Podróż po księżycu, odbyta przez Serafina Bolińskiego/II

<<< Dane tekstu >>>
Autor Teodor Tripplin‎
Tytuł Podróż po księżycu
Podtytuł odbyta przez Serafina Bolińskiego
Wydawca Nakładem Bolesława Maurycego Wolfa
Data wyd. 1858
Druk Drukiem Bolesława Maurycego Wolfa
Miejsce wyd. Petersburg
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 


SELENOGRAFIA
CZYLI
OPIS KSIĘŻYCA.

Księżyc jest zarówno, jak wszystkie ciała niebieskie które znamy, prawie doskonałą kulą. Jego średnica wynosi 480 mil geograficznych, albo nieco więcéj jak czwartą część średnicy ziemi; powierzchnia jego, wyrównywa trzynastéj części powierzchni ziemi. Połowa księżyca, która nam się pokazuje, nie jest obszerniejszą jak państwo Rossyjskie.

Księżyc służy naszéj ziemi za rewerber, ponieważ otrzymane od słońca światło, odbija na ziemię; ale blask, którym nasze oczy oświeca, pomimo, że dla nas tak bardzo użyteczny, jest przecie tak słabym, iż go światło dzienne, podczas zachmurzonego południa, sto tysięcy razy, zaś czyste światło słoneczne, trzysta tysięcy razy przewyższa. Piękność nocy oświeconéj od księżyca, wystawia nam tylko słaby obraz wspaniałego widoku, jaki ziemia nasza mieszkańcom księżyca sprawia. Widzą oni w niéj świecącą tarczę, cztery razy większéj średnicy, a trzynaście razy większéj powierzchni, niżeli my w księżycu widzimy, a to światło, które ich nocy oświeca, jest tak wielkie, że nawet my sami jego blask na księżycu dosyć wyraźnie dostrzedz możemy. Kilka dni przed i po nowiu księżyca, gdy się na zwróconéj onego stronie ku nam noc zaczyna, lub poranek zabłyśnie, tak, iż tylko wązka krawędź jego oświecona jest od słońca, przedstawiając nam odwróconą literę, cała reszta tarczy księżyca objaśniona jest tylko popielatym brzaskiem, okazującym wyraźnie wszystkie plamy księżyca. Księżyc w nowiu stoi między słońcem i ziemią; mieszkańcy strony księżyca zwróconéj ku ziemi, mają zatem noc, i widzą całą od słońca oświeconą połowę naszego planety; ziemia przyświeca im w pełnem świetle, które całą tarczę księżyca owym popielatym brzaskiem okrywa. Jest to może najpiękniejszy widok, jaki nam teleskop przedstawia; ostra granica między dniem i nocą, nie jest na księżycu zaćmiona tak mocnym zmrokiem jak na ziemi; większa połowa księżyca przedstawia nam najpiękniejsze krainy, z pagórkami i dolinami, oświecone czarowném światłem ziemi, a bezpośrednio obok wązki pasek, który oświecony od ćmiącego blasku słońca, nawzajem ziemię oświeca.

Obieg księżyca.

Księżyc znajduje się w takiej odległości od słońca jak ziemia; musi zatém i w równym czasie co ziemia, to jest w 365¼ dniach, swój obieg około słońca odbyć, co również stałoby się, gdyby nawet nie towarzyszył ziemi. Ponieważ się obadwa na jednéj stronie słońca znajdują, nie może się zatém księżyc nigdy od ziemi oddalić, a przyciągany siłą środkową ziemi, musiałby razem z nią zejść się, gdyby prócz siły rzutu, toczącéj go na około słońca, nie był otrzymał jeszcze innéj, która stosowna do jego odległości od słońca, zawsze go w tej samej odległości utrzymuje i na około ziemi prowadzi. W czasie jednego roku, gdy te obadwa ciała niebieskie obieg swój w odległości 20 milionów mil około słońca odbywają, odbywa także księżyc ruch w odległości 51,500 mil 12⅓ razy koło ziemi. Aby sobie jaśniéj wytłómaczyć ten ruch połączony, musimy się myślą przenieść do jego środkowego punktu, to jest do słońca. Tu widzielibyśmy ziemię właśnie w téj wielkości, jak nam się pokazuje Saturn, odbywającą bardzo regularny obieg od prawej ku lewej stronie w 365¼ dni, gdy ledwie widziany punkt w koło ziemi porusza się, odbywając każdy obrót około niéj w 29½ dni, tak iż w tym czasie, to naprawo, to na lewo ziemi, to przed nią, to za nią się znajduje; jednak się nigdy nie oddala od niéj więcéj, jak tylko o czwartą część średnicy księżyca, tak jak ona się nam pokazuje.

Odmiany księżyca.

