inwentarza, ale nadto jeszcze powiększyło pomieszanie i rozdrobnienie gruntów. Stąd wynika, że rewolucya podniosła chłopa politycznie i moralnie, ale materyalnie nie zrobiła mu wielkiej usługi.
Podług statystyki na rok 1892 było większej własności od 40 hektarów 45 – 55, a reszta różnej drobnej, od jednego poczynając, z obdłużeniem hipotecznem dwu trzecich wartości. Ludność wiejska emigruje do miast nie dla polepszenia bytu, ale z powodu nędzy na wsi; przez lat dziesięć od roku 1892 liczba małych posiadłości zmniejszyła się o 138,000, przeważnie nabywanych dla zaokrąglenia. Przyczyną tego jest nadzwyczajne rozdrobnienie i pomieszanie ziemi, a wskutek tego upadek gospodarstwa przy jednoczesnem podnoszeniu się ceny ziemi. Z tych powodów dochody z ziemi tak spadły, że w niektórych okolicach oddają dzierżawy darmo, z warunkiem tylko opłacenia podatków i utrzymania budowli. Francya ma najniższe plony pszenicy ze wszystkich środkowych krajów Europy, bo ma staroświeckie gospodarstwa i wykształcenie rolnika jest gorsze, niż wszędzie, a chłop uważany jest za pasierba. Nie ma on kredytu, państwowe banki są dla niego zamknięte, a Crédit Agricole bierze 10 do 11%. Jeszcze w roku 1894 w mowach programowych starano się wpływać na syndykaty, aby nie dopomagały chłopom w gwałtownych potrzebach kredytowych. Dopiero w roku 1899 bank francuski zobowiązał się wypożyczać corocznie dwa miliony franków kasom prowincyonalnym (regionalnym), które pozostają w bezpośrednim związku z kółkami.
Przewóz tonny zboża z New Yorku do Hawru mniej kosztuje, niż z Marsylii do Paryża; tak wysokie są taryfy kolejowe dla płodów rolnych, a podobny jest i fracht morski. Kto prowadzi do Paryża 1000 jaj, zapłaci od nich akcyzy 11 franków, do Londynu 6½, od stu kilo masła w Paryżu 39½ fran. w Londynie 22 i t. p. Przeto wielcy posiadacze wywożą wszystko za granicę, a na drobnych ciąży cały podatek. Rolnik płaci 25 do 33% podatku dochodowego, posiadacz miejski 17%, przemysłowiec 13%, od kapitału 4%, od renty państwowej nic! Na zastaw papierów niema podatku, zaś od pożyczki hipotecznej 5%, koszta sądowe są stopniowo większe, im mniejsza tranzakcya.
Ze względu na ciężkie położenie hodujących jedwabniki, a głównie dla podniesienia przemysłu, rząd daje hodowcom nagrody 50 centymów za każde kilo świeżych kokonów. Państwo na to wydaje miliony, ale chłop, hodujący jedwabniki, nie dostaje nic, bo wielki przemysłowiec przez swych pośredników zniża odpowiednio ceny kokonów, a chłop sprzedać je musi, bo wie, że dla podniesienia przemysłu wolno je sprowadzać z Włoch lub Hiszpanii[9]. Oto są powody, dla których, w sto lat po wielkiej rewolucyi, kooperatywy nie idą świetnie i przyrost ludności się zmniejsza.
Włochy[10] prawie od pierwszych chwil swego politycznego istnienia, bo od roku 1866, zrozumiały potrzebę zaopiekowania się rolnictwem i dały mu rodzaj reprezentacyi powiatowej, mającej prawo bezpośrednio znosić się z ministeryum rolnictwa, a jakkolwiek głos ich był tylko doradczy, trzeba przyznać, że były pożyteczne. W miarę jednak, jak się utrwalało powodzenie syndykatów francuskich, przy dawniejszych reprezentacyach utworzono syndykaty rolnicze, z którymi połączyły się kółka pod naciskiem potrzeb ekonomicznych. To dowodzi, że każdy związek może wytworzyć kooperatywę, która jest tylko praktyczną formą stowarzyszenia w zakresie wspólnych interesów, a za podstawę ma wzajemność usług i rozdział zysków między uczestników. Kierunek działania tych syndykatów nie wszędzie był jednakowy, chociaż główne zasady prawie dla wszystkich wspólne, a mianowicie: płacić gotówką, przy wyjątkowych kredytach oblicza się procent, zarobek na towarach 1 do 2%, uczestnicy corocznie płacą pewną składkę. Przestrzegana jest jak największa oszczędność, a wszystkie związki połączone są z kasami oszczędności, które im dają potrzebne fundusze. W razach nadzwyczajnych udzielają kredytu uczestnikom najdłużej na osiem miesięcy, a ponieważ syndykat płaci 4¾%, przeto wypożycza na 5%. Od czasu funkcyonowania tych syndykatów ceny nawozów sztucznych spadły o 20% a sprzedaje się ich rocznie dwadzieścia razy tyle co poprzednio. Na wzmiankę zasługują rolnicze związki katolickie. Jest to dzieło kongresu katolickiego z roku 1892; są one bardzo potężne, zwłaszcza w górnych Włoszech. W krótkim czasie założyły one po wsiach siedemset kas pożyczkowych systemu Reiffeisena. Czynność tych związków jest taka, jak zwyczajnych syndykatów centralnych z którymi połączone są kółka, a starają się one pracować głównie dla warstw rolniczych najbiedniejszych, aby je podnieść pod względem ekonomicznym i obyczajowym. Czynią również starania w celu polepszenia hodowli jedwabników, zawierają umowy z towarzystwami ubezpieczeń od gradu i ognia, przez co an ogóle obniżają premie, utrzymują agronomów, nauczających włościan używania nawozów sztucznych, jak również zawiązują towarzystwa wzajemnej pomocy. Duszą całego związku i założycielem jest kanonik Portaluppi, który urządza także zebrania dla naradzania się o sprawach rolnictwa. Słowem, jest to metodycznie ułożony plan oddziaływania na włościan z pragnieniem zapewnienia im wielkich korzyści oraz wyrobienia poważnego na nich wpływu.
