Potworna matka/Część czwarta/V

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Potworna matka
Podtytuł Tragiczne dzieje nieszczęśliwej córki
Wydawca "Prasa Powieściowa"
Data wyd. 1938
Druk "Monolit"
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Bossue
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


V.

Józef Włosko siedział w swoim gabinecie i czytał artykuł o burzy, wydrukowany już; wtem ktoś do drzwi zapukał.
— Proszę wejść! — rzekł, nie ruszając się z miejsca.
Wszedł Tristan.
Nędznik, niezmieszany wcale, odezwał się: To ja proszę pana... przyszedłem...
— Byłem pewny że się stawisz... Do pozawczorajszej nocy nie znałem cię wcale... Myślałem, żeś pijak, nicpoń, lecz nie przypuszczałem, że pijaństwo zawiedzie cię do najohydniejszej zbrodni!.. Zamordować młodą dziewczynę za kilka biletów bankowych!.. Nie godzien jesteś żyć na tym świecie.
— Bardzo mi żal tego... — mruczał Tristan.
— A po pierwszym kieliszku absyntu zaczniesz na nowo.
— Przysięgam, że się to nie powtórzy... wyrzeknę się pijaństwa...
— Kto pił, to pić będzie zawsze... Nie wierzę twoim obietnicom... Zresztą, mało mnie to obchodzi... Tem gorzej dla ciebie, jeżeli skończysz na placu Roquette.
— Dowiodę panu — rzekł Tristan — że to ostatni raz było... a najlepszy dowód, że przyszedłem rano, zamiast przyjść wieczorem...
— Czyżby ci zaproponowano nową zbrodnię?
— Tak, Julia Tordier, wczoraj wieczorem...
— Więc pewna jest, że Joanna nie żyje? Jakżeś się wziął do tego?
— Skomponowałem historię o mostku popsutym Tristan opowiedział to, co już wiemy.
— Bardzo dobrze — rzekł Włosko — zgadza się zupełnie z moim artykułem w dzienniku... Masz czytaj.
Tristan czytał coraz bardziej zdziwiony.
— Skoro ten artykuł wpadnie w ręce Julii Tordier, pozna, żeś jej nie oszukał. A teraz wracając do tego, coś zaczął: podobno Garbuska proponowała ci nową zbrodnię.
— Tak... za tą samą cenę... lecz to jest jeszcze warunkowe, a będzie pewne dopiero po rozmowie garbatej z tą osobą, jaką ma mieć dziś wieczorem.
Włosko zadrżał.
— Bardzo być może, że to o mnie chodzi! — zawołał Włosko.
— Domyślam się tego po trochu — rzekł Tristan — lecz nie chcę śmierci pana, a na dowód ostrzegam.
— Wdzięczny ci jestem; to może poniekąd wstrętny czyn przeszłej nocy. A teraz dam ci jednę radę.
— Posłucham jej panie.
— Nie pójdziesz na miejsce, umówione z Julią, a ponieważ wie, gdzie cię odnaleźć, zmienisz mieszkanie i nie zostawisz w dawnym adresu swojego. Pieniądze zaś zaniesiesz do bankiera i nabędziesz papiery procentowe.
— Dziękuję panu, idę natychmiast.
— Pamiętaj przynieś twój nowy adres.
Tristan skłonił się i wyszedł.
Dzień upłynął bez żadnego ważniejszego wypadku.
Około dziesiątej Włosko zabierał się do wyjścia z domu, przedtem jednak zamknął starannie szafy i biurko i na środku tegoż położył dziennik z artykułem: Burza sobotnia, następnie przywołał kasjera i rzekł:
— Wychodzę w pilnym interesie; przyjdzie tu pani Tordier poprosisz ją, żeby na mnie poczekała. Zaprowadzisz do mojego gabinetu i dasz jej ten dziennik, żeby się nie nudziła.
Kasjer poszedł do kasy, a Włosko na ulicę. Wziął dorożkę na godzinę, kazał jechać na ulicę Anbry i stanąć naprzeciwko Nr. 7-go.