Z tego biegu około ziemi i słońca, powstają owe wszystkie odmiany i zaćmienia księżyca. Stanowisko księżyca pomiędzy ziemią a słońcem, zowie się nowiem księżyca; ponieważ będąc prawie przez pięć dni niewidzialnym, a w kilka dni późniéj zwrócony jest księżyc tak dalece ku lewéj czyli wschodniéj stronie, iż po prawéj części jego od słońca oświeconéj połowy, pokazuje się nam w postaci wązkiego paska; to zjawisko przybywającego księżyca, którego wydrążenie coraz więcéj się wypełnia, przybiera w siedm dni po nowiu postać półtarczy i nazwisko pierwszéj kwadry. Granica światła, którą jasna część księżyca od ciemnéj oddziela i która dotąd wklęsłą była, a teraz w prostą zamieniła się linię, przybiera wypukłą postać, która się coraz daléj po ciemnej części księżyca rozszerzając, w 15 dni po nowiu daje się widzieć w pełni księżyca, jak całkiem oświecona okrągła tarcza; bo gdy ziemia znajduje się w tenczas pomiędzy księżycem a słońcem, pokazuje nam więc całą od słońca oświeconą połowę. A że się księżyc jeszcze daléj ku lewéj stronie posuwa, zwraca się więc do nas na prawéj stronie zwolna część ciemnéj jego połowy; oświecona część ubywa, wypukła granica światła staje się po siedmiu dniach prostą linią i księżyc okazuje się nam w ostatniéj kwadrze. Księżyc nie przestaje zbliżać się do swego stanowiska, między ziemią i słońcem; część widzialna zmniejsza się, linia graniczna światła robi się wklęsłą, która się coraz bardziéj zwęża, aż nakoniec ostatnia pręga niknie, i prawie po 30 dniach nów księżyca pomiędzy słońcem i ziemią nastaje i znowu prawie przez całe pięć dni bywa dla nas niewidzialnym.
Kiedy księżyc, w kilka dni późniéj, na lewo słońca staje się widzialnym, i postępuje za słońcem, podług powszechnego obrotu ciał niebieskich od lewéj ku prawéj stronie, zachodzi więc po niém, i pozostaje dla nas tem dłużej widzialnym, im więcej się na wschód od słońca oddala. Po siedmiu dniach, wynosi ta odległość 90°, lub czwartą część całego nieba, które się w 24 godzinach obraca; pierwsza kwadra więc zachodzi w sześć godzin po słońcu czyli o północy. Podczas przybywającego księżyca, przyświeca nam zatém nieustannie wieczorem, a po pierwszéj kwadrze jeszcze po północy, i z każdym dniem dłużéj. Pełnia księżyca stoi na przeciwko słońca; wschodzi zatém razem z zachodem słońca, a zachodzi razem z jego wschodem, o północy stoi na południku i świeci od wieczora aż do rana. Gdy się więc księżyc ku słońcu zbliża, tak że po jego prawéj stronie stoi, natenczas wschodzi każdego dnia późniéj czyli na krótki czas przed wschodem słońca, ostatnia kwadra o czwartą część nieba ku zachodowi od słońca jest oddalona, wschodzi na sześć godzin przed wschodem słońca, więc o północy, i w pierwszych godzinach nocnych wcale nie świeci, a w krotce ubywający księżyc świeci w godzinach rannych, lecz pokazuje się nam w przeciągu większéj części dnia, jak blada chmurka, aż nakoniec światło księżyca ustaje, a nów razem ze słońcem niewidzialnie wschodzi i zachodzi.
Podobne zjawiska, które jednak przeciwnie wydarzają się, sprawia nasza ziemia księżycowi. Kiedy nów stoi pomiędzy słońcem a ziemią, natenczas znajduje się ona względem księżyca w tém samém położeniu, jak pełnia księżyca względem nas; ukazuje się jemu cała od słońca oświecona połowa ziemi. Podczas pełni, stoi ziemia między słońcem a księżycem, i okazuje mu stronę odwróconą od słońca, czyli stronę ciemną; ziemia jest tém dla księżyca, czém jest nów księżyca dla ziemi. Inne zjawiska następują tym samym sposobem, tylko, że przybywające światło ziemi z ubywającym księżycem, a ubywające światło ziemi z przybywającym księżycem przypada.

Zaćmienia księżyca.