Związkom, pracującym dla ludu, rząd nie tylko, że pozostawił zupełną wolność działania, ale nadto stara się im dopomagać, jak również banki prywatne oraz towarzystwa ubezpieczeń i przezorności. Wszystkie związki rolnicze w roku 1896 połączyły się w jeden syndykat centralny z siedzibą w Placencyi: on tylko prowadzi zakupy stosownie do obstalunków kółek za gotowiznę. Do tego związku przyłączyło się kilka banków ludowych. Wogóle kooperatywa włoska zajmuje się głównie kupnem przedmiotów, rolnikom potrzebnych, zaś sprzedaże prowadzą związki katolickie, które mają najszerszy zakres działalności. Najsilniejszym dowodem błogosławionego działania kooperatywy i kas pożyczkowych jest stopniowe zanikanie strasznej lichwy.
Zwyczajni wędrowni nauczyciele rolnictwa w innych krajach są to urzędnicy ministeryum, wykształceni więcej teoretycznie, niż praktycznie, z wytkniętą drogą do działania, podług jednej rutyny dla całego kraju. Dla tego też inicyatywa ich rozwijać się nie może, wpływ ich na rolników jest mało znany, a powinni oni nie tyle uczyć, ile doradzać. We Włoszech wędrowni nauczyciele nie są urzędnikami państwowymi, są oni płatni z funduszów miejscowych, a wybierani przez ludzi prywatnych, którzy im dają wskazówki i czynności ich kontrolują. Nie dosyć jest nauczać gospodarstwa, ale przez współpracownictwo i ciągłe objaśnienie należy wskazać, jak te nauki wprowadzać w czyn. Tak pojmowana nauka rolnictwa wywiera wpływ bardzo duży, jest dźwignią, podnoszącą dobrobyt wieśniaków, a wyradzając wzajemne zaufanie, prowadzi do kooperatywy i kredytu rolnego. Czynności nauczyciela nie ograniczają się na zwykłej nauce; z obowiązku powinien on mieć sześćdziesiąt odczytów rocznie, a oprócz tego jeździ na wieś, ogląda pola, daje rady i wskazówki na miejscu. Do miasta, gdzie mieszka, schodzą się do niego włościanie po radę, po objaśnienia, jaką kupić maszynę lub nawóz; profesor daje kredyt do kasy, maszynę kupuje się w miejscowym syndykacie, i wszystko idzie na wspólny pożytek.
Jeżeli zaś kredyt był zażądany na kupno bydła lub nakład gruntowy, to znowuż profesor dogląda, czy odpowiednio użyty został. Tak pojęty nauczyciel ludowy nie tylko daje naukę, stosowną do potrzeb miejscowych, ale nadto wyrabia poczucie obowiązków obywatelskich.
Mleczarnie spółkowe powstawały również we Włoszech, kształtując się najwięcej na wzorach najlepszych, to jest duńskich. Pod jednym względem mają one wyższość nad wszystkiemi innemi, a mianowicie, że są między niemi składające się z uczestników bardzo biednych. Sprawozdania ministeryalne cytują taki wypadek w górach Friulu, w małej mieścinie, gdzie było 62 krowy, posiadane przez 59 właścicieli, a żaden z nich nie miał dziesięciu centymów w kieszeni; proboszcz zaofiarował 20 franków na założenie prymitywnej mleczarni bez żadnych nowych maszyn i z początku sam kierznię obracał. W lat kilka ludność z dochodów mleczarni podwoiła ilość krów i już była na drodze do powodzenia.
Za apostoła kooperatywy poczytują tam księdza Antonio della Lucia w prowincyi Weneckiej; pierwsza mleczarnia, którą założył, składała się z dwunastu członków; dzisiaj jest tam przeszło 200 drobnych mleczarni. Wszystkie są z sobą połączone, i sprzedaż dokonywa się przez jedno biuro na wspólny zysk, a że to wspomaga głównie drobnych i ubogich właścicieli w górach, przekonywa, że 1257 uczestników posiada 2519 krów, a więc mniej, niż dwie krowy na jednego. Niektóre towarzystwa przy podziale zysków robią uczestnikami robotników, noszących mleko, aby przez składanie tego zarobku wyjść mogli z czasem na wspólników. Przy mleczarniach nie widzimy jeszcze rozwiniętej hodowli świń, ani drobiu; być może, iż wpływa na to wielkie ich rozdrobnienie.

Grunty orne w Holandyi[11] są niemal tak, jak w Anglii, własnością szlachty, która prawie wszędzie wypuszczała je w dzierżawy. Jeszcze przed trzydziestu laty ci dzierżawcy robili świetne interesy na sprzedaży sera i masła. Ale od lat dwudziestu pięciu wyrób masła i sera uległ zupełnemu przekształceniu, za którem oni nie poszli; udoskonalone maszyny ze stu litrów mleka dają około pięciu kilo masła, kiedy zwyczajna kierznia daje trzy. Chcąc ratować położenie, zaczęli do masła dodawać margaryny i tem się dobili. Wtenczas zaczęto urządzać wielkie mleczarnie, które poprawiły gatunek towaru, ale jeszcze pogorszyły stan ogółu, bo zaczął się wyzysk na cenach mleka, które stale obniżano. To doprowadziło chłopów do nędzy; od roku 1886 zaczęły powstawać mleczarnie kooperatywne, i te zażegnały kryzys rolny, a nadto chłopi stali się niezależni od dzierżawców, są wszyscy uczestnikami fabryk, a mając zawsze więcej krów, niż dzierżawcy, bo ich jest dużo, posiadają przewagę głosów. Mleczarnie połączyły się w związki, a ponieważ ich przybywało, powstał związek związków, który prowadzi sprzedaże, kontrolę, opakowanie i t. p. Gdyby jaka mleczarnia zgorzała lub dla innych powodów nie mogła być czynna, to dwie sąsiednie zobowiązane są wyrobić mleko, dla niej przeznaczone. Związek związków zajmuje się również i losem robotników; pobierają oni duże wynagrodzenie, są wszyscy ubezpieczeniu od nieszczęśliwych wypadków, a wspólna kasa wzajemnej pomocy zapewnia każdemu, mającemu lat 65, emeryturę, z której żyć może dostatnio. Nadto są kółkowe fabryki krochmalu z kartofli, a piekarnie mają urządzoną kasę pomocy, opartą na ilości kupowanego pieczywa. Każdy zdrowy uczestnik takiej kasy, nie mający lat pięćdziesięciu, wkłada do kasy dwa centy, jeżeli kupuje chleba tygodniowo za jeden floren, cztery centy przy kupnie do dwu florenów, a następnie 5 za 3—7, za 4 do 5 i t. d. Na wypadek choroby dostaje tyleż samo chleba co tydzień, ale na rok nie może chorować dłużej, jak dwadzieścia tygodni.

