Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy/Część pierwsza/XL

<<< Dane tekstu >>>
Autor Miguel de Cervantes y Saavedra
Tytuł Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy
Wydawca Wydawnictwo J. Mortkowicza
Data wyd. 1937
Druk Drukarnia Naukowa Tow. Wydawn.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Edward Boyé
Tytuł orygin. El ingenioso hidalgo Don Quijote de la Mancha
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


KAPITULUM XL
W KTÓREM ZAWIERA SIĘ DALSZY CIĄG HISTORJI NIEWOLNIKA
Sonet:

Duchy szczęśliwe, które z ciał powłoki,
W nagrodę wielkich czynów uwolnione,
Z tej niskiej ziemi, biorąc lot wysoki,
Skrzydłami w gwiezdną się wzbijacie stronę,

Żądzą i słusznym gniewem zapalone,
Nim ciała wieczne już objęły mroki,
Wytoczyłyście krwi bujne potoki,
Od których morze jest zarumienione.

Nim zbrakło męstwa, już życia nie stało
W mdlejących rękach, co doznawszy klęski,
Jednak przy śmierci zwycięstwo odniosły.

Przeto ten oręż wraży i ciemięski,
Co się naszczerbiał o pierś twierdzy białą,
Ku waszej chwale śpiewa hymn podniosły.

— I ja pamiętam te wiersze w podobnej osnowie — rzekł niewolnik.

— Ów o zdobyciu twierdz — rzekł rycerz — jeśli dobrze sobie przypominam, brzmi tak:
Sonet:

Z jałowej, zrytej pociskami niwy,
Z twierdzy zmienionej w gruz, z zburzonej wieży
Dusze tych kilku tysięcy żołnierzy
Odeszły dzisiaj w kraj bardziej szczęśliwy.

Gdy już pohańców hufiec napastliwy
Wdarł się na szańce, kędy mord się szerzy,
Każdy z tych kilku tysięcy żołnierzy
Pod ostrze miecza dał głowę, szczęśliwy.

Smutne wspomnienia i żal lamentliwy,
Co w dawnych wiekach sprawiały tu straże
I dziś wartują nad tą krwawą glebą.
Albowiem nigdy z łona ziemskiej niwy
Dusze tak czyste nie wzleciały w niebo,
Ni takie męstwo nie szło na cmentarze!

Te wiersze za dość niezłe były uznane. Niewolnik, uradowany niezmiernie z wieści o swoim współtowarzyszu, do przerwanego wątku opowieści powrócił.
Gdy więc Goletta i twierdza upadły, Turkowie wydali rozkaz doszczętnego zburzenia Goletty (co się warowni tyczy, to tam już i tak kamień na kamieniu nie pozostał), przeto z wielkim pośpiechem i z niewielką fatygą z trzech stron podsadzili miny. Aliści w żadnem miejscu nie mogli naruszyć ani wysadzić w powietrze tych starych murów, co się im najsłabszemi być wydały, gdy tymczasem owa część nowych umocnień, uczynionych przez Frantina[1], która po szturmie ocalała, wraz się w gruzy rozpadła. Cała flota pogańska wróciła w wielkim triumfie do Konstantynopola, gdzie po kilku miesiącach umarł mój pan Uchali, Uchali — Fartax zwany, co po turecku znaczy „Zaprzaniec parszywy“. W samej rzeczy świerzbą był dotknięty. Wśród Turków jest obyczaj, aby nadawać przydomki, które cnoty lub przywary oznaczają. To pochodzi stąd, iż u nich niemasz, jak tylko cztery familje, co od domu Ottomańskiego pochodzą, wszystkie zaś inne, jak rzekłem, biorą imiona albo przydomki od swych cnót dusznych lub cielesnych przywar. Tedy ów „Parszywiec“, niewolnik Wielkiego Sułtana przebył czterdzieści lat na galerach, robiąc wiosłem, zaś w trzydziestym czwartym roku życia stał się zaprzańcem; zbisurmanił się dla zemsty nad jednym Turczynem, który mu dał w gębę, gdy był do wiosła przykowany. Dzielność jego tak wielka była, że plugawych forytarzów nie szukając, ani ku tym drogom nie sterując, po których ulubieńcy sułtana na wysoki stopień godności się wznoszą, zaraz został królem Algieru, a potym admirałem, który to urząd jest trzeci w Otomańskiem Państwie[2]. Uchali był Kalabryjczyk rodem. Człek to był dość szlachetny i ludzki dla swych niewolników, których miał podówczas trzy tysiące. Po jego śmierci jeńcy podzieleni zostali tak, jak w swoim testamencie ustanowił, między Wielkiego Sułtana, (który zawsze dziedziczy po zmarłych w równej części, pospołu z dziećmi nieboszczyka) i swoich poturczeńców. Ja dostałem się pewnemu zaprzańcowi, Wenecjaninowi, który, służąc na chrześcijańskiej nawie, jeszcze