Kiedy nów księżyca przechodzi pomiędzy ziemią a słońcem, natenczas ten nam czasem źródło światła całkowicie lub po części zasłania; czarna okrągła tarcza księżyca, wstępuje w prawą czyli zachodnią stronę słońca i ku wschodowi pod niém przesuwa się. Ponieważ tarcza księżyca, stosownie do jego odległości od ziemi, już większą już mniejszą aniżeli słońce nam się okazuje, przeto księżyc jeżeli bieg jego przypada na sam środek słońca, zakrywa nam całą tarczę słońca, albo sprawia zupełne zaćmienie słońca; lecz w ostatnim wypadku, pozostanie jeszcze niezakryty pręg jasny czyli obwódka w koło księżyca, a przeto następuje zaćmienie księżyca w kształcie pierścienia. Gdy pozorna wielkość słońca i księżyca mało co się różnią, przeto nie może takie zjawisko na pewném miejscu ziemi dłużéj, jak kilka minut być widzianem. Że jednak z powodu biegu księżyca i obrotu ziemią około siebie, w każdéj chwili inne miejsca ziemi w potrzebne do tego położenia przypadają, to jest: że są w prostéj linii ze środkiem słońca i księżyca, więc zupełne zaćmienie słońca tylko w ogólności pół piątéj godziny na ziemi widziane być może. Jeżeli zaś księżyc nie przechodzi przez środek słońca i zakrywa tylko jedną część jego, natenczas powstaje częściowe zaćmienie słońca, które na każdem miejscu ziemi, po kilka godzin, a na kuli ziemskiéj w ogóle siedm godzin trwać może.
Kiedy pełnia księżyca po za ziemię przesuwa się, wstępuje czasem cień ziemi, który ona jak każde inne ciemne ciało, ku przeciwnéj światła stronie rzuca; ziemia pozbawia księżyca całkiem lub w części światła, a wtenczas powstaje całkowite lub cząstkowe zaćmienie księżyca. Ponieważ ziemia okrągła jest i mniejsza od słońca, rzuca więc cień w kształcie ostrokręgu, którego koniec daleko za nią przypada i który co raz węższym się staje, im daléj się od niéj oddala. Zaćmienie więc słońca będzie większe albo mniejsze, i trwać może dłużéj lub króciéj, podług tego jak księżyc mniej lub więcej oddalony jest od ziemi i bliżéj lub daléj od środka cienia przechodzi. Najdłuższe zaćmienie księżyca przypada wtedy, kiedy księżyc w zbliżeniu ku ziemi przez środek cienia przechodzi, a wtenczas może całkowite zaćmienie księżyca widzialnem być w ogólności przez 2 godzin, minut 18, zaś całe zaćmienie przez godzin 4, minut 38.
Zaćmienia księżyca mogą więc nastąpić podczas pełni księżyca, równie jak zaćmienie słońca tylko podczas nowiu księżyca. Z położenia drogi księżyca do ekliptyki wypływa, iż w trzech miesiącach jedno tylko zaćmienie nastąpić może, lub ściśléj oznaczając, że zazwyczaj w 18½ latach, czyli 223 miesiącach, 70 zaćmień następuje, z których 29 księżyca, a 41 słońca; tak iż na każdy rok w przecięciu, 4 zaćmienia przypadają. Bywają lata, w których 4 zaćmienia słońca, a 3 księżyca; w innych zaś tylko dwa zaćmienia słońca następują, a księżyca żadne. Chociaż jednak pierwsze częściéj się przytrafiają na ziemi, aniżeli drugie, przecież te na pewném oznaczoném miejscu są trzy razy rzadziéj widzialnemi, niżeli zaćmienia księżyca, i można przyjąć, że częściowe zaćmienie słońca, raz we dwa lata na pewném miejscu przytrafia się, całkowite zaś raz tylko na 200 lat. Podobneż zjawiska przytrafiają się na księżycu. Księżyc rzuca również cień za sobą, który podczas nowiu pada na ziemię, lecz dla małej objętości księżyca tak nieznacznym jest, iż mieszkańcy księżyca natenczas, kiedy my całkowite zaćmienie słońca mamy, cień swego planety w postaci małéj, czarniawéj, w mglistą chmurkę zakrytéj plamki, lub jeżeli nasze zaćmienie słońca jest w formie pierścienia, wtenczas tylko jak gdyby małą chmurkę, ponad ziemią przesuwającą się spostrzegają. Lecz jeżeli pełnia księżyca wstępuje w cień ziemi, natenczas zasłania mu ziemia słońce, a najdłuższa trwałość całkowitego zaćmienia słońca na księżycu, wynosi również 4½ godzin.

Pory roku na księżycu.

Księżyc ma równie jak ziemia rok o 365¼ dniach, a miesiąc po 29½ dni, w którym czasie pokazują się mu wszystkie zaćmienia i odmiany, jakie na księżycu uważamy, tylko w przeciwnym porządku. Na księżycu mają zaćmienie słońca, kiedy my mamy zaćmienie księżyca, zaś zaćmienie księżyca, kiedy u nas jest zaćmienie słońca, a ciemna część ziemi pokazuje się księżycowi zawsze w téj saméj półokrągłéj postaci, jak się nam jasna część księżyca okazuje. Z tém wszystkiém znajdujemy przy tych pozornych zgodnościach w biegu księżyca jedną okoliczność, która tam wcale inne zjawiska, nawet wcale inną naturę zdziałać musi, jak my mamy w udziale, a to jest ta okoliczność, iż księżyc zawsze w jedną stronę jest zwrócony ku ziemi. Następuje z tąd, że księżyc w czasie 29 dniowego obiegu około ziemi, także się raz około swéj osi obraca. Ten obrót około osi, musi mieć takie same położenie, jak droga księżyca około ziemi, gdyż inaczéj części tylnéj połowy księżyca, w górze i na dole musiałyby się okazać.

