Podróż na wschód Azyi/27 kwietnia

<<< Dane tekstu >>>
Autor Paweł Sapieha
Tytuł Podróż na wschód Azyi
Podtytuł 1888-1889
Wydawca Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta
Data wyd. 1899
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Lwów
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Tokio, 27 kwietnia.

Przed paru dniami byłem w teatrze. Grano sztukę (niby tragedyę) »Czterdziestu siedmiu Roninów«, osnutą na tle podania, które właśnie z angielskiego na polskie tłumaczę. Nic równego, jako mimika, w życiu nie widziałem. Realizm szalony, chwilami przechodzi wszelkie granice. Tu mogłaby Sara Bernhard odbywać studya, jak się mordować, jak umierać na scenie. Asystuje się w tej sztuce aż czterem samobójstwom i dwom czy trzem zabójstwom. Samobójstwa niezmiernie przerażające; najpierw, bo przedstawiają tak zw. harakiri czyli przerżnięcie sobie brzucha własną ręką; dalej, bo realizm posunięty do tego stopnia, że krew (naturalnie udana) bucha z ran, zalewa samobójcę, który wyciąga z siebie kiszki na scenie, by takowemi akt przysięgi podpisać. Widzi się tu rzeczy doprawdy dla nas nowe, nietylko pod względem grozy przedmiotu, ale także pod względem znakomitej gry — rzeczy, o których doprawdy wielu naszych najsławniejszych artystów pojęcia nie ma. Przytem przedstawienia te są niezmiernie ciekawe, bo wszystko występuje w dawnych, pięknych kostyumach dworskich i innych, które dziś już tylko ledwie na obrazach egzystują.
Oby wraz z temi starymi ubiorami nie poszły w niepamięć inne cenne zwyczaje i cechy starej Japonii! Tak między innemi jest jeden szczegół albo raczej rys charakteru Japończyka — o którym wielu podróżnych mówić zapomina, a który przecież godzien jest wzmianki, bo nawet, rzecz szczególna, arcymiły do skonstatowania — który wyróżnia Japończyka, ku wielkiej jego chwale, od wszystkich, zdaje mi się, narodów kuli ziemskiej, przedewszystkiem jednak od Chińczyka i Koreańczyka, jego najbliższych krwią i położeniem geograficznem sąsiadów. Rysem tym charakteru jest nie co innego, jak zamiłowanie czystości. Jak kraj długi i szeroki, biedny i bogaty, młody i stary, mężczyzna czy kobieta, wszyscy i wszędzie, dzień w dzień muszą mieć kąpiel, i to kąpiel ciepłą! Zwyczaj ten tak jest rozpowszechniony, tak poszedł w krew i kości tych ludzi, że najprostszy riksa, najprostszy chłop, nieszczęśliwym, bo chorym czułby się, gdyby mu odmówiono wieczorem przed spoczynkiem kąpieli. Jest to instytucya, nad którą doprawdy wartoby się zastanowić, aby ją u nas zwłaszcza zaprowadzić, przynajmniej po miastach. W Japonii w każdej najmniejszej mieścinie jest przynajmniej jedna publiczna kąpiel, gdzie za jednego centa każdy do woli wykąpać się może. Jak we wszystkiem, tak i tu cechą prawdziwie wielkiej, prawdziwie ogólnie użytecznej instytucyi, jest prostota. Instytucya ta może być tak niesłychanie tanią i przeto dla najbiedniejszego dostępną i wpływającą zbawiennie na ogół, jedynie w skutku swej niesłychanej prostoty. Kąpiel japońska, to mniejszy lub większy pokój, mniej lub więcej zamknięty, w środku którego jest jedna lub więcej kadzi drewnianych z wodą gorącą. Aby woda nie stygła, jest przy kadzi umieszczony rodzaj piecyka z blachy, tworzącego z kadzią jedno, w który to piecyk z chwilą, kiedy się rozpoczyna ogólna pora kąpielowa tj. wieczorem, wkładają nieco węgli drzewnych rozżarzonych. Jako dalsze akcesorya kąpieli, jedna lub więcej putni drewnianych z wodą zimną i czerpaczka również drewniana, służąca do oblewania się wodą — na tem koniec!
Proceder przy kąpieli japońskiej następujący: wchodząc umywa się każdy mydłem i wodą, zwykle już bardzo ciepłą, przygotowaną w jednej z owych mniejszych putni, stojących obok głównej kadzi; dobrze wymywszy całe ciało, wchodzi do głównej kadzi z gorącą wodą, i tu przez kilka minut, najwięcej 2—3 minut, zanurza się po szyję, oblewając za pomocą czerpaczki głowę gorącą wodą — i koniec. Ciało wysycha natychmiast i kąpiel skończona.
Sekret cały leży w temperaturze wody gorącej, która dochodzi do najwyższego stopnia gorąca, jakie nie Europejczyk, ale Japończyk znieść może. Nieprzyzwyczajony, nie jest początkowo zupełnie w stanie ani palca w tę wodę wsadzić, tak jest gorąca. Ten właśnie stopień wysokości temperatury ma taki skutek, że zamiast zaziębiać, jak nasze letnie kąpiele, owszem hartuje. Uczucie w pierwszej chwili, wchodząc do tego ukropu, jest zupełnie podobne do uczucia przy wchodzeniu do bardzo zimnej, lodowatej wody — więc przypuszczam, że oddziaływanie na skórę bardzo gorącej wody, musi być takie samo, jak bardzo zimnej. Kąpiel gorąca ma jednak tę przewagę nad zimną, że rozgrzewa niezmiernie ciało; po zimnej, dopiero gimnastyki, awantur potrzeba, by się zagrzać; w zimie zwykle się to nie udaje — człowiek, zwłaszcza zmuszony do życia siedzącego, marznie przez pół dnia po zimnej kąpieli. Po japońskiej kąpieli ciało jest tak niesłychanie rozgrzane, że bez obawy zaziębienia się, można w największe zimno wyjść na dwór, choćby bez ubrania. Ciepło to zatrzymuje ciało przez kilka godzin. Proszę teraz pomyśleć, jak niezmiernem dobrodziejstwem dla starych, dla ubogich, dla dorożkarzy, tragarzy i t. d. i t. d. byłaby taka kąpiel — wogóle dla ludzi, którzy przez całą zimę nigdy naprawdę rozgrzać się nie mogą.
Mam zamiar przypatrzyć się jeszcze dokładniej owym publicznym kąpielom tutaj, by módz ewentualnie coś podobnego u nas zaprowadzić. Przedewszystkiem trzeba jednak zaprowadzić coś takiego po domach prywatnych, zwłaszcza dla służby — tutaj nie zdarzyło mi się spotkać człowieka, któryby wydawał niemiły odór. — Co za szczęście w takim kraju żyć!
Drugim, niezmiernie ważnym czynnikiem ochędóstwa jest mycie zębów. Takich zębów jak tu, nigdzie się nie widzi. I tu znowu muszę powiedzieć: jak kraj długi i szeroki, każdy co rano myje zęby. Och, czyżby nie można w Galicyi tego zaprowadzić? Tyle na teraz o czystości Japończyków. A rzecz szczególną przytem zauważyłem, że to dziwne zamiłowanie ochędóstwa, sposobem jakimś, ogranicza się jakoś u Japończyków do swojskich sprzętów i przyrządów; wszystko co importowane, europejskie, jak serwety, noże, grabki i t. p., bywa i niewymyte i arcybrudne. Widać, że zamiłowania czystości we krwi nie mają.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Paweł Sapieha.