jako otrok, był pojman przez Uchalego. Ów taką ku niemu poczuł skłonność życzliwą, że wkrótce największym swym zaufanym i ulubieńcem go uczynił. Hassan Aga[3] (takie imię sobie ów wiarołomca przybrał), stał się najokrutniejszym renegatem, jakiego sobie tylko wystawić można. Zbogacił się później niezmiernie i wodzem Algierczyków był mianowany. Przybyłem wraz z nim do Algieru, pocieszony cośkolwiek, że się do Hiszpanji zbliżam, nie przeto, abym chciał uwiadomić kogoś listem o moim smutnym stanie, ale w tem ufność pokładając, iż może znajdę łatwiejszą sposobność do ucieczki, niż w Konstantynopolu, skąd tysiąc razy zbiec usiłowałem, bez tego jednak, aby mi się nastręczyła choć raz pomyślna sposobność i moment szczęśliwy. Umyśliłem szukać w Algierze innych środków i dróg, aby móc osiągnąć to, czego tak pragnąłem. Nie wątpiłem, że wolność odzyskam. Choć temu, co zamyślałem, knowałem i do skutku starałem się przywieść, nigdy szczęśliwy wynik nie odpowiedział, nie upadając na duchu, zaraz nową nadzieję sobie tworzyłem, która, chocia mdła i niepewna, siły moje skrzepiała.
Tak wiek mój trawiłem, zamknięty w więzieniu, które Turkowie nazywają łaźnią[4]. Trzymają w niem niewolników-Chrześcijan, tak tych, co należą do sułtana, jak i do osób prywatnych, czy też do almacén, to znaczy „niewolników rady“, którzy bywają używani do powszechnych robot w mieście, jako też do innych prac. Ci ostatni z wielką trudnością wolność odzyskać mogą, gdyż należąc do gminy i pana własnego nie mając, nie wiedzą do kogo się udawać o ugodę wyzwolenia, chocia i pieniądze na wykup mają. Do tych łaźni niektórzy z mieszkańców sadzają swoich niewolników, zwłaszcza okupić się niemogących, aby tam w bezpieczeństwie przebywali, nim wykup przyjdzie. Niewolnicy królewscy do wykupu przeznaczeni, do robót w polu pędzeni nie są, jak inni rudelnicy, chyba, że pieniądze się opóźniają. By ich przymusić do pisania z większą usilnością o przyspieszenie okupu, każą im pracować i drzewa w borze wraz z innymi rąbać, co jest trudem niemałym.
Ja znajdowałem się między tymi, którzy się opłacić mieli. Gdy tylko uznali, że jestem kapitanem, chociażem nic o mojej majętności i dziedzictwie nie mówił, zaliczyli mnie do tych rycerzy, po których okupu się spodziewali. Uwiązali mnie na łańcuchu, co się stało raczej dla oznaki, że jestem dla wykupu, niż skutkiem troski o moje bezpieczeństwo.
Tak tedy czas niemały siedziałem w tych łaźniach, pospołu z innymi rycerzami i znacznemi personami, które były do okupu przeznaczone. I chocia często nękał nas głód i brak szat, któremi gołe ciała okryćby można było, wszakoż nic nas tak nie trapiło, jak owo niesłychane okrucieństwo, z jakiem mój pan do niewolników chrześcijan się odnosił, a któreśmy codziennie na własne oczy widzieli.
Nie przeszedł dzień, aby któregoś nie kazał powiesić, na pal wbić albo też uszy komuś urżnąć; wszystko to dla błahej przyczyny, albo i bez powodu wcale, tak iż Turkowie sami przyznawali, że dla swojej własnej plugawej przyjemności to czyni, będąc już morderzem z przyrodzenia swego i ludzkiego gatunku nieubłaganym wrogiem. Jeden tylko żołnierz hiszpański, Saavedra,[5] szczególną jego względnością się cieszył, ów Saavedra, chocia dla odzyskania utraconej wolności, chwytał się sposobów różnych i takie rzeczy czynił, że na długo one w pamięci pogan pozostaną, nigdy nie był kijami obity, ani złego nie usłyszał słowa. Za najmniejszą rzecz z tych, które czynił, winien był być, według naszego powszechnego rozumienia, na pal wbity, czego i sam nieraz się obawiał. Gdyby mi czas na to pozwalał, opowiedziałbym WPaństwu w tej godzinie, o niektórych sztuczkach tego Saavedra, coby was zaciekawiło i zdumiało bardziej, niż moja historja.
Mówię więc, że na dziedziniec naszego więzienia wychodziły okna domostwa pewnego bogatego i znacznego Maura. Były to raczej dziury niż okna, jak to u Maurów jest w obyczaju, a do tego zasłaniano je mocnemi i grubemi żaluzjami.