Równie tak szczególna różnica zachodzi co do dni. Ponieważ księżyc w pełni tą samą stroną zwraca się do słońca co i do ziemi, nów zaś przeciwną stroną, a zatém w ciągu jednego miesiąca w 29½ dni, powoli wszystkie części księżyca zostają od słońca oświecone, przez co dzień na księżycu i miesiąc synodyczny księżyca są jednakowe, to jest: 29 do 30 dni. Każde miejsce na księżycu widzi słońce nieprzerwanie 15 dni nad sobą, i tak długo zostaje pod horyzontem; na całym księżycu są zawsze dzień i noc równe, a oboje trwają po 15 dni. Tak więc jak ogrzewanie na księżycu bardzo jest nierówne, tak światło zachowuje się zawsze jednostajnie, a przynajmniéj we względzie trwałości, żadna strefa nie widzi słońca dłużéj jak druga. Że jednak ten czas dosyć długo trwa, więc można powiedzieć, że każde miejsce księżyca, jeżeli tam pomiędzy temperaturą dnia i nocy podobna różnica jak u nas zachodzi, w czasie miesiąca, który oraz jest dniem jego, wszystkie pory roku odbywa, ma również lato jako téż i zimę z 15 dni złożoną, i że jego wiosna i jesień, z rannemi i wieczornemi godzinami, które tam 30 razy dłużéj trwają, przypada. Obrót codzienny jest bowiem na księżycu 30 razy powolniejszy, niżeli na ziemi, a w czasie 30 dni widzą mieszkańcy księżyca tylko raz wschodzące i zachodzące słońce i wszystkie gwiazdy. Mieszkańcy środka obróconéj do nas strony księżyca, widzą naszą ziemię jako świecącą kulę, o cztery razy większéj średnicy niżeli słońce, nieustannie nad swemi głowami, gdy tymczasem słońce i wszystkie gwiazdy, przesuwają się po za tém wielkiém ciałem, lub téż obok niego, i kreślą okręgi, które na horyzoncie tego miejsca są prostopadłemi. W równym czasie przybiera, bo nieruchome ciało, wszystkie odmiany od pełni do nowiu; jego światło przybywa po południu, z rana ubywa, a w południe całkiem niknie. Mieszkańcy krawędzi widzialnéj tarczy księżyca, widzą ziemię nieustannie w swym horyzoncie w tém samém miejscu, albo raczéj bardzo mało podnoszącą się i zniżającą, gdy tymczasem inne ciała niebieskie, albo są w jedném położeniu z horyzontem, lub téż takowy pod jednakowym kątem przerzynają. Pierwsze ma miejsce na obydwóch punktach, najwyższym i najniższym widzialnéj nam tarczy księżyca, mają one słońce nieustannie w horyzoncie, a gwiazdy w jednéj połowie nieba są zawsze nad horyzontem, zaś te w drugiéj połowie są zawsze niewidzialnemi. Mieszkańcy innych części przedniéj tarczy księżyca, widzą także ziemię prawie nieruchomą, w pewnéj wysokości nad horyzontem; mieszkańcy tylnéj połowy, nie widzą nigdy ziemi.

Korzyści mieszkańców księżyca w większéj znajomości naszéj ziemi.