Ruch kółkowy w Belgii[12] rozpoczął się w roku 1890; wpłynęła na niego encyklika papieża Leona XIII Rerum novarum, wywołana strasznymi skutkami strajków 1886 roku. A jakkolwiek biskupi belgijscy zajęli się tą sprawą, przecież rzecz szła opornie, dopóki nie wziął jej w rękę ksiądz Mellaerts. Syn włościanina, przy wielkich cnotach wieśniaka, od dzieciństwa znał jego biedę i cierpienia. Został proboszczem parafii flamandzkiej w Goor, liczącej 1600 dusz, a z powołania botanik, czyni w ogrodzie doświadczenia z nawozami sztucznymi i zachęca do nich parafian, ale mu nie wierzą. Pewnego dnia spotyka gospodarza zrozpaczonego, że musi zaorać pszenicę; ksiądz zachęca go do użycia nawozu, bogatego w azot i kwas fosforowy, i sam sprowadza 25 kilo. Chłop nie wierzy, bo to nie cuchnie, ale kiedy pszenica dała plon zadowalający, uwierzyli wszyscy w agronomiczne wiadomości proboszcza, i to jeszcze podniosło ich zaufanie. Kongres socyalistów w Liège wyrobił u proboszcza postanowienie zajęcia się sprawą ludu, rolnictwu poświęconego, a ponieważ ten rozumiał, że lepiej niczem im nie dopomoże, jak kooperatywą, przeto zwołuje parafian na radę i przedstawia im potrzebę zawiązania takiego kółka, jakie są za Renem. Nie wierzą mu i odradzają, ale, nie chcąc go zasmucać, siedmiu się zgadza i, pod wezwaniem świętego Izydora oracza, zawiązują pierwsze kółko, które w przeciągu roku miało już stu członków. Takich kółek tworzyło się więcej, które następnie łączyły się w jeden związek, pracujący dla wszystkich z siedzibą w mieście, a w pięć lat później już było 26,000 członków. Ksiądz Mellaerts z powodów zdrowia przenosi się do Louvain, gdzie z profesorem Hellepute łączy wszystkie związki w jeden Boerenbond czyli związek chłopski, najpotężniejszy w całej Belgii. Do związków takich należą i robotnicy, dla których tworzą się biura pracy, wynajdują sposoby wydzierżawienia lub nabycia małych gospodarstw, opiekują się wychodzącymi na zarobek za granicę i t. p. Jak zaś myślą o najbiedniejszych, niech przekona przykład związku rolniczego w Hainaut. Każdy, pracujący na roli, może zostać członkiem związku; do tego wystarcza oświadczenie, że się podpisuje na dwadzieścia franków i sumę tę albo wnosi odrazu, albo chce, żeby ona została uzbierana za pomocą ewentualnie przypadającej dywidendy; czyli może zostać członkiem związku, nie dając nic. Dopóki ta suma uzbierana nie zostanie, on nie może z niej mieć żadnego dochodu, ale, skoro raz złożona zostanie, czy to przez dywidendę, czy przez cząstkowe wkłady, rachuje mu się procent 4½, który się potrąca na jego dobro przy zakupach, jakie w kółku robi.
Rząd belgijski zrozumiał dobrze, że minęły czasy, w których gospodarstwo stało na prawach empirycznych, że stało się sztuką, wymagającą nauki, i dlatego z całą energią przystąpił do specyalnego wykształcenia nie tylko mężczyzn, ale i kobiet, przeznaczonych do pracy na roli. W roku 1891 otworzono 10 szkół dla zaznajamiania kobiet nie tylko z tak zwanem gospodarstwem podwórzowem, ale i z możnością zastępowania męża w polu. Słusznie zauważono, że pensye miejskie raczej odrywają dziewczynę od rodzinnego zagonu i dają pożytki niestosowne do przyszłego zajęcia. Rok przedtem założono wędrowne szkoły mleczarskie, rzecz tak poważną, iż zasługuje, żeby się z nią bliżej zapoznać. Dziewczyna przyjęta być może po dojściu do lat piętnastu i po poprzedniem ukończeniu szkoły elementarnej ze świadectwem, oraz musi posiadać dosyć sił dla możności wykonywania wszystkich robót, w mleczarni potrzebnych. Ciało nauczycielskie składa się z dyrektora, który uczy agronomii i zootechniki, zajmuje się urządzeniem technicznem i ekonomicznem szkoły, oraz z dwu już wyrobionych mleczarek. Te mieszkają w szkole, uczą właściwego mleczarstwa i rachunkowości oraz kierują praktycznemi robotami uczennic. Dwa razy w tydzień rolnicy, właściciele przerabianego mleka, są zapraszani, aby zobaczyli, jak działają przyrządy i żeby się przekonali o zysku, jaki jest z ich używania. Obliczają, że krowa daje dochodu o 60 franków więcej, jeżeli mleko jest przerabiane na mleczarni. Są również szkoły mleczarskie dla mężczyzn, ale ich jest mniej.
W Belgii, gdzie statystyka bacznie śledzi wszystkie czynności ludności, obliczają, że przez kupowanie kooperatywne zarabiają uczestnicy 25%, oprócz zysków, otrzymywanych na dobroci towaru i skutków, jakie to sprowadza.
„Czynią się również starania do przeprowadzenia wspólnej sprzedaży wszystkiego, co rolnik produkuje, ale to jeszcze przychodzi z trudnością; największe postępy zrobiła wspólna sprzedaż jaj i owoców. Najpoważniejszy jest syndykat do sprzedaży buraków, wiadomo bowiem, jak uskarżają się gospodarze na samowolę cukrowni. Główne warunki sprzedaży buraków przez syndykat są: sprzedaż podług zawartości sacharyny, waga na kolei; próbki do polaryzacyi biorą wspólnie delegowany syndykatu i cukrowni, zaś analizy robią chemicy syndykatu, rządowy i cukrowni, a przeciętna z dwu analiz, najwięcej do siebie zbliżonych, jest obowiązującą dla stron”[13].