Zdarzyło się pewnego dnia, że stojąc na tarasie naszego więzienia, pospołu z trzema towarzyszami i bawiąc się skakaniem w łańcuchach dla spędzenia czasu, (byliśmy sami, gdyż inni chrześcijanie do robót zabrani zostali) podniosłem przypadkiem głowę i ujrzałem, że w jednem z tych małych przymkniętych okien ukazała się trzcina, na końcu której uwiązana była chustka. Ta trzcina tam i sam się poruszała, jakby chciała dać nam znać, abyśmy się zbliżyli i pochwycili ją. Patrzyliśmy pilnie; jeden z moich wspołeczników stanął podle trzciny, aby zobaczyć, czy ją opuszczą na ziemię, czyli też coś innego uczynią. Gdy ją chciałem uchwycić, natychmiast ją umknięto i znów trzcina na wszystkie strony w górze ruszać się poczęła, jakby ktoś głową kiwał na znak, że nie tego chciano. Gdy niewolnik odszedł, znów ją opuszczono i poruszać nią zaczęto, jak pierwej. Drugi z moich towarzyszów poszedł spróbować; toż samo uczyniono, co wprzód. Naostatek ruszył trzeci, ale przytrafiło mu się to, co i tamtym dwóm. Ujrzawszy to, chciałem i ja szczęścia spróbować. Skoro tylko obok trzciny stanąłem, spadła ona na podwórze, tuż do nóg moich. Podbiegłem zaraz, aby chustkę odwiązać, na której znajdował się supeł. Znalazłem w niem dziesięć zianis, złotych monet niskiej próby, które między Maurami w obiegu są, a każda z nich warta dziesięć naszych reali. Że to odkrycie wielce mnie uradowało — i mówić wcale nie trza — radość moja była równa memu zdumieniu, zwłaszcza gdy jąłem roztrząsać, skąd pochodzi ten dar, tylko dla mnie przeznaczony, jak to można było dowodnie wnosić z tego, że nie chciano opuścić trzciny, zanim ja nie przybiegłem. Wziąłem pieniądze, co tak w porę przyszły, złamałem trzcinę, wróciłem na taras i spojrzawszy w okno, ujrzałem rękę bieluchną, co z wielkim pośpiechem zamykała kratę. Z tego poznaliśmy, że jakaś białogłowa dom ten zamieszkująca, dar ten nam zesłała. Na znak naszej wdzięczności podziękowaliśmy ukłonem na modłę turecką, głowę i ciało nisko ku ziemi schylając i ramiona na piersiach krzyżując. Po małej chwili ukazał się w oknie mały krzyż, z trzciny sporządzony i wraz zniknął. Znak ów ugruntował nas w przeświadczeniu, że w domu tym musiała najdować się jakaś niewolnica-chrześcijanka i że ona dobrodziejstwo to nam wyrządziła. Jednakoż białość tej ręki, manelami ozdobionej, kazała nam myśl odmienić; imaginowaliśmy sobie, że to raczej poturczona chrześcijanka, jedna z tych, które panowie tureccy pospolicie za żony prawe biorą i co za wielkie szczęście być mają, gdyż więcej białogłowy obcej krwie szacują, niż swoje własne. Odtąd całą naszą rozrywką było patrzeć w okno, skąd wytkniono krzyż trzcinowy, w okno, któreśmy mieli za naszą gwiazdę polarną.
