Poezye. Serya druga/Na dnie przepaści

<<< Dane tekstu >>>
Autor Marya Konopnicka
Tytuł Obrazki
Podtytuł Na dnie przepaści
Pochodzenie Poezye. Serya druga
Wydawca Nakład Gebethnera i Wolfa.
Data wyd. 1883
Druk Kraków. — W drukarni Wł. L. Anczyca i Spółki.
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Indeks stron
V.


Na dnie przepaści.


Tam, zkąd anioły odlatują stróże,
Oczy zakrywszy skrzydłami białemi,
Gdzie jest najkrwawsza z ran krwawych tej ziemi,
Gdzie w żarach więdną jednodniowe róże,
Gdzie hańba zciera na upadku progu,
Z czół młodocianych jasne ducha piętna,
Gdzie jest noc zawsze, noc ciężka, noc smętna,
W którą nikt nie śni o świcie, o Bogu, —
W jaskrawym blasku, co rzuca się złoty
Na wstrętne ściany i ohydne sprzęty,
I drży, jak gdyby przerażeniem zjęty,
Nędzne, nieszczęsne, zeszły się istoty. —


∗             ∗

Wpośród nich stanął grajek ślepy, siwy,
Co miał wesoło przygrywać do balu;

Córka mu dzisiaj skonała w szpitalu;
W oczach miał ogień i krew; nieszczęśliwy
Tak się w tej swojej pogrążył boleści,
Że gdy strun zeschła dotknęła się ręka,
Pełna łez, żalów i westchnień piosenka,
Jak ptak wzleciała w tem miejscu bezcześci,
I wielkim duszy rozległa się krzykiem,
Wstrząsając ściany te z ogromną siłą;
I przemówiła boleści językiem,
Jakoby skarga nad świeżą mogiłą;
I tak rozniosła się, jak wichrów szumy,
I jako grzmiące w świątyni organy;
I znowu cichła wśród smętnej zadumy,
Jako tęsknoty jęk powstrzymywany;
I rozsypała się srebrnemi tony,
Jak rosa, która polne róże poi;
I zaszumiała, jako las zielony,
Co we mgłach kędyś zadumany stoi;
I tak, jak strumień popłynęła cichy,
Co niesie łąkom łzy swoje perłowe;
I zadzwoniła, jak białe kielichy
Leśnej konwalji w poranki majowe...
Cisza... nikt nie śmie przerwać dziwnej pieśni...
Piersi westchnieniem podnoszą się głuchem;
Tak więzień wstrząsa przez sen swym łańcuchem,
Gdy śni swobodę wśród więziennej pieśni.
Jakieś wzruszenie, dawno niezaznane,

Przyśpiesza serc tych obumarłych bicia...
Co utracone, co było kochane,
Budzi się w piersiach i wstaje do życia;
Na ustach niema sztucznego uśmiechu,
Który tam widniał, jak znak potępienia;
Wzrok, co przed chwilą miał zuchwalstwo grzechu,
W spuszczonych rzęsach szuka sobie cienia.
Cisza... Pieśń leci, jak odgłos nędz ziemi,
W westchnienia, jęki i skargi rozbity,
I wstrząsa ciche i senne błękity,
I płacze, jakby łzami gorącemi,
I gaśnie, niby konające tchnienia,
W coraz to cichsze rozłamana dźwięki.


∗             ∗

W tem naraz, wpośród smętnego milczenia,
Zabrzmiała nuta znajomej piosenki...
Lud ją nasz śpiewa w biednych swoich chatach,
Powiewy wiosny roznoszą jej echa,
Matka się przy niej do dziecka uśmiecha,
Skowronki gubią ją na polnych kwiatach...
Piosenka prosta, znana. — Nieszczęśliwe,
Ślepego grajka otoczyły kołem,
A głosy ciche zrazu i trwożliwe,
W chór się złączyły i uniosły społem...
Nędzne śpiewaczki, wzruszone i drżące,
Znów odzyskały na jednę godzinę

Niewinność serca, i dom, i rodzinę,
I spokój duszy, i Boga, i słońce! —


∗             ∗

W pośrodku sali stało dziewczę blade,
W tył przechyliwszy drobną swoję głowę;
A włosy bujne, rozwiane i płowe,
Obejmowały ją w srebrną kaskadę.
Przymknęła oczy, jak ptaszę zmęczone,
W nucie piosenki utopiona cała...
— Ach! to jej strony, jej strony rodzone!
Wioska pod lasem i chata w niej biała...
I siwy ojciec, żołnierz Kościuszkowski...
I matka stara, co lny przędąc cienkie,
Głosem, złamanym przez lata i troski,
Tę samę niegdyś śpiewała piosenkę...
To zapach siana, to kwiecie tarniny,
To na rozstaju pod borem mogiła...
To dym nad chatą wijący się, siny...
Studnia z żórawiem, zkąd wodę nosiła...
Pole i miedza, i struga, i grusza,
I polne maki jaskrawo kwitnące...
I staw, jak modry pierścień, wpośród ziela...
To dzwon niedzielny, to wiejska kapela...
Ach! to jej Janek! to druga jej dusza! —
Śpiewa; w pamięci błyska jak cień krwawy,
Panicz — sokolik z białego tam dworu...

I las, i łąki pachnące otawy,
I pocałunków szmer... i szept wieczoru...
I chłodna nocka... i taka woń świeża!..


∗             ∗

Z przymkniętych oczu łzy lecą gorące...
Ktoś wszedł; do balu podano wnet hasło. —
Wstrzęsło się dziewczę; śmiech ostry i suchy
Z drobnych ust wybiegł... zwinęła blond włosy
Ruchem bachantki[1]... widzenie zagasło;
Umilkły w piersiach śpiewających głosy,
I wszystkie dobre rzuciły ją duchy...
I pierwsza — padła w objęcia tancerza.




  1. Przypis własny Wikiźródeł bachantka — tutaj w znaczeniu kobiety biorącej udział w pijackich, hulaszczych zabawach, orgiach czyli bachanaliach





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Maria Konopnicka.