Rosyjska artiel[14] — nazwa ta pochodzi od wyrazu tatarskiego „orta”, co znaczy gmina, zebranie; ludy, w stanie natury żyjące, jak Jakuci i Kirgizi, mają u siebie rozmaite spółki w postaci artieli, do handlu zbożem i koni, polowania, połowu ryb, uprawy roli, rozbojów, nawet poszukiwania zbiegłej kobiety lub krowy. Jakuci dzielą się zwierzyną, upolowaną przez najlepszych strzelców, ponieważ mają przekonanie, że powodzenie na łowach nie zależy od zręczności, tylko od woli bogów, a więc łup powinien należeć do ogółu. Czy więc artiel jest rdzennie rosyjska, czy od sąsiadów przejęta, orzec trudno; to pewna, że już w siedemnastym wieku słowo „artiel” spotykamy w aktach. Urzędownie artiel określa się, jako zgromadzenie pewnej ilości ludzi, którzy, na skutek wzajemnej umowy, wykonywają zbiorowo posługi i prace, przechodzące siły pojedyńczego człowieka. Z tego określenia wynika, że są one podwójne, pracujące wyłącznie na korzyść własną i najmujące się do wykonywania pewnych robót. Do najdawniejszych zaliczają się myśliwskie, przeważnie na zwierzęta morskie, i rybackie, bo najpewniejszy zysk dawały nadzwycajnie rybne morza i rzeki rosyjskie. Morze Kaspijskie jest najlepiej zarybione ze wszystkich mórz Europy i jeszcze dzisiaj daje rocznie trzynaście milionów pudów ryb. Należałoby wnosić, że tu artiele własne są najwięcej rozwinięte, jest jednak przeciwnie, ponieważ brzegi morskie rozdawane były faworytom dworskim, którzy je więcej dającemu wypuszczali w dzierżawę.
Nie mamy zamiaru pisać historyi artieli, których jest niezliczona ilość, zacząwszy od zwyczajnych robót gospodarskich lub np. ciągnienia statków (burłaki), aż do malarzy ikon. Naszą rzeczą jest zaznaczyć, że lud ruski od najdawniejszych czasów odznaczał się wielką zdolnością do kooperatywy. Gdy tylko chłop opuszcza wieś dla szukania zarobku, wszędzie, dokąd przychodzi, zawiązuje się w artiel, co jest prawdziwą samoobroną. A ponieważ klimat trzyma go od czterech do ośmiu miesięcy w domu, ziemi ma tak mało, że go wyżywić nie może: przeto musi się posiłkować drobnym przemysłem. Statystyka podaje, że we właściwej Rosyi znajduje się sześć razy więcej zajmujących się drobnym przemysłem, niż fabrykantów, co jest drugim dowodem zdolności do kooperatywy. W gubernii Jarosławskiej i Kostromskiej całe wsie robią płótna na wspólnych warsztatach, a we Włodzimierskiej są takie same artiele wyrobów jedwabnych. W okręgu Niżnie-Nowgorodzkim, na 130 warsztatów wyrobu gwoździ było 99, do artieli należących; słowem, prawie niema gubernii, któraby nie miała swojej specyalności, w taki sposób prowadzonej.
U chłopa ruskiego siła rośnie w miarę oporu; nie będąc nigdy przedmiotem opieki, opiekuje się sam sobą i innemu nie szkodzi; np. na jarmarkach łączą się w artiele, i każdy do wspólnego zysku sprzedaje swoje wyroby, a nawet dzielą się stronami, w których biorą zamówienia różnej pracy. Jak zaś ona jest ciężka, to mamy przykład na wyrobie rogoży; żyją przy niej w brudnych i ciasnych klitach wraz z rodziną i od Października do Lipca zarabiają 30 rb. Ciekawy jest rachunek z takiego przedsiębiorstwa w gubernii Wiatskiej. Materyał na jedną artiel kosztuje 7000 rb., dochód brutto jest 16650, a ponieważ procentu od kapitału liczą 650 rb., przeto na zysk pozostaje 9000 rb., z których dwie trzecie, czyli 6000 rb., bierze przedsiębiorca, a pozostałe 3000 artiel[15]. Do poważniejszych artieli należą używane do obsługi i budowy statków, których już w roku 1880 po rzekach rosyjskich pływało 3300 różnej wielkości; robotnik może tu zarobić 25 rb. miesięcznie, ale, jak wszędzie, tak i tu jest przez lichwiarzy wyzyskiwany. Sławna fabryka Morozowa, w Orjechowie Zujewie, spławia rocznie po Klaźmie pół miliona pudów towarów i płaci od puda 12 do 15 kopiejek, z czego artiel dostaje 6 do siedmiu, resztę zarabia pośrednik.
Artiele giełdowe powstały w Petersburgu i Moskwie dla obsługi komór, wielkich domów kupieckich i t. p. Są one pod nadzorem giełdy, która od nich wymaga złożenia kaucyi i ustanowienia stałej taksy, dla zabezpieczenia od wyzysku. Wyrobiły one sobie rodzaj monopolu, utrudniającego tworzenie się nowych, i dlatego są bardzo duże zarobki, a przybywający do artieli musi dać wkupne, niekiedy do tysiąca rb. wynoszące. Miejsce w artieli w Moskwie można sprzedać, a czasami płacą za to do dwu tysięcy rubli. Zawiązywanie nowej artieli jest wtenczas dozwolone, kiedy dwudziestu kupców poręcza, że jej da zajęcie; musi ona mieć najmniej dwudziestu pięciu członków, dających po dwieście rb. kaucyi, która stopniowo musi być powiększana do tysiąca rubli. Cztery razy do roku artiel się zbiera dla podziału zysków i wybierania urzędników, a mianowicie starszyny i jego pomocnika, pisarza i kucharza. Starszyna ma prawo karania, a od wyroku jego można apelować do zebrania jeneralnego. Rachunki wolno przeglądać tylko stowarzyszonym, a zarobek stowarzyszonego jest trzy razy taki, jak najemnika. Wszystkie komory mają takie artiele, a wysokie ceny, jakie stawiają za swoją pracę, powodowały nawet skargi delegatów niemieckich. Artiele do ładowania statków, przeważnie w rękach pośredników będące, są wystawione na straszny wyzysk: człowiek, zarabiający rubla dziennie, musi dźwigać ciężar dziesięciopudowy dwa i pół kilometra, bez możności zdjęcia go z siebie. W Rybińsku pośrednik zabiera dwie trzecie zarobku, co nawet czasem bywa powodem rozruchów. Ponieważ dowiedzionem jest, że byt robotnika jest dużo lepszy w artieli, niż pracującego na siebie, przeto należałoby usuwać przeszkody do zawiązywania się w artiel, a temi są: brak organizacyi kredytowej i brak stanowiska prawnego.