Jedenaście dni ubiegło bez tego, abyśmy ujrzeli rękę albo znak jakowyś, chocia przez cały ten czas nie litowaliśmy starań, chcąc dowiedzieć się, kto w tym domu przebywa i czy jakaś poturczona białogłowa tam się najduje? Nikt nam nic nie umiał powiedzieć krom tego, że mieszka tam pewien bardzo zacny Maur, bogacz, zwany Adji Morato, który był alkadlem la Pata,[6] co jest u nich bardzo wysokim urzędem. Gdyśmy najmniej o tem myśleli, aby z tego okna miał na nas spaść deszcz złotych zianis, ujrzeliśmy nagle opuszczającą się w dół trzcinę z inną chustką, na której widniał większy jeszcze niż poprzednim razem supeł. Łaźnie, jak i wówczas, puste były i wyludnione. Czyniliśmy doświadczenie, jak pierwszą razą; z razu dopadło trzech moich wspołeczników, ale trzcina żadnemu pochwycić się nie dała, tylko mnie, gdyż upadła na ziemię za mojem zbliżeniem się. Odsupłałem węzeł i znalazłem w nim czterdzieści złotych skudów hiszpańskich oraz list, pisany po arabsku ze znakiem krzyża świętego na końcu pisma. Ucałowałem krzyż, schowałem pieniądze i powróciłem na taras, skądżeśmy zwykłe podziękowania oświadczyli. Znów ukazała się dłoń w oknie; dałem znak, że list przeczytam, wówczas okno zamknięte zostało. Ostaliśmy zdumieni i bardzo uradowani z tego zdarzenia. Żaden z nas po arabsku nie rozumiał, a wszyscy pałaliśmy żądzą, aby dowiedzieć się, co ten list zawiera; aliści trudno było znaleźć kogoś, coby nam go przetłumaczyć mógł. Naostatek postanowiłem zawierzyć pewnemu renegatowi z Murcji rodem, który mi wiele przyjaźni oświadczał i dał mi gwarancję, że zdzierży tajemnicy mu powierzonej. Wśród zbisurmanionych zdarzają się i tacy, co chcą na ziemię chrześcijańską powrócić. Gotując się do drogi, biorą od znacznych jeńców zaświadczenie na piśmie, w którem wiadomem się czyni, że ów zaprzaniec jest człekiem szlachetnym, że chrześcijanom zawsze samo dobro świadczył i że przy pierwszej sposobności uciec pragnął. Wielu na dobre tych zaświadczeń używa, inni chytrze w nie się opatrują dla okoliczności, jakie zdarzyć się mogą. Gdy udają się na plądrowanie chrześcijańskich dzierżaw i trafunkiem się gubią albo w ręce chrześcijan wpadają, zaraz dobywają tych świadectw i mówią, że z onych kart widać, jakie mieli intencje, które takie były i są, że chcieli przebrać się do chrześcijan i dlatego na rozbój morski z Turczynami wyruszyli.[7] Tym środkiem pierwszej popędliwości unikają, jednają się z kościołem i żyją spokojnie, gdyż nikt ich turbować nie śmie. Później, gdy tylko okazja się zdarzy, wracają do Berberji i stają się tymi, którymi dawniej byli. Przyznaję, że są i tacy, co temi świadectwy uczciwie się wspomagają i na zawsze ostają na chrześcijańskiej ziemi. Do takich poturczeńców należał i mój przyjaciel, który posiadał zaświadczenie wszystkich moich towarzyszów, co mu najprzychylniejsze wystawiali świadectwa tak, iż gdyby Maurowie karty znaleźli, niechybnieby go żywcem spalili. Wiedziałem, że zna język arabski bardzo dobrze i że nie tylko w słowie, ale i w piśmie nim włada; nie odkrywając mu więc zrazu tajności, prosiłem go, aby mi przeczytał ten papier, który przypadkiem w kącie mojej izby znalazłem. Otworzył go i przez kęs czasu patrzał nań, jakby pismo rozwikłać chciał, mrucząc coś skroś zęby. Spytałem zaliby rozumiał? Odparł, że wszystko pojmuje i że jeśli chcę, aby mi wszystko słowo w słowo przełożył, tedy dać mu muszę pióro i inkaust. Natychmiast podsunęliśmy mu to, czego żądał. Jął powoli na piśmie tłumaczyć, a gdy skończył rzekł:
— Wszystko, co ten list maurytański zawiera, tutaj w języku kastylijskim przepisane jest, tak iż ani jednego słowa nie brak. Trzeba jeno zważyć, że „Lela Marien“, jako „Nasza Pani, Marja dziewica“ się wykłada.
Przeczytaliśmy list, który tak mówił:
Gdy jeszcze byłam małem dziecięciem, ojciec mój miał niewolnicę, która nauczyła mnie w moim rodowitym języku modlitwy chrześcijan i powiedziała mi wiele rzeczy o Lela Marien. Chrześcijanka potem umarła, ale wiem, że nie poszła w ogień wieczysty, jeno do Pana Boga, bowiem widziałam ją dwa razy we śnie. Rzekła mi, abym udała się do krajów chrześcijańskich oglądać Lela Marien,[8] która mnie wielce miłuje. Nie wiem, jak się tam przebrać. Wielu chrześcijan widziałam z tego okna, ale nikt mi się tak szlachetny nie zdał, jak ty. Jestem młoda, piękna i wiele dostatków z sobą w drogę zabrać mogę. Uważ czy znajdziesz środek, aby się na ziemię chrześcijańską dostać, a tam już, jeśli zechcesz, mężem moim się staniesz. Jeśli nie zechcesz, nie będę się turbowała, gdyż Lela Marien męża mi ześle. Sama to wszystko pisałam, bacz, komu list dasz do czytania, nie ufaj żadnemu z Maurów, gdyż to naród przeniewierczy. Wielką mnie to troską napawa, nie chciałabym, abyś list ten komuś odkrył, gdyż jeśliby mój ojciec uznał o tem, wrzuciłby mnie do studni lub ukamienować kazał. Do trzciny uwiązałam nić, abyś respons swój tam przytwierdził. Jeśli po arabsku pisać nie umiesz, odpowiedz jakimbądź znakiem. Lela Marien uczyni, że cię zrozumiem. Niech Ona i Allah mają się w swej pieczy, jako i ów krzyż, który często całuję, gdyż tak kazała mi czynić niewolnica.