Ziemia, przez swój obrót, pokazuje się mieszkańcom księżyca w czasie 24 godzin, ze wszystkich stron, gdy my tylnéj części księżyca nigdy nie widzimy. Selenici, jeżeli są zaopatrzeni w bliskowidze, lub jeżeli mają bystrzejszy wzrok niżeli my, mają pewnie, chociaż nie tak dokładną, lecz zupełniejszą mappę ziemską niżeli my. Dla nas, ziemia jest obrazem za bliskim dla oczu, abyśmy dokładnie ogół przejrzeć mogli, jest to dekoracya teatralna, na któréj z bliska tylko miejsca kolorowane widzimy, lecz które w należytém oddaleniu pokazują wyraźnie co przedstawiają. W księżycu, pewno spostrzeżono za pierwszym rzutem oka nad czém u nas tak długo się spierano, że ziemia jest kulą spłaszczoną przy biegunach; Ameryka i Australia, na długi czas przed Kolumbem i Kookiem, odkrytą była w księżycu, a owo od naszych geografów nierozwiązane pytanie, względem północno-zachodniéj i północno-wschodniéj drogi do wschodnich Indyi, albo względem kraju koło bieguna południowego, od astronomów księżyca już dawno rozwiązaném zostało. Wszystkie te odkrycia na naszym planecie, widok ogromnéj kuli ziemskiej, nie zmieniającej miejsca w zenicie albo w horyzoncie, we 24 godzinach swoje morza, swoje kraje i góry we wszystkich pięciu częściach świata okazując i w 30 dni wszystkie postaci światła, od najpierwszej srebrnej nitki, aż do zupełnie oświeconej tarczy, przyjmując światło daleko przewyższające pełnię księżyca, wszystko to jest wyłączną własnością widzialnéj nam połowy księżyca. Mieszkańcy tylnéj połowy, mają przez 15 dni zupełnie ciemną noc, która tylko przez słaby blask gwiazd poniekąd złagodzoną bywa; nie mają oni o tém wspaniałém widowisku centralnego ciała, około którego niewidząc go, swój bieg odbywają, żadnego wyobrażenia. Możemy sobie wyobrazić, z jakiem podziwieniem, opowiadania swych sąsiadów o tém ogromném świecącém ciele tam słuchają, a może powątpiewają i można sobie pomyślić, z jaką ciekawością lub pobożnością, pragną tylko słabe wyobrażenie zrobić o pierwszém wrażeniu, jakie ten wspaniały widok na owych hyperborejczyków uczynić musi. Jednak dla mieszkańców tylnéj części księżyca, blisko krawędzi mieszkających, dość jest odprawić kilka mil drogi, dla odkrycia zupełnie nowego świata. Ściślejsze rozważenie tego widowiska, posłuży nam do zrozumienia, cobyśmy z księżyca widzieć mogli.
Oprócz słońca i gwiazd nieruchomych, nie znamy żadnych ciał świecących; wszystkie planety i księżyce, świecą tylko tak dalece, ile na nich padające światło słońca znowu odbijają. Jednakowoż nie wszystkie części, któremi powierzchnia ziemi, a podobno także powierzchnie innych planet są okryte, w równym stopniu światło odbijają. Niektóre części świecą zatem więcéj, drugie mniéj; naturalną jest więc rzeczą, iż nie tylko każdy planeta, podług szczególnéj natury swej powierzchni, posiada właściwe światło, że Wenus i Jowisz, Marsa i Saturna przewyższają w jasności, lecz że także powierzchnia każdego planety, okryta jest mniéj lub więcéj jasnemi lub ciemnemi płatkami. Ciało wcale nieprzezroczyste, koloru białego lub jasnego, odbija światło mocniéj, niżeli ciemne lub przezroczyste. Woda przepuszcza, jak każde inne przezroczyste ciało, wiele promieni światła, bez odbijania takowych, i otrzymuje przez to w znacznéj odległości czarniawy kolor, a puszcze afrykańskie białym okryte piaskiem, albo stepy syberyjskie jeszcze bielszym śniegiem przybrane, świecą mieszkańcom księżyca daleko mocniéj, niżeli czarne lasy północy, albo Ocean Wielki. Inną niemniéj istotną cechą, jest zupełnie równa powierzchnia wody, którą jako ciało płynne, za pomocą swego ciężaru, samo przez się przyjmuje. Morze okaże się więc jako gładka czarniawa powierzchnia, na któréj ani światło, ani cień, ani żadna odmiana kolorów miejsca nie ma; gdy się przeciwnie, ziemia przez nierówność swoich powierzchni i rozmaitość kolorów odznacza.
Przez mniéj lub więcéj ukośne położenie przedmiotów względem słońca, oświecającego takowe, kraina, która inaczéj byłaby podobną prostemu zarysowi, otrzymuje cienie malownicze. Równiny są okryte szarym cieniem, dopóki im prostopadle spadające promienie słońca, weselszego wejrzenia nie dodadzą, a góry, rzucają ku stronie odwróconéj od słońca, długie cienie, na sąsiednie płaszczyzny, które się za zbieżeniem południa zmniejszają. Granitowe szczyty gór, błyszczą jak dyamenty, a zapadłe otchłanie, pokazują nam wygasłe wnętrza wulkanów. I tak u nas mieszkańcy księżyca o tym czasie, gdy jest południe i nów, widzą Europę, Afrykę i Azyę, jako nierozdzielną massę, jaśniejącą z niezliczonemi odmianami kolorów, światła i cieniów, przerżnięte szaremi dolinami i białemi górami, otoczone z trzech stron jednakową czarną równą płaszczyzną. Po 12 godzinach, okryta jest prawie cała ziemia szarym cieniem, z którego płaszczyzny, niezliczone większe i mniejsze jasne punkciki (wyspy południowego morza) wysterczają, i która od góry aż do dołu wązką jasną pręgą (Ameryką, odznaczającą się przez nader jasne góry), jest przerżniętą.
Wszelako, to poznałoby bystre oko z księżyca bez pomocy teleskopów; lecz odkrycia na naszéj ziemi, któreby się za pomocą Herschla teleskopu w księżycu dozwoliły uczynić, muszą się wydawać niepodobne do wiary dla tego, który sam je doświadczał. Widzimy przez średnie dalekowidze w księżycu przedmioty, które nie są większe nad 1000 stóp, a poznajemy dokładnie ich postać, jeśli średnica wynosi 4000 stóp, czyli szóstą część mili. Przez dwukrotne podobne powiększenie, dają się widzieć przedmioty, nie większe naprzykład, jak Warszawskie obserwatoryum, o cztery razy zaś większe, naprzykład jak teatr Warszawski, dają się poznać bardzo wyraźnie w swéj postaci. Nie ma więc żadnéj wątpliwości, iż dostrzegacz zaopatrzony dobremi instrumentami na księżycu, rozeznać może nie tylko pasma gór, lecz i pojedyncze góry, nie tylko nasze miasta i obozy, lecz nawet w białym piasku, albo jasno zielonéj niwie, czarną nitkę biegu większych rzek, a nawet zmiany, jakie natura lub ręce ludzkie na ziemi utworzą.