Po zniesieniu poddaństwa cała postępowa młodzież rosyjska starała się pracować nad rozwojem umysłowym ludu i podniesieniem jego dobrobytu, a ponieważ to były czasy, kiedy Schultze z Delitsch urządzał już kooperatywy w Niemczech, przeto pozornie słusznie mniemano, że na tle artieli przyjmą się one z łatwością i w Rosyi; zobaczymy jednak, w jak wielkim byli błędzie. Kooperatywy na zachodzie Europy powstawały na skutek przekonania, że system gospodarczy drobnej własności nie jest wystarczający, a wynikiem tego przekonania był pewnik, że działających oddzielnie trzeba połączyć w gromady, aby siłą organizacyi dać im możność oprzeć się naporom kapitalizmu. To wszystko nie było znane ani ludowi rosyjskiemu, ani najlepszych chęci menerom; ruch miał charakter idealistyczny i dla tego gruntu pod nogami nie znalazł.
Jeden z takich działaczy, N. W. Wereszczagin, który w Szwajcaryi studyował mleczarstwo, zaproponował zakładanie mleczarni udziałowych dla włościan, co nie tylko dawałoby im duży dochód, ale jednocześnie wpłynęłoby na poprawienie rasy bydła, zaś do prowadzenia mleczarni postanowił używać artieli, z któremi lud był tak zżyty. Ponieważ właściciele gubernii Twerskiej i wtenczas do najruchliwszych należeli, przeto w roku 1867 założyli pierwszą mleczarnię, w następnym roku drugą, a później powstało jeszcze jedenaście. Do wszystkich przeważnie należeli chłopi. Wolne towarzystwo ekonomiczne i osoby prywatne otworzyły kredyt na organizacye.
Wszystkie mleczarnie upadły.
W roku 1871 ministeryum dóbr państwa dało pieniądze na założenie szkoły mleczarskiej oraz na wyrób potrzebnych narzędzi, ale personel nie mógł sprostać zadaniu: sprawa wymagała nie artieli, ale wyrobionych specyalistów. Lud interesowi nie dowierzał, brak kapitału sprawiał, że sprzedawano ze stratą, a współzawodniczenie z mleczarniami prywatnemi było niemożebne.
W roku 1873, w guberniach Jarosławskiej, Nowgorodzkiej, Petersburskiej i Archangielskiej powstawały takie artiele i skończyły się, jak w Twerskiej; wyrób był zły i ogólny stan uczestników nie odpowiedni. W gubernii Wiatskiej założono dwie mleczarnie z ograniczoną ilością uczestników. Zrobiono to dla przekonania ludności o pożytkach, stąd wypływających, i dla zachęcenia do tego rodzaju pracy. Ale i to stało się niemożebnem, ze względów administracyjnych, bo gubernator wymagał upoważnienia od ministeryum na wszystko, co, jakkolwiek było zgodne z przepisami, ale działalność zanadto krępowało; w ten sposób upadły wszystkie mleczarnie kółkowe, a czynne, jako przedsiębiorstwo, idą dobrze.
Na Kaukazie, czterdzieści pięć wiorst od Stawropola, dwadzieścia pięć lat temu, Niemcy w koloniach Aleksanderfeld i Wohldenfürst założyli dwie mleczarnie kółkowe. Każdy uczestnik dostaje książeczkę, w którą zapisuje się dostawione mleko, jak również to, co bierze ze wspólnego sklepu.
Mleczarnie, na których czele stoi specyalista Szwajcar, idą bardzo dobrze, corocznie sprzedają 1200 pudów sera po 12 rb.
„Główna przyczyna powodzenia tkwi w wysokim stopniu w rozwoju mieszkańców tych dwu kolonii, którzy, po otrzymaniu wykształcenia, nie chcą opuszczać swych rodzin, lecz pozostają w koloniach i żyją tam, jak inni koloniści”[16].
Relacye o mleczarniach artielskich dla naszego przykładu przedstawiłem. Z powyższego przekonywamy się, że społeczeństwa rosyjskiego nie można obwiniać ani o obojętność, ani o bezczynność w sprawie polepszenia bytu ludu, ale wszystko rozbija się o nizki poziom umysłowy i zapory administracyjne. Widzimy, że szkoła i dobry zarząd są podstawami powodzenia każdej pracy organizacyjnej[17]. Za staraniem inteligencyi wiejskiej zaczęto zawiązywać artiele do wspólnego użytkowania z niemi. Już w roku 1863, jeden z właścicieli w gubernii Besarabskiej, powiecie Sorockim, urządził takowy. W pierwszym roku roboty poszły bardzo pomyślnie przy wielkiem zaoszczędzeniu robocizny. Wymłócone zboże zwieziono do magazynu, a po odtrąceniu pewnej ilości na siew i sprzedaż, resztą podzielono się według liczby robotników, nie wyłączając dzieci i kobiet. Rok następny był bardzo pomyślny: po odtrąceniu zboża, potrzebnego na życie, zasiew i wydatki, za sprzedane otrzymano 560 rb., za które założono wspólny sklep i szynk. W trzecim roku artiel miała już swoją szkołę, młyn i kasę pożyczkową oraz dokupiła bydła, a dzięki wspólnej pracy, uczestnicy mieli jeszcze dosyć czasu do zarabiania na zewnątrz, co, rozumie się, dobrobyt wspólny podniosło. Często pojawiające się głody skłoniły rząd do zawiązywania takich artieli w gubernii Riazańskiej i Chersońskiej, gdzie nawet był rządowy przysięgły agronom, jako instruktor, — myśl bardzo pożyteczna wszędzie, a tem bardziej tam, gdzie ilość ziemi, posiadana przez włościan, jest tak mała, że produkcya z niej na wyżywienie wystarczyć nie może. Wiele z tych artieli rozwiązało się dla różnych powodów: to się uczestnicy rozłączyli, to dla tego, że kobiety się nie zgadzały, a najwięcej dla ustalonego mniemania, że swojego szczęścia nie należy dzielić z innymi. Co się stało z innymi, nie wiadomo.