Zważcie sami, Wielmożni Państwo, jak musieliśmy się dziwić i cieszyć ze słów, w tym liście zawartych. Osłupienie i radość tak wielkie były, że renegat poznał, iż list ten nie przypadkiem znaleziony został, lecz że był napisany umyślnie do któregoś z nas. Prosił nas, że jeśli prawdą jest to, czego się domyśla, abyśmy mu całkiem zawierzyli i całą, nie mieszkając, wyjawili prawdę, gdyż gotów jest przecie życie własne oddać dla uwolnienia nas. Mówiąc te słowa, wyjął z pod sukni krucyfiks, który na piersi nosił, i ze łzami w oczach przysiągł na Boga, przedstawionego na tym wizerunku, w którego on, nędzny grzesznik, niezachwianie wierzy, że tajemnicy dochowa i nie zdradzi nic z tego, co mu odkryjemy. Jest przeświadczony, że z pomocą tej, co do nas pisała, on i my wszyscy wraz wolność odzyskać możemy. On wówczas miałby pocieszenie największe być przywróconym na łono naszej Świętej Matki, Kościoła, od którego oderwany został, jako zgniły i nadpsuty przez swoją nieświadomość i swój grzech członek.
Wszystko to powiedział ów przeniewierca z tak rzewliwemi łzami i z taką skruchy oznaką, że zgodnie do jego prośby się nakłoniliśmy, odkrywając mu całą prawdę bez tego, aby cośkolwiek zataić albo i zmyślić.
Ukazaliśmy mu okienko, z którego trzcina się wysuwała. Zapamiętał ów dom i przyrzekł, że nie będzie szczędził starań, aby dowiedzieć się, kto tam mieszka. Uradziliśmy społem, że na list Maurytanki będzie stosowne odpowiedzieć. Nie było nikogo, ktoby to uczynić mógł; renegat dobył nas z tego zatrudnienia i nie mieszkając, spisał wszystko, com mu powiedział. Były to słowa, które tutaj dokładnie WPaństwu przytaczam, gdyż wszystkie okoliczności, które mi się w tym czasie przydarzyły, w niezwietrzałej przechowując pamięci, jako i je przechowam, aż do końca życia mojego. Oto, cośmy odpowiedzieli Maurytance:
Prawdziwy Allah i błogosławiona Marien, która jest Matką Boga i która ci serce natchnęła, abyś poszła między chrześcijan, gdyż cię kocha, niechaj cię w swojej opiece mają. Proś Jej sama, aby raczyła dać ci poznać, jak masz dopełnić zamysłu, który ci objawiła. Dobroć jej jest tak niezmierna, że uczyni to. Przyrzekam ci z mojej strony i w imieniu wszystkich chrześcijan, którzy tutaj są ze mną, że uczynimy dla cię wszystko, co w naszej mocy leży, choćbyśmy i własnym życiem nadłożyć mieli. Nie zaniedbaj napisać i uwiadomić mnie, co czynić zamyślasz, ja zawsze ci odpiszę, gdyż wielki Allah zesłał nam niewolnika-chrześcijanina, który umie mówić i pisać w twoim języku, jak to przez ten list dowodnie poznasz. Możesz nas uwiadomić bez obawy o wszystkiem, o czem tylko będziesz chciała. Co się zaś tyczy oświadczenia, jakie mi czynisz, być moją żoną, gdy się dostaniemy na chrześcijańską ziemię, to daję ci przyrzeczenie rzetelne, że się twoim mężem stanę. Przysięgam ci to na moją chrześcijańską wiarę, a wiedz, że chrześcijanie lepiej dotrzymują przysiąg, niż Maurowie. Allah i matka Jego, Marien, niech cię zachowają we wszelkiej pomyślności.
