<<< Dane tekstu >>>
Autor Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł Poganka. Wstęp.
Podtytuł Napisał Tadeusz Boy-Żeleński
Redaktor Tadeusz Boy-Żeleński
Wydawca Krakowska Spółka Wydawnicza
Data wyd. 1930
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


V
JEJ FIZJOGNOMJA

Jest jakieś fatum, które utrwala fizjognomję danego pisarza w ten lub inny sposób. Wyraża się to już w ikonografji, w tem, jak go się reprodukuje na wizerunkach. Otóż jakie są wizerunki Żmichowskiej? Starsza pani bez wieku, z włosami gładko zaczesanemi, w czepeczku. To samo w sensie moralnym. Stara nauczycielka-moralistka, oto w co się przeobraziła gorsząca niegdyś swem zuchwalstwem autorka Poganki. Jestto dość osobliwa a częsta rzecz, to utrwalanie pisarza nie z okresu gdy tworzył swoje dzieło, ale gdy dożywał swego życia. A wszak scałkowanie Żmichowskiej byłoby rzeczą tak interesującą!
Była kobietą, oto co wiele tłumaczy. Zwłaszcza kobietą wówczas! Gdy trzydziestoletni mężczyzna z sercem złamanem w zawodzie miłosnym drapuje się z wdziękiem w swój płaszcz bajroniczny, trzydziestoletnia «stara panna» musi kryć wstydliwie swoje wewnętrzne przeżycia. Toteż Narcyza wcześnie przekreśla swoje osobiste życie. Czasem tylko w jakimś błysku, w jakiemś słowie, przejawią się burze, kryjące się na dnie serca, serca, które czuło się przedewszystkiem stworzone do kochania.
Była nieładna. Nie bierzmy może dosłownie tego rysopisu, który sama podaje bratu Erazmowi: «le nez gros, la bouche ordinaire, la taille de trois ou quatre pieds de haut, en un mot, c’est un petit monstre que ta soeur Narcisse» («nos gruby, usta pospolite, wzrost trzy lub cztery stopy, słowem to mały potworek ta twoja Narcyska»); ale te utyskiwania, że jest nieładna, niesympatyczna, «nie pociągająca zmysłowo», powtarzają się w jej listach często. Będąc do tego ubogą nauczycielką, a mając naturę subtelną i wrażliwą nietylko na przymioty duszy, ale i wybredną estetycznie, czyż mogła marzyć o człowieku, któryby jej w całej pełni odpowiadał? Kompromisu zaś nie uznawała. Od młodu więc serce jej uczyło się żyć surogatem. Miłość do brata, to pierwsze jej namiętne uczucie. Tu może jej kochające serce oddać się z całem wylaniem, nie lękając się, że będzie odepchnięte lub zdeptane. Musiała ta miłość do brata, z którym zresztą, poza rzadkiemi momentami całe życie była rozłączona (Erazm po roku 1831 emigrował do Francji), być niezwykle żywa, skoro aż ciotka uważała za potrzebne przestrzec dziewiętnastoletnią pannę:
«Śmiać mi się chciało nawet, jak wujenka Józefowa opowiadała mi historję w guście René’go Chateaubrianda, by mnie przestrzec nieznacznie, że siostra w bracie pokochać się może, — ja temu bynajmniej nie przeczę, i gdybym miała tylko jednego z was bratem, tobym już głowę za nim z miłości traciła — lecz ja mam trzech takich, że o każdym zosobna mogłabym przysiąc, że go najlepiej kocham i o każdymbym prawdę powiedziała...»
Istotnie, wyżycie się miłosne jest w listach do Erazma takie, że czytając, możnaby mniemać, że to pisze kobieta do najdroższego kochanka:
«Wieczór jest, mój miły, i na ustach twoich składam dwa najtkliwsze pocałunki z życzeniem dobrego wieczora. Dzięki ci stokrotne za twoje noce marzenia, może to przesądem nazwiesz, ale w ten dzień, gdy pisałeś po przebyciu przykrej migreny, jak najwdzięczniejsze we śnie miałam widziadła. Zgadnij też, co to było, lub kto to był raczej. Ach! ta niedziela, kiedyż nadejdzie... Erazmie, mój Eraziu, mój najdroższy Eraziu, widzisz, jaka ja szalona, cały list zabazgrałam twojem imieniem, nie pomnąc nawet, że można co innego pisać...»