Czy istotnie księżyc jest zamieszkałym?

Otoż pytanie, które od dawnego czasu bardzo wiele ludzi sobie zadaje, a najuczeńsze akademie zajmują się rozwiązaniem tego pytania z taką pilnością; rok rocznie przybywają argumenta, rzucające na tę kwestyę i światło i cienie.
Idzie naprzód o dowiedzenie, czy księżyc ma atmosferę.
Jeśli ten planeta nie posiada atmosfery właściwéj sobie, do atmosfery naszéj ziemi lub innych ciał niebieskich mniéj więcéj podobnej, wówczas żadne żyjące stworzenie, organizacyą swoją, mniéj więcéj do naszéj podobne, żyćby nie mogło, ani nie zdołało na księżycu.
Już w połowie siedmnastego stulecia, wielki Hevelius, astronom Gdański, marzył o mieszkańcach księżyca, a te marzenia wykwitły z pośród najsumienniejszych obserwacyi, które do tego stopnia zadziwiły i oczarowały, że jego monarchowie, nawet Wielki Ludwik XIV, zaszczycali astronoma Gdańskiego przyjaźnią. Hevelius wierzył w mieszkańców księżyca, wierzył takoż w jego atmosferę.
Późniéj inni astronomowie, do tego stopnia przekonani byli o istnieniu rozumnych organicznych stworzeń na księżycu, że się łudzili nadzieją ujrzenia ich, a nawet wejścia z niemi w jakiś rodzaj porozumienia.
Ale na nieszczęście, pomiędzy największymi astronomami byli i tacy, co wszelkiemi siłami odpychali wiarę w Selenitów, to jest mieszkańców księżyca. Pomiędzy innymi wielki Laplace.
Jakto? gwiazda mająca czterysta ośmdziesiąt mil geograficznych średnicy, i przeszło dwa tysiące mil obwodu, miałażby tylko za latarkę służyć nocom naszym, i to jeszcze, nawiasem powiedziawszy, za bardzo niedoskonałą latarkę? Taka świetna, duża gwiazda, miałażby być pozbawioną mieszkańców, kiedy inne, daleko mniejsze, jak naprzykład Pallas, najniezawodniéj niemi się cieszą?
Ach! jakbyśmy żałowali Selenitów, gdyby w istocie nie istnieli! Jak pyszny widok musi nasza ziemia przedstawiać księżycowi! Wystawcie sobie gwiazdę, ukazującą się w postaci okrągłéj tarczy, przewyższającéj o trzynaście razy średnicę tarczy księżyca, jak ją wadzimy z naszéj ziemi i świetniejącéj trzynaście razy większym blaskiem od księżyca; wystawcie sobie ten majestatyczny ogrom blasku, zawieszony na zenicie, opromieniający ognistą purpurą księżyc; to musi być istotnie widok, na którego opisanie, w żadnej fantazyi nie starczy pojęcia. A nasza ziemia, ma przedstawiać to świetne widowisko próżnemu teatrowi, widowni, w któréj nie ma ani oka, ani pojęcia, ani uwielbienia?
I nasze morza, nasze góry, pola, jeziora, miasta, rzeki, wsie i wielkie gmachy, nasze teatra i pałace, obracają się około księżyca, i nie są podziwiane przez jego mieszkańców?
My wprawdzie, jak to wiemy z tego, co się poprzednio powiedziało, widzimy tylko jedną hemisferę księżyca, ale Selenita, jeżeli istnieje i żyje w warunkach zbliżonych cokolwiek do naszych, przeniesie się z łatwością za pomocą kolei żelaznych na drugą hemisferę, i tam znajduje inny zapas widoków i nowych zachwyceń, używa urozmaiceń i nowości, o jakich my wyobrażenia nie mamy.
Nie! gdzie takie znajduje się piękno, tam muszą być dusze, zdolne je podziwiać. Stwórca nie mógł je stworzyć dla ślepych, dla bezmyślnych, dla niczego.
Wiemy, że na téj drugiej hemisferze księżyca, dla nas niewidzialnéj, noc następuje po dniu co czternaście dni, gdy tymczasem hemisfera księżyca dla nas widzialna, używa przez dni czternaście światła słońca i blasku ziemi, i podczas czternastodniowéj nieobecności słońca, pozostaje oświetloną blaskiem naszego planety.
Nie możemy się wyrzec wiary, że światło, drogi dar Nieba, tak obficie przyświeca martwemu ciału. Tam gdzie światło, tam jest życie, w prostém i przenośném znaczeniu; tam gdzie światło, tam powstaje jego godne życie samo z siebie. Jeszcze żadna iskra światła, na próżno nie została wypotrzebowaną od stworzenia świata do obecnej chwili, a zatém wierzmy w istotność życia na księżycu, nawet gdyby innych na to nie było dowodów. Majestat cudów natury, powinien być i jest podziwianym wszędzie, gdzie go Stwórca umieścił; i Selenici są istotami używającemi daleko wyższego piękna jak my, a zatém są daleko doskonalszemi od nas, przynajmniéj w poezyi muszą nas przeskrzydlać, może nawet skrzydłami są uposażeni, jak już nie jeden utrzymywał astronom.
Ale ludzie nie lubiący wierzyć w żadne wyższe doskonałości, a takich jest niezmierne mnóstwo na naszej ziemi, ale ludzie mierni duszą, chociażby wysoko stali nauką, utrzymują jednakże do upadłego, że księżyc pozbawiony atmosfery, a zatém i wody i ziemi roślinnéj, nie może wyżywić ani roślin, ani zwierząt, ani Selenitów, to jest istot obdarzonych rozumem i wolą.
Dzięki Bogu! najnowsze doświadczenia wykazały zupełną mylność tego zdania, ubliżającego naszemu uczuciu i godności księżyca.