Gdy już ten papier był napisany, musiałem czekać dwa dni, aż łaźnie wyludnią się jak zwykle; w stosownej chwili wyszedłem na taras, aby ujrzeć, czy ukaże się trzcina, której w samej rzeczy nie omieszkano z okna spuścić. Zaledwiem ją ujrzał, aczkolwiek nie mogłem sprawdzić kto ją opuszcza, pokazałem papier, jakgdybym chciał zapytać o nić, aliści już dowiązana była do trzciny. Przytwierdziłem moje odpisanie; wkrótce później ukazała się znów nasza gwiazda z białem znamieniem pokoju, czyli z chusteczką, uwiązaną na końcu. Gdy upadła na ziemię, szybko ją podniosłem i znalazłem w węźle różnego rodzaju monety srebrne i złote, na łączną sumę pięćdziesięciu skudów, co pięćdziesięciokrotnie zwiększyły naszą radość i skrzepiły nadzieję rychłego odzyskania swobody. Tegoż jeszcze wieczoru powrócił nasz poturczeniec i oznajmił, że w domu tym jak uznał, mieszka pewien niezmiernie bogaty Maur, zwany Aghi Morato, który ma jedyną córkę, dziedziczkę całej jego fortuny. Dzieweczka ta w powszechnem mniemaniu za najpiękniejszą białogłowę w całej Berberji uchodzi. Niektórzy wicekrólowie z Algieru przybyli, chcieli ją w zamążcie, aliści ona w stadło pójść nie chciała. Poturczeniec dowiedział się także, że w domu Aghi Morata przebywała niewolnica chrześcijańska, która już umarła. Wszystko to nawszem się zgadzało z zawartością listu. Złożyliśmy walną naradę z poturczonym, jakimby sposobem Maurytankę wykraść i wraz z nią udać się na chrześcijańską ziemię. Umyśliłem czekać jeszcze wiadomości od pięknej Zoraidy (takie było imię tej, która teraz Marją zwać się pragnie), wiedząc, że jeno ona może wszystkie przeszkody przezwyciężyć. Renegat rzekł nam, abyśmy się zbyli wszelkiej troski, gdyż albo życie odda, albo wolność nam przywróci. Przez cztery dni łaźnie były pełne ludzi — dla tej przyczyny trzcina wcale się nie ukazywała. Gdy jednak podwórzec pewnego dnia opustoszał, wytkniona została przez okno z zawiniątkiem tak pękatem, że wielką sobie radość z tego obiecywaliśmy. Trzcina wraz z chustką zniżyła się ku mnie. Znalazłem papier i sto złotych skudów. Poturczeniec był akurat z nami. Wróciwszy do swojej nory, daliśmy mu list do przeczytania. Rzekł, iż to w sobie zawiera:
Nie wiem, panie, jakiego sposobu się chwycić, abyśmy do Hiszpanji ujechać mogli. Lela Marien nie powiedziała mi tego, chocia się o to pytałam. Jedno tylko uczynić mogę: posłać wam z tego okna wiele złotych monet. Zapłaćcie okup za siebie i za swoich towarzyszy. Niechaj jeden z was uda się na ziemię chrześcijańską, zakupi tam barkę, a później powróci, aby innych zabrać. Znajdzie mnie w ogrodzie mego ojca, w pobliżu bramy Babaaron,[9] blisko morza, gdzie pozostanę przez całe lato, w towarzystwie ojca mego i sług moich. Możecie mnie stamtąd porwać w nocy i zaprowadzić do łodzi, nie obawiając się niczego. Pamiętaj, żeś przyrzekł być moim mężem; jeśli słowa nie zdzierżysz, powiem Lela Marien, aby cię ukarała. Jeśli nie masz nikogo, komu mógłbyś zawierzyć, że kupi barkę, kup ją sam i wyrusz w drogę.
Wiem, że powrócisz prędzej, niż każdy inny, gdyż jesteś rycerzem i chrześcijaninem.[10] Staraj się wywiedzieć, gdzie jest nasz ogród. Gdy się będziesz po dziedzińcu przechadzał, zrozumiem, że łaźnie są puste i wówczas dam ci wiele pieniędzy. Niech Allah ma cię w swej opiece.
Oto co zawierał ten drugi list. Każdy ze społeczników moich oświadczył gotowość wyruszenia za okupem, przyrzekając, że wiernie powróci. Ja gotów byłem także to uczynić, ale poturczeniec sprzeciwił się temu mówiąc, że w żadnym razie nie dozwoli, aby któryś z nas osobno wyszedł z niewoli, zanim wszyscy wolności nie odzyszczą, gdyż z doświadczenia to wie, jak uwolnieni źle obietnic swych dopełniają, które składali, przebywając jeszcze w więzieniu. Nieraz się trafiało, że niewolnicy o znacznej kondycji tego środka się chwytali, okupiwszy jednego i wysławszy go z pieniędzmi do Walencji albo Majorki, aby tam statek wyrychtował i powrócił zabrać tych, co go okupili. Aliści nikt więcej nie powrócił, gdyż odzyskana wolność i lęk, aby jej znowu nie utracić, wymazały z pamięci wszystkie obliki i przyrzeczenia. Na potwierdzenie tej prawdy opowiedział nam pokrótce