Ziemstwo Twerskie w roku 1871 dało pięćdziesiąt tysięcy rubli na założenie kasy pożyczkowo-oszczędnościowej dla włościan, trudniących się przemysłem, na zakładanie przedsiębiorstw, zaliczki na gotowy towar i t. p. Największa pożyczka nie mogła przenosić dwu tysięcy rubli, z terminem dziesięcioletnim i procentem trzy od sta. Zaraz zaczęły powstawać artiele do roboty gwoździ (przemysł w tamtej stronie uprawiany); było czynne trzy duże i kilka małych; w przeciągu lat czterech upadły wszystkie z powodu nieznajomości przedmiotu prowadzących oraz szykan, jakie robiły wielkie fabryki i pośrednicy.
W tejże gubernii znajduje się dużo smolarni, które zbiedniały; przeto dawano im zasiłki do zawiązania się w artiele; pozostało ich 21; każdy poręczał pożyczkę solidarnie. Nadto ziemstwo założyło jedną smolarnię wzorową, z kapitałem zakładowym cztery tysiące rubli. Smolarnie szły bardzo pomyślnie aż do czasu wprowadzenia zmiany w przepisach wydawania drzewa z lasów rządowych; ziemstwo gubernialne, zniechęcone, oddało to powiatowemu, które w roku 1883 wyszło z interesu. Trzeciem przedsiębiorstwem w tej gubernii były artiele szewckie; i te początkowo rozwijały się pomyślnie, ale wkrótce wyłoniły się trudności między kapitałem a pracującymi, które trudno było wyrównać. Intrygi pośredników dokonały reszt. Takież były dole artieli do uprawy lnu, robienia lin okrętowych, w Petersburgu i Moskwie stolarzy, rękawiczników, introligatorów i t. p. Zabiegi gubernii Kazańskiej były także niepomyślne; składało się na to dużo wpływów, a głównie to, że zakładano artiele na modłę staro ruską bez uwzględniania zmian, jakie wprowadziły rozwinięte fabryki i maszyny.
Dobrze szła artiel wyrobów żelaznych w gubernii Pskowskiej, a marmurowych i noży w Jarosławskiej. Wogóle artiele tam idą lepiej, gdzie jest mniej fabryk.
Zatrzymaliśmy się dłużej nad artielą dlatego, iż, zdaniem naszem, niepowodzenia, jakie ją spotkały, są dla nas lepszą nauką, niż świetne rezultaty, otrzymywane na zachodzie, pokazują nam bowiem to, czego uniknąć należy, a o co starać się trzeba. To ogranicza się do trzech rzeczy, a mianowicie: czynić usiłowania o podniesienie kultury ludu, poznać stosunki miejscowości, do działania wybranej, i mieć wolność ruchów. Każdego rodzaju centralizacya w państwie, mającem tak różne warunki pod względem kultury, przeszłości i potrzeb ludności jest niemożebna. Znajomości tych prawd nie mieli działacze rosyjscy, są to jednak rzeczy do poprawienia, i nie ulega wątpliwości, że Rosya posiada niesłychaną potęgę w tem usposobieniu ludu do łączności, jeżeli dojdzie do możności podniesienia tej sprawy samodzielnie bez wpływów biurokracyi. Sądzę, że na tem opierał się Marx, twierdząc, że Rosya przez sprawę agrarną takie same miejsce zajmuje, jak Anglia przez robotników fabrycznych. Przez położenie geograficzne i straszny obszar Rosya stanowi naturalny balast między Europą a Azyą, a jeżeli zdoła połączyć wszystkie swoje ludy w jedną rodzinę, stanie się regulatorem pokoju w tych dwu częściach świata.
A cóż powiemy o kooperatywie polskiej? Dzięki zacnym ludziom, już i my na tem polu mamy swoją historyę, o której z uznaniem wspominają nawet Niemcy[18]. W Poznańskiem pierwsze kółko zawiązane zostało na wniosek włościanina Dyonizego Stasiaka[19]; to zostało podjęte przez księdza Wiszniewskiego, a w następstwie dostało się w ręce niezapomnianej pamięci Maksymiliana Jackowskiego, który od razu pojął całą doniosłość budzącego się ruchu. Jego to głowie, pracy i sercu zawdzięczamy, że w chwili obecnej są tam zawiązane 274 kółka, liczące 120000 członków. Jest przytem rzeczą znamienną, że prezesami tych kółek prawie w połowie są księża, w jednej czwartej właściciele ziemscy i w jednej czwartej włościanie. Kółka mają swoją gazetę: „Poradnik Gospodarski”, nawet swego prelegenta, a doświadczenie przekonało, że bardzo silnym środkiem do postępu jest lustrowanie gospodarstw uczestników. W ubiegłym roku kółka włościan poznańskich sprowadziły trzysta tysięcy centnarów sztucznych nawozów; jest tam trzynaście spółek drenarskich, pięciuset członków ma swoje separatory do odtłuszczania mleka, sto kółek odstawia mleko do mleczarni spółkowych, i prawie wszyscy są ubezpieczeni od ognia[20].
W Galicyi kółka zaczęły się rozwijać w 1883 roku; dziś są tam największem stowarzyszeniem. W roku zeszłym było ich już 1094, a w nich 46681 uczestników; posiadają bibliotekę, złożoną z różnych dzieł, w ilości 75656, a czytelnie kółkowe prenumerują 2614 egzemplarzy różnych czasopism. Szacunek budynków, stanowiących własność kółek rolniczych, wynosi 590279 koron, a różnych towarów w roku sprawozdawczym dostawiono w pełnych ładunkach 927 wagonów.
U nas, w Królestwie, z powodu bardzo silnego oporu władz, kółka w Kaliskiem, Nowo-Mińskiem, Radzymińskiem i innych powiatach stawiają zaledwie pierwsze kroki. Jakkolwiek są jeszcze w niemowlęctwie, jednak już ujawniają pożyteczność swoją we wzajemnych stosunkach uczestników, ale wszędzie potrzebują opieki i kierunku inteligencyi.
A jak ojcowie nasi przyjęli emancypacyę chłopów!
Konstytucja Trzeciego Maja tak zaczyna artykuł czwarty:
„Zważywszy, że z pracowitej ręki rolnika płynie najobfitsze źródło bogactwa narodowego; zważywszy, że stanowią oni większość ludności państwa i ogólną siłę rzeczypospolitej: sprawiedliwość, ludzkość oraz interes własny nakazują nam przyjąć tę szacowną klasę ludzi pod opiekę prawa i rządu”; następują dalej zobowiązania co do wzajemnych powinności oraz poręczenie zupełnej wolności[21]. Siódmego Maja 1794 — uniwersał Kościuszki z obozu pod Połańcami. Artykuł I. Lud na mocy prawa używa opieki rządu narodowego. II. Każdy chłop jest wolny, może zamieszkać, gdzie zechce, byle o tem zawiadomił władzę i zapłacił długi, jeżeli je ma — i tak dalej; na końcu pomieszczone zobowiązanie, żeby duchowieństwo ogłosiło to z ambony.