Pan Pompolio de Cuppis, uczony astronom Włoski, widział własnemi oczami przez bardzo dzielny teleskop nowożytnego wynalazku, jak się promienie, blisko krańca księżyca przechodzących gwiazd, odbijały w jego atmosferze. A potém kilku innych astronomów, pomiędzy nimi Pan Leverrier, sprawdziło w sposób jak najściśléj zadowalniający owo spostrzeżenie. Księżyc jest opatrzony, otoczony atmosferą, o tém nie ma już wątpliwości; ta atmosfera nie sięga wysoko, podobno wznosi się tylko na półtory mili po nad powierzchnią księżyca, gdy tym czasem atmosfera naszéj ziemi, do wysokości ośmiu mil dochodzi, ale naszemu planecie potrzebna wyższa atmosfera, skromniejszy od nas co do rozmiarów księżyc, zadawalnia się mniejszą; wszysko przekonywa, że na tym świecie, wszystko znajduje się w jakimś dziwnie stałym, chociaż nie zawsze jeszcze docieczonym i uznanym stosunku. Większym od nas planetom, potrzeba wyższéj atmosfery, bo większe w nich rosną rośliny i oddychają zwierzęta; olbrzymy o tyle wyżsi od nas, o ile wieża Strasburska wyższa od naszego wiorstowego słupa, mają żyć na planecie Uranus; a znów my, w porównaniu z mieszkańcami księżyca, wyglądamy najniezawodniej jak słupy wiorstowe, obok kręgli.
Na jednéj z najmniejszych planet, zwanej Pallas, mającéj tylko dwadzieścia sześć mil geograficznych średnicy, słonie nie mogą być roślejsze od naszych myszy, a jednakże wydają się Palladistom, to jest mieszkańcom wolą i rozumem obdarzonym tego planety, tak dużemi jak nam nasze słonie. To szczęście, że rozum człowieka i każdego stworzenia, posiadającego władze umysłowe, nie jest w stosunku bezwzględnym z wielkością mozgu.
A zatem jest dowiedzioném, że na księżycu Selenici powinni istnieć i mogą istnieć, i że zapewne niższymi są od nas wzrostem, co ich zresztą nie bardzo martwić powinno, bo i u nas najwyżsi wzrostem, nie są najświetniejsi rozumem, dowodem tego nieboszczyk Rauwa i kilku innych nieboszczyków.
Lecz na czémże astronomowie oparli swoje zdanie, o nieistnieniu atmosfery księżycowéj? Oto na zdarzającém się często zjawisku przejścia gwiazd przez tarczę księżycową, czyli pokrycia ich przez księżyc. Gdyby to ciało niebieskie, tak rozumują uczeni, miało atmosferę, wtedy światło bijące od gwiazdy, musiałoby za dojściem do kręgu téj atmosfery, załamać się i osłabnąć; co przecież nie miało miejsca w żadném z uważanych dotąd zjawisk tego rodzaju.
Bacząc jednakże na to, że średnia odległość księżyca od planety naszego, wynosi pięćdziesiąt tysięcy mil, że w takiém oddaleniu rozległość sześć tysięcy stóp, widzimy pod kątem tylko jednéj sekundy, że przeto ziemscy spostrzegacze, mogą nie dojrzeć żadnego załamania się światła, chociażby księżyc posiadał atmosferę na sześć tysięcy stóp wysoką; że według ogólnego prawa natury, wyższe warstwy kręgu powietrznego, rzadsze są zawsze od niższych, a więc mniéj silnie wpływają na zboczenie światła: możemy przypuścić, że księżyc otoczony jest atmosferą znacznie nawet wyższą nad sześć tysięcy stóp, jakkolwiek obserwacye ziemskie, nie wykrywają nam dotykalnie jéj bytności.
Tym przeto sposobem, upada najważniejszy zarzut astronomów, przeciwko istnieniu atmosfery księżycowej i jéj możliwość przynajmniéj staje się przypuszczalną. Ale badawcze przyrody, nie poprzestają na podobieństwie do prawdy, wymagają one faktów. Dla utrzymania więc wystawionéj przez nas hipotezy, innych nam trzeba na to dowodów. I otóż zjawisko towarzyszące zaćmieniom słońca, uważane po raz pierwszy r. 1842, a znane w astronomii pod nazwiskiem korony czyli światło - kręgu, może nam ich dostarczy.
W dawniejszych czasach, badano zaćmienia pod względem li tylko astronomicznym, a pomijano zdarzające się w ich biegu zjawiska fizyczne. Dopiéro w roku 1842, a zwłaszcza w r. 1851, zaczęto pilniejszą na te ostatnie zwracać uwagę. Roku 1851, P. Döller w Pułtawie, wezwał wszystkich przyjaciół astronomii, do czynienia spostrzeżeń w czasie zbliżającego się zaćmienia całkowitego, szczególniej nad koroną, jéj powstaniem i zniknięciem, jéj szerokością, światłem i ubarwieniem w różnych miejscach, jéj ruchem wirowym lub falującym i kierunkiem bijących z niej promieni. Do takich obserwacyi dosyć gołego oka i dobrych chęci. Ale P. Döller, od wprawnie]szych dostrzegaczów, zażądał nadto zmierzenia siły światła, i jeśliby się dało, ciepła korony, a nareszcie fotograficznego jéj zdjęcia.
Odezwa uczonego Pułtawskiego, nie pozostała bez skutku, a z licznie nadesłanych spostrzeżeń zdaje się wypływać przekonanie, ze korona powstaje skutkiem złamania i rozstrzelenia się promieni słonecznych, dotykających atmosfery księżyca. Zdołano nawet wywołać to zjawisko sposobem sztucznym, przez ustawienie lampy Drummond’a za ciałem ciemném, umieszczoném w bani szklannéj. Lampa w tem doświadczeniu przedstawiała słońce, ciało ciemne księżyc, a otaczająca je bania szklanna, przypuszczalną atmosferę księżycową.
Możemy zresztą za istnieniem téj atmosfery, przytoczyć dotykalniejszy jeszcze dowód. Posiadamy oddawna dokładne mappy księżyca, przedstawiające najwierniéj formacye jego górzyste. Geologia uczy nas ze kształtu i kierunku gór, poznawać wulkaniczne (ogniowe) lub neptuniczne (wodne) ich pochodzenie. Otóż, stosując zasady téj nauki do pasm księżycowych, spostrzegamy u niektórych wyraźne ślady powstania neptunicznego. Ztąd wniosek oczywisty, że na powierzchni księżyca istniała kiedyś lub istnieje woda, a tém samem istnieć musi i atmosfera.
Nakoniec, czyż każde ciało, stałéj albo płynnej natury, nie posiada atmosfery, przez to samo, że ulega parowaniu? Czyż eter przynajmniéj, otaczający ciała niebieskie, nie musi zgęszczać się na około krążącego w nim księżyca?