traf, który w tym właśnie czasie chrześcijańskim się zdarzył rycerzom, traf najdziwniejszy, jaki mógł być w tym kraju widziany, chocia co chwila rzeczy osobliwe tam zachodzą, które duszę osłupieniem i trwogą napełniają. Naostatek powiedział, że należy uczynić tak, aby pieniądze, na okup chrześcijanina przeznaczone, on do swych rąk dostał i kupił za nie barkę w Algierze pod pokrywką, że chce jako kupiec sprzedawać towary w Teutanie, jeżdżąc wzdłuż tych brzegów. Stawszy się panem statku znajdzie łatwie środek, aby nas z łaźni wydostać i na pokład zabrać. Jeśli Maurytanka przyśle później te pieniądze, co je obiecała, będzie można wykupić wszystkich i już bez żadnych zatrudnień wziąć ich na pokład, choćby w samym środku dnia. Jedno tylko w tym wszystkim jest zatrudnienie — Maurowie nie dozwalają, aby poturczeńcy posiadali sudna, chyba jeno wielkie statki dla rozboju morskiego. Obawiają się bowiem, że ten, który barkę kupuje, zwłaszcza jeśli jest Hiszpanem, czyni to wszystko poto, aby do dzierżaw chrześcijańskich się udać. Ale on tę zawadę łatwie usunie, przybrawszy do wspołeczeństwa statku i korzyści z handlu Maura z Tagarinu.[11] Tak rzecz koloryzując, stanie się panem barki i resztę już gładko wykona. Chocia mnie i towarzyszom moim zdało się, że lepiejby było posłać po barkę do Majorki, jak nam to Maurytanka namieniła, jednak nie śmieliśmy się sprzeciwić zaprzańcowi, obawiając się, że jeśli zleceń jego wypełnić nie będziemy chcieli, on nas wyda, a wówczas będą w niebezpieczeństwie nie tylko nasze życia, ale i życie Zoraidy, dla którego byśmy z chęcią życia nasze oddali. Postanowiliśmy tedy oddać naszą sprawę w ręce Boga i ręce tego poturczeńca. Natychmiast ułożyliśmy odpowiedź dla Zoraidy, oznajmiając, że uczynimy to, co nam radzi, gdyż rady jej są tak dobre, jakby Lela Marien niemi ją natchnęła i że od niej samej zależy jeno, aby całe to przedsięwzięcie do skutku przywieść.
Jeszcze raz przyrzekłem jej, że ją swoją żoną uczynię. Zoraida nazajutrz, gdy łaźnie puste były, kilkakrotnie przy pomocy trzciny i chusteczki przesłała nam dwa tysiące złotych skudów; otrzymaliśmy także list, w którym mówiła, że w najbliższy juma czyli czwartek uda się do ogrodu swego ojca, ale że zanim tam pójdzie, da nam pieniędzy, jeśli ich jeszcze mamy nie dosyć. Prosiła, aby ją uwiadomić, gdyż może nam tyle dodać, ilebyśmy sami tylko chcieli. Ojciec jej ma tak wielką ilość pieniędzy, że straty nie spostrzeże, zwłaszcza, że wszystkie klucze są jej powierzone. Nie mieszkając, wręczyliśmy pięćset skudów poturczeńcowi, aby kupił barkę. Osiemset skudów, które mój okup stanowiły, odliczyłem pewnemu kupcowi z Walencji, który wówczas w Algierze się znajdował. Odkupił mnie od króla, dając słowo, że natychmiast po przybyciu pierwszego okrętu z Walencji całą sumę zapłaci. Gdyby bowiem był wszystkie pieniądze wniósł odrazu, mogłoby to w królu podejrzenie wzbudzić, że mój okup już dawno leżał w Algierze aliści, że kupiec to zataił, aby pieniądzmi na własny pożytek obracać. Władca mój zresztą tak był przebiegły i chytry, że żadną miarą pieniędzy odrazu wnieść nie chciałem. We czwartek, poprzedzający ów piątek, w który to dzień piękna Zoraida do ogrodu udać się miała, dała nam ona jeszcze tysiąc skudów i oznajmiła o swym wyjeździe prosząc, abym, skoro się tylko okupię, dowiedział się, gdzie się znajduje ogród jej ojca i stawił się tam niebawem. Odpowiedziałem jej węzłowacie, że uczynić tego nie omieszkam. Niechaj to tylko ma w pamięci, aby polecić się opiece Lela Marien przez owe modlitwy, których nauczyła jej niewolnica.
Zarządziłem, aby moi trzej towarzysze także wykupieni zostali, chciałem bowiem ułatwić im wyjście z łaźni, a takoż i dla tej przyczyny, że gdyby ujrzeli mnie wykupionym, a siebie nie, chocia pieniądze na to były, djabeł mógłby im podszepnąć coś na zgubę Zoraidy. Chocia mając ich za ludzi poczciwych, nie powinienem się był niczego obawiać, jednakowoż nie chciałem niczem hazardować. Wykupiłem ich podobnym sposobem, wręczając wszystkie pieniądze kupcowi, aby za nas spokojnie i śmiało zaręczył, nie odkrywając mu wszelako naszej tajemnicy, co by niebezpieczne się było mogło okazać.