Konstytucya Księstwa Warszawskiego. Artykuł czwarty: „Niewola jest zniesiona, wszyscy obywatele są równi przed prawem, stan włościański jest pod protekcyą prawa”.
20 Stycznia 1811 roku książę Drucki Lubecki listownie prosi księcia Kleofasa Ogińskiego, aby przedstawił cesarzowi Aleksandrowi I konieczność przywrócenia konstytucyi Trzeciego Maja co do włościan na Litwie.
9 Kwietnia 1814 roku Kościuszko listownie prosi Aleksandra I o uwolnienie i uwłaszczenie włościan oraz danie im szkół kosztem państwa.
26 Września 1845 roku szlachta galicyjska podaje adres do cesarza Ferdynanda I o uwolnienie i uwłaszczenie włościan. Nareszcie 1861 roku[22], przed wyzwoleniem włościan w Rosyi, Aleksander II bardzo szlachetnie pragnął, aby to wiekopomne dzieło zostało spełnione na skutek prośby właścicieli ziemskich, i dla tego władze podsuwały myśl robienia odpowiednich podań; ale uczynili to tylko obywatele gubernii dawnej Rzeczypospolitej. Wszystko to było dobrowolne, nie wymuszone, nie pod wpływem chwilowego wrażenia, ale w przekonaniu o potrzebie i w poczuciu obywatelskiego obowiązku względem kraju. Gdyby po tem, co poprzedziło, Milutin, wprowadzając ukaz 1864 roku, był jednocześnie zrobił regulacyę gruntów i serwitutów, to stosunki włościańskie u nas byłyby urządzone najlepiej. Nie ulega wątpliwości, że był to człowiek bardzo wykształcony, kwestyę włościańską badał na Zachodzie, wiedział przeto o błędach rewolucyi francuskiej i posiadał zupełne zaufanie Monarchy, ale, wierny zasadzie divide et impera, przełożył ciasne względy polityczne nad pożytek kraju.





  1. La Prevoyance Sociale en Italie. Introduction par Mr. Leopold Mabilleau.
  2. Das Landwirtschaftliche Genossenschaftswesen in Deutschland—von Dr. phil. E. Neumann.
  3. Les associations agricoles de production et de vente, par Andrè Colliez, str. 52.
  4. Das landwirtschaftliche Genossenschaftswesen in Oberösterreich, von Wiktor Kerbler.
  5. Das System des Socialismus, von Dr Alfred Nossig. 2 Teil. Die Moderne Agrarfrage, str. 333.
  6. Das landwirtschaftliche Genossenschaftswesen in den skandinawischen Ländern, von Dr Heinrich Pudor.
  7. Les associations ouvrières et les associations patronales, par p. Hubert Valleroux.
  8. „Nous doutons, prédit un écrivain socialiste M. Coulet, que le consommateur puisse échapper bien long-temps encore à la rapacité des agriculteurs; ceux-ci en effet ont travaillé incessamment à s'unir, à se fortifier, à devenir par leurs syndicats de producteurs, les maitres tout puissants du marché national, et le jour est proche où le resultat definitif de la politique agricole actuelle apparaîtera tous la larme d'un monopole des produits du sol national, pour le seul profit des proprietaires ruraux”. Les Associations agricoles de production et de vente, par André Colliez, str. 36.
  9. A. Nossig, str. 185 do 293.
  10. La prevoyance sociale en Italie, par le C-te de Rocquigny.
  11. Les cooperatives hollandaises, par Henri Hayem.
  12. Les associations agricoles en Belgique, par Max Turmanne.
  13. Les oeuvres agricoles. Moyens pratiques les créer et de les organiser, par Georges Malherbe.
  14. Das Artiel, eine wirtschaftsgeschichtliche Studie von Dr Paul Apostol.
  15. Ausbeutung und Wucherei. Ssassonow, str. 49.
  16. Paul Apostol, str. 118.
  17. Powodzenie kolonii niemieckich na Kaukazie zniewala mnie do przytoczenia następującego faktu. Gazeta Прогрессивное сельское хозяйство № 3, r. 1885, opisuje, jak na posiedzeniu Wolnego Ekonomicznego Towarzystwa w Petersburgu A. W. Wereszczagin zdawał sprawę z kolonizacyi Kaukazu. „Wschodni pas wybrzeża morza Czarnego od Anapy do Batum, ciągnący się na 600 wiorst, przyłączony został do Rosyi w trzech różnych epokach. W roku 1803 i 4 przyjęły dobrowolnie poddaństwo rosyjskie Abchazya, Mingrelia, Imerecya i Gurya. W roku 1829 po traktacie adryanopolskim Turcya nominalnie odstąpiła niepodległe plemiona górskie między Anapą a Abchazyą, a zwycięstwa ostatniej wojny 1877—1879 oddały obwód Batumski. Z tych trzech nabytków najdrożej kosztowało wybrzeże i części, osiedlone przez górali. Przez lat 35 wrzała z nimi zacięta wojna, rozdmuchiwana przez tureckich i angielskich emisaryuszów, aby zaś izolować górali od wrogiego nam oddziaływania, trzeba było założyć nad brzegiem morza rząd fortec i utrzymywać flotyllę, złożoną z wojennych statków i łodzi, a oprócz tego przedsiębrać wyprawy w góry. Dwaj emisaryusze angielscy, James Bel i Łapiński, którzy przeżyli między temi plemionami lat kilka, we wspomnieniach, pisanych o nich, zostawili ciekawą charakterystykę etnograficzną. Uprawa zbóż, wina, drzew owocowych, pszczelnictwo, które tam dosięgało wielkich rozmiarów, hodowla owiec i koni, jakkolwiek może prowadzone sposobami zbyt prymitywnymi, wystarczały na wyżywienie tej półmilionowej ludności, wyróżniającej się pięknością ciała i odwagą ducha. Po wojnie krymskiej wypadło srogimi środkami dopełnić pokonania zachodniego Kaukazu. Górale, po internowaniu Szamila w Kałudze, nie przystawali na żadną ugodę, nawet najkorzystniejszą dla siebie. W początkach Marca 1864 Hrabia Jewdokimow, przeszedłszy górską przełęcz Goitkskij z dwiema kolumnami jenerałów, Babina i Heimana, jedną z nich skierował na północ, drugą na południe, a zająwszy wyżyny gór, kazał z nich schodzić w doliny i zganiać całą ludność górską do brzegu morza. Czerkiesom dano do wyboru przesiedlenie się za Kubań albo do Turcyi. Piąta część pozostała, a cztery piąte wyszło, a za temi następnie Abeldyńcy i Abchazcy, będący już rzeczywistymi poddanymi rosyjskimi. Takim sposobem cała przestrzeń między Anapą a Suchumem, w lat 35 po pokoju adryanopolskim, zamieniła się w pusty plac, długo noszący na sobie ślady kultury narodu, który go opuścił. Ten pusty plac rząd nazwał okręgiem Czarnomorskim, oddziałem Suchumskim, a osadziwszy z początku na nich dwanaście oddziałów kozackich (stannic), postanowił kolonizować go na następujących zasadach: 1) Osadnikom dawać ziemię od 10 do 20 dziesięciu na duszę męską; postanowiono część ich osiedlić sposobem gminnym, a część folwarcznym; 2) osobom, pragnącym zająć się rolnictwem, dawać ziemię pod warunkiem wypełniania pewnych włożonych na nich warunków 3) sprzedawać części, nie większe nad trzysta dziesięcin, prywatnym nabywcom po dziesięć rubli dziesięcinę, a wypłaty rozłożyć na lat dziesięć.