Po upływie pół godziny ujrzał Prospera idącego do kawiarni, w pięć minut potem Julia Tordier wyszła.
— Otóż wyszli oboje — pomyślał i z bijącym sercem wyskoczył z dorożki, wszedł do domu, na schody i zadzwonił.
Ktoś lekko podszedł do drzwi i zapytał:
— Kto tam?
— Nieznajomy przyjaciel... — odpowiedział Włosko.
— Przychodzę z polecenia panny de Roncerny...
— Od Marty! — krzyknęła Helena.
— Od panny Marty i od panny Joanny Betrinot — mówił Włosko — przynoszę wiadomości od pana Lucyana.
— Od Joasi... od Lucyana!... — potworzyło dziewczę głosem drżącym.
— Tak, pani! otwórz jak najprędzej!
— Nie mogę, jestem zamknięta.
Włosko wyjął klucz, dany mu przez Joasię, i rzekł:
— Nie bój się, pani, mam tu klucz, który kiedyś dałaś pannie Joannie... Niema czasu do stracenia... Kazano mi powiedzieć, że kochają cię, myślą o tobie i pracują nad wyswobodzeniem twojem.
Otworzył i wszedł.
— Czy to nie jest płonna nadzieja!.. Jakież oswobodzenie może być moim udziałem? — zawołało biedne dziecię. — Jestem córką matki bez litości i żoną człowieka, od którego wszystkiego co najgorsze oczekiwać mogę... Żebyś pan wiedział, co ja cierpię. Nie może mi przebaczyć, że zamykam się przed nim i nikczemnie mi to daje uczuć. Zrobili ze mnie sługę, upokorzoną i maltretowaną na każdym kroku!.. O! z tego położenia tylko śmierć uwolnić mnie może!..
— Nie śmierć, lecz prawo panią uwolni!
— Nie wierzę temu. — Cóż prawo dla mnie zrobić może?.. Legalnie należę do mego męża.
— A rozwód?
— Żądając rozwodu, potrzeba mieć powody ważne... potrzeba dowodów...
— A niewierność męża?
— Co mnie to obchodzi!.. nie wychodzę nigdzie i o niczym nie wiem...
— Nie rozumiesz mnie pani, tu chodzi o cudzołóstwo w domu, pod jednym z panią dachem.
— Przecież tu niema oprócz mnie innej kobiety, tylko moja matka...
— Posłuchaj pani i przebacz... Dla twojego dobra muszę mówić!.. Czy pani nic nie zauważyła?
— Cóż ja mogłam zauważyć?
— Czy naprzykład nie uważasz, że pani Tordier okazuje więcej czułości, niż wypada na świekrę... Chcę ci oczy otworzyć biedne dziecię, ażebyś na koniec zrozumiała, dlaczego matka twoja chciała twojego małżeństwa z Prosperem!.. A teraz jak się przekonasz, możesz odwołać się do sądów, postawić świadków, ze mną na czele, i odkryć całą prawdę...
— Co za straszne, potworne podejrzenie wlewasz pan w moją duszę!
— Podejrzenie zamieni się niebawem w pewność! Musisz pani przekonać się; dla siebie, dla panny de Roncerny, dla Joanny i dla Lucyana!..
— Dla Lucyana!.. o tak dla niego! Mów mi pan o nim... chory jest, cierpi...
— Doktór ręczy za jego wyzdrowienie.
— A więc przysięgam, że uczynię wszystko, aby zostać wolną! Powiedz mu pan, jak go zobaczysz, że nie zapomniałam przyrzeczenia, że tylko do niego należeć będę, lub umrę.
— Czy mam oddać klucz, który mi pozwolił widzieć się z panią?
— Nie.. oddaj pan Joannie, może ci drugi raz będzie potrzebny... Sama nie wyjdę, czekać będę z ufnością, ż przyjdą do mnie...
— Odwagi zatem, nie rezygnacji i nadziei pani życzę...
Włosko wyszedł i zamknął za sobą drzwi na dwa pusty.
— A teraz, do Julii Tordier! — rzekł do siebie.
Helena poszła do swego pokoju, padła na kolana i modliła się gorąco.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.