Oto listy miłosne, jakich biedna Narcyza nigdy do nikogo nie pisała! Chyba do przyjaciółek, bo serce jej szukało ujścia w przyjaźni, i ten jej głód kochania był cementem, który spoił Entuzjastki. Kiedy się czyta jej list do której z przyjaciółek, możnaby mniemać, że to jedyna w jej życiu przyjaźń, tak żywe i szczere są jej objawy: i oto widzimy, że tych najukochańszych było wiele i każda ma swój odcień w jej sercu. I znów szlachetne te przyjaźnie przybierają w listach ton jakże miłosny:
«To wiem jedynie, że muszę mieć, aby jedną dobę twego życia — dzień i noc. Noc dobrze za dwunastą godzinę przeciągniętą — tak jak to było w twoim salonie przy stoliku — ach! wtenczas jeszcze nic a nic nie wiedziałyśmy o sobie — proste ogólniki — dzisiaj wiemy bardzo mało, ale mi się zdaje, że coraz więcej dowiadywać się będziemy. Wszystkiego nie powiem i ty mi nie powiadaj. Śliczna to rzecz, śliczne chwile, póki się ludzie ciągłych nowości dowiadują o sobie. Nie uwierzysz jak ja kocham, zupełnie naddatkowem kochaniem tych, których ciekawa jestem, — ma się rozumieć nie na przeczytanie w książkowem znaczeniu, ale na surpryzy, niespokojności, zdziwienia...» (do Elli).
Takie skarby świeżości serca zachowała ta czterdziestoośmioletnia znękana kobieta, a serce to najodważniej, najnaiwniej, można rzec, wypowiadało się, kiedy mówiła do przyjaciółek jak ona niezamężnych.
«Kochać, tak kochać, żeby się nawet bez równoważnej obyć wzajemności — żeby być szczęśliwą, przez siebie, w sobie, bez cudzego stracenia. Lękam się jednak ciągle, żebyś słów moich zbyt mistycznem nie przeładowała znaczeniem — ja tu mówię o najrzetelniejszem użyciu szczęścia i przyjemności. Wyobraź sobie śliczną postać rycerza lub pazia — mniejsza o to — kiedy patrzysz na niego i widzisz i czujesz że jest piękny, co ci ma na tem zależeć, czy umyślnie dla ciebie pięknym się urodził, — a kiedy skiniesz na niego i przyjdzie — co ci pytać, gdzie szedł pierwej...» (do Elli).
Jako pasja kochania, przywodzi Gabryella na myśl pannę de Lespinasse. A to wszystko to tylko drobna moneta serca: cały ogrom swego uczucia przeleje w sprawę, w naród, w społeczeństwo. I całą swą twórczość będzie tłumaczyła miłością:
...ja ci powiem, że i taką lichą autorkąbym nie była, gdyby mi się czasem do wyłączniejszego szalonego uczucia serce nie zrywało jak ptak do wschodzącego słońca. Ale moje serce na błyskawicach musiało poprzestać...
A gorycz niezaznanej miłości obciąża się jakże boleśnie tem, że Gabryella przypisuje temu braki swojej twórczości:
«No, nie warto dalej się spowiadać, dość na tem, że nie byłam w całym ciągu życia mojego, ani na 24 godzin, ani na jedną godzinę nawet wzajemną miłością kochana, — dlatego dzisiaj nic już napisać nie mogę, bo mi na każdym kroku w pewnych danych — deficyt. Całe szeregi, całe kategorje są dla mnie niezrozumiałościami — mogę o nich tylko z wierzchu, nie ze środka mówić...»
Umyślnie zatrzymuję się nieco dłużej przy pokazaniu tej właśnie Gabryelli. Raz dlatego, że ta nas najbardziej obchodzi przy czytaniu Poganki; powtóre, że ta inna, ta, która się utrwaliła na wizerunkach, w popularnych broszurach, patrjotka, obywatelka, wychowawczyni, bardziej o wiele jest znana. I Narcyza miała swój moment, w którym Gustaw zmienił się w Konrada. I ona zaczęła od romantycznego szału, aby pogrzebać własne bóle w służbie narodowej. I ten osobisty moment jej życia i jej twórczości czyni ją nam tem bliższą i tem bardziej interesującą. Poganka jest jej Czwartą częścią Dziadów: mając tę świadomość będziemy widzieli w tym utworze coś więcej, niż przebrzmiałe echo Romantyzmu.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Tadeusz Boy-Żeleński.