    A. W. Wereszczagin, przybywszy na Kaukaz w 1868 roku, jako pełnomocnik kilku kapitalistów moskiewskich, którzy nabyli ziemię na prawach, oznaczonych punktem trzecim, pozostawał tam bez przerwy, dotykając się zblizka sprawy kolonizacyi wybrzeża morza Czarnego. Dla tego sprawozdanie jego obudziło wielkie zajęcie, a przecież ograniczało się ono tylko na wyliczeniu błędów administracyi Kaukazu, tak względem osadników, jak i względem nabywców, którzy włożyli znaczny kapitał w kupno ziemi. Jedne komisye zmieniały drugie, waląc to, co poprzednio wzniesiono. Według opowiadania p. Wereszczagina, 46 osób, służących w okręgu Czarnomorskim (w tej liczbie partya geometrów, starszych i młodszych mierników do rozgraniczania) przez osiemnaście lat kosztowało skarb 1,120,000 rb., i przez ten czas osiadło tam 15,000 dusz; z tych 700 w Anapie i Noworosyjsku, a ludności wiejskiej tylko 8000, znajdującej się w nader smutnem położeniu, o czem świadczy 750,000 rb. długu państwowego, jaki na niej ciąży. Takich cyfr i faktów Wereszczagin cytuje dużo; niepodobna między nimi pominąć i tak wielkiego faktu, jak rozgraniczanie. Dopełniane ono jest tak źle, że do tej pory nikt z nabywców ziemi nie zna dokładnie granic swej własności i na posiadanie jej nie ma odpowiedniego dokumentu. Jeden z mandatów Wereszczagina, odebrawszy plan i rozgraniczenie nabytej części, potwierdzone i podpisane przez centralne władze Kaukazu, usiłował takową objąć w swoje posiadanie. Lecz pokazało się, że las orzechowy, znajdujący się tam, wycięty; wprawdzie wyrobiony materyał straż leśna zatrzymała, ale dozwolono go wywieźć bez rozstrząsania sprawy i bez zadosyćuczynienia zawieszonemu protestowi. Naturalnie sprawa poszła na drogę sądową.
    Taki nieład we wszystkiem zniewolił namiestnika do sformowania oddzielnej komisyi w roku 1879 pod prezydencyą naczelnika głównego zarządu, jenerała Starosielskiego. Komisya ta objechała całe wybrzeże morza Czarnego od Suchumu do Anapy, przekonała się wprawdzie o godnym politowania stanie kolonizacyi, ale do tej pory rzeczywista zmiana na lepsze czuć się nie daje. Kolonizacya plącze się coraz to gorzej, stan osadników jest co dzień prawie uciążliwszy, a rzeczywistą ich liczbę stanowi kilka oddziałów kozackich i zrzadka rozrzuconych na wszystkie strony osad, złożonych z Greków, Ormian, Czechów, Niemców i Polaków, a w najmniejszej ilości z Rosyan. Z powodu takiego nieładu Wereszczagin wyraża przekonanie, że niezbędnem jest ułożenie ogólnego państwowego kolonizacyi Czarnomorskiego wybrzeża Kaukazu. Sprawozdawca zaznacza życzenie, aby Wolne Towarzystwo Ekonomiczne przyjęło na siebie inicyatywę tak wstawiennictwa do władz wyższych, jak zachęcania Rosyan i wogóle kapitalistów do pomocy rządowi. Kolonizacya powinna być postawiona na warunkach oznaczonych i niezachwianych, żeby osadnicy szli samo dobrowolnie bez obawy o grosz wydany”.
    To przytoczywszy, stawiam pytanie, czy rzeczywiście tak się podniósł stan wszystkich kolonistów, czy tylko Niemców, i czy ci wysoko wykształceni koloniści niemieccy nie powracają do ojczyzny tylko dla tego, ażeby robić 1500 pudów sera!!
  18. A. Nossig, str. 496 i następne.
  19. Słowo, № 22 i 169 roku 1905.
  20. M. Malinowski w pracy: Włościańskie stowarzyszenia rolnicze w różnych krajach, str. 30, nazywa ojcem kółek polskich Juliana Krasiewicza, dzierżawcę folwarku plebańskiego w Prusach Zachodnich, dawniej Królewskich.
  21. Le Comte d'Angeberg. Actes diplomatiques concernant la Pologne, od roku 1762, stronice 243, 376, 470, 541, 599, 1018. On sait que c'est Catherine II, Paul I et même Alexandre I, comme Nicolas I, qui empêchaient les nobles et les proprietaires de Lithuanie et de la Ruthenie d'emanciper les paysans. En 1857 les Lithuaniens furent les premiers à provoquer auprès d'Alexandre II cette emancipation, str. 543.
  22. Fürst P. Krapotkin, Memoiren eines Revolutionären.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Janusz Dmochowski.