Powierzchnia księżyca.

Nie masz żadnej wątpliwości, że księżyc był kiedyś ofiarą i widowiskiem okropnych wstrząśnień wulkanicznych. Większa część powierzchni księżyca (przynajmniéj ta, która dla naszego wzroku jest dostępną), jest potargana przepaściami i najeżona skalistemi górami, wysoko wyzierającemi po nad atmosferę księżyca i dla tego pozbawionemi własności odbijania światła. Ztąd téż doświadczenia z siłą refrakcyjną księżyca tak są utrudnione, że je nie łatwo sprawdzić; potrzeba na to promieni ukośnie, i nie na wierzchołki gór, lecz w dolinv pokryte atmosferą padających, potrzeba na to przedewszystkiém gwiazd blisko przechodzących.
Kto raz w swém życiu miał sposobność sprawdzić spostrzeżenia astronomów Pana Pompolio de Cuppis i Pana Döller’a i przekonać się o istnieniu atmosfery na księżycu, ten zupełnie inném okiem spoglądać będzie na naszą nocną latarkę; ten się dziwić nie będzie, czemu wielu ludzi czuje niezwalczoną sympatyę dla Selenitów, ukochanych naszych bliźnich, mieszkających na księżycu, z których może kiedyś, z postępem fizyki, chemii i aeronautyki, ród ludzki, mieszkający na ziemi, zrobi po prostu swych współpracowników.
Już nawet daliśmy nazwiska znaczniejszym górom na księżycu i obrachowaliśmy ich wysokość, w porównaniu z górami naszego planety nadzwyczaj wygórowaną. I tak:

Góra Dorfel
wysoką jest na   26610   stóp.
Góra Newton
ditto 26257
Góra Casatus
ditto 24131
Góra Curtius
ditto 23691
Góra Kopernik
ditto 18200
Już odkryliśmy na księżycu morza burzliwe i spokojne, jeziora większe i mniejsze, wulkany ogniem buchające pośród jezior, a nawet cóś nakształt lasów lub ogrodów. Z postępem sztuki optycznéj, nie przestającej zbogacać nas swemi wynikami, odkryjem więcéj na ulubionym trabancie naszego planety, i może już w téj chwili kiedy spisujemy to, co do nas przeszło z światła zagranicznego, szczęśliwi sąsiedzi nasi, czerpiący naukę z pierwszéj ręki, więcéj wiedzą o Selenografii.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Teodor Tripplin‎.