  1. Przydomek Jakóba Paleara, inżyniera wojskowego, służącego Karolowi V i Filipowi II. Brat jego, Jerzy, dowodził załogą w twierdzach Maiorca i Pamplone.
  2. Sprawował więc godność „wielkiego wezyra“ i „mufti“. Wiele szczegółów i interesujących danych o militaryźmie tureckim zawiera dzieło cytowanego już Cristobala de Villalón „Viaje de Turquia“, napisane w niewoli w Konstantynopolu.
  3. Cervantes zapewne przekręcił tutaj jego imię. W „Los banios de Argel“ nazywa go przecież Hassanem Paszą. Renegat z Wenecji, Hassan Pasza, był jednym ze sławnych dowódców korsarzy, tej prawdziwej plagi Algieru, Tunisu i Trypolisu. Służył z początku pod Dragutem, później pod Uchali, który go uczynił królem Trypolisu. W roku 1580 otruł go korsarz Cigala. (Diego de Haedo „Topografia y historia general de Argel). Po turecku „Aga“ jest tytułem dostojników wojskowych, generałów pułków janczarskich.
  4. Słowo etymologicznie arabskie oznacza „gmach, budynek“, wzniesiony w pobliżu morza (stąd hiszpańskie albanil). Więzienie niewolników, przykutych do wioseł, nazywało się „łaźnią“, ponieważ znajdowało się zawsze blisko morza i portów.
  5. Cervantes, podpisujący się także nazwiskiem Saavedra, był zapewne, w czasie pobytu w Algierze, świadkiem przygód, bohatera tej noweli, Ruy Perez de Viedma. Wiadomo, że Cervantes czynił niejednokrotnie, zawsze daremne, wysiłki wydostania się na wolność. Napomyka tutaj o nich.
  6. Była to twierdza w pobliżu Oranu.
  7. W dziele Cervantesa „Los banios de Argel“ mamy sceny, przypominające nam epizody niniejszej powieści. Renegat Hassan, pragnąc powrócić do Hiszpanji, zaopatruje się w świadectwa dwóch niewolników, chrześcijan: Don Lope i Vivance. Niewolnicy stwierdzają, że Hassan zawsze dobrze się obchodził z chrześcijanami, że został poturczony gwałtem, ale że w głębi duszy pozostał chrześcijaninem. W sztuce Cervantesa mamy ten sam epizod z trzciną, spuszczoną z okna przez córkę bogatego Hadji Morato, Zaharę, która kocha niewolnika, Don Lope. Zahara otrzymuje imię Marji i naradza się z Don Lope nad sposobem ucieczki do Hiszpanii. W ostatniej scenie dramatu autor wypowiada słowa, które dowodzą prawdziwości całego zdarzenia:
    „No de la imaginación-este trato se sacó — que la verdad lo freanó-bien lejos de la ficción-dura en Argel este cuento-de amor y dulce memoria, — y es bien que verdad y historia — alegreal entendimiento. — Y aun hoy se hallaran en el — la ventana y el jardin“. Ze smutnych wspomnień niewoli czerpał Cervantes natchnienie do innego swego dramatu: „El Trato de Argel“. Występuje w nim żołnierz Saavedra, który się dostał do niewoli. Dwie te sztuki i nowela, włączona do Don Kichota, mają analogiczne sytuacje i dopełniają się wzajemnie.
  8. W „Los banios de Argel“ ta niewolnica chrześcijanka, służąca w domu Maurów, nazywa się Juana. Pod jej opieką wychowywała się Zahora. Renegat Hassan wylicza jej cnoty:
    „Ella fue una gran matrona — archivio de Cristianidad — de las cautivas corona; — no quedó en esta ciudad — otra tan buena persona“.
  9. Brama Bab-ghazran znajdowała się we wschodniej stronie miasta Algieru. Nazwa oznacza „bramę trzód owiec“, gdyż prawdopodobnie tędy pędzono do miasta stada bydła.
  10. Z cnoty dotrzymywania słowa chełpili się zapewne szlachcice hiszpańscy, znajdujący się w niewoli tureckiej. Don Ferdynand odpowiada Zaharze: „Con todas: que la promesa — del hidalgo y caballero — es dueda liquida expresa — y ser siempre verdadero — el bien nacido profesa“.
    (Jornada II)
  11. Tagarynami nazywano Maurów z Walencji, a także z Aragonu i Katalonji. Nazwa pochodzi od słowa arabskiego „tharhri“ (pograniczny). Arabowie hiszpańscy uważali za granicę „thegr“ lub „zegri“ Aragon, gdyż była to ostatnia prowincja północna, zamieszkała przez Arabów. Maurowie z Andaluzji nazywali się natomiast Mudejares (wasale chrześcijan).





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Miguel de Cervantes y Saavedra i tłumacza: Edward Boyé.