Rok dziewięćdziesiąty trzeci/Część trzecia/Księga druga/XI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Wiktor Hugo
Tytuł Rok dziewięćdziesiąty trzeci
Wydawca Bibljoteka Dzieł Wyborowych
Data wyd. 1898
Druk Granowski i Sikorski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Quatrevingt-treize
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XI.
Co robi margrabia?

Podczas gdy zewnątrz przygotowano wszystko do ataku, wewnątrz przygotowywano wszystko do oporu.
Nie bez pewnej przesady nazywają kadzią taką jak Tourgue wieżę. Uderzeniem młota można wywalić klepkę, jak podłożeniem miny zrobić wyrwę w murze, która jest niby otworem do czopa.
Potężne wywarcie siły dwóch, czy trzech centnarów prochu rozszczepiło w zupełności gruby mur wieży. Otwór zaczynał się od samego dołu, ciągnął się w całej największej grubości muru aż do parterowej części fortecy i kończył się niekształtną arkadą. Żeby ten otwór dogodniejszym sobie zrobić podczas szturmu, rozprzestrzenili go oblegający i wyrównali kulami działowemi.
Ów parter forteczki, do którego wyrwa w murze dawała przystęp, była to wielka komnata okrągła, zupełnie pusta, z filarem na środku, podpierającym sklepienie. Najobszerniejsza to była w całym zamku sala i miała najmniej czterdzieści stóp szerokości w średnicy. Na każdem piętrze była taka sama, ale już mniej obszerna i z przestronnemi przystępami do otworów strzelnic. Dolna sala nie miała strzelnic, ani okienek do przewiewu, ani otworów, któremiby światło wchodziło; światła i powietrza było tam zupełnie tyle, co w grobie.
Drzwi, prowadzące z tej sali do lochów, więcej miały w sobie żelaza, niż drzewa; drugie drzwi wychodziły na schody, wiodące do komnat górnych, umieszczone w grubości muru.
Oblegający mieli nadzieję, że się do tej dolnej sali dostaną przez wyłom w murze. Po jej zdobyciu trzeba było zdobywać samą wieżę.
W tej sali dolnej nie można było oddychać; nikt też i dwudziestu czterech godzin nie mógłby bez uduszenia się w niej przebywać. Dzięki wyłomowi, można było tam żyć teraz.
Dlatego też oblężeni nie zawalili tego wyłomu. A wreszcie, na coby się to im przydało? Kule armatnie zarazby go roztworzyły.
Wsadzili w mur kaganiec żelazny, umieścili w nim pochodnię i tym sposobem oświetlili dolną salę.
A teraz jakże się w niej bronić?
Zawalić otworu nie byłoby trudno, ale niepożytecznie; lepszy już był szaniec w rodzaju barykady, której końce przypierają do murów wewnątrz i z za której można ze wszystkich punktów strzały kierować do wyłomu na oblegających i barykada taka nie osłania wyłomu z zewnątrz, ale z wewnątrz go zamyka. Materyałów do takiego zasieku nie brakło, a porobiono w nim szpary na lufy broni ognistej. Barykada opierała się o filar w środku sali stojący, a z dwóch końców o mur. Porobiono też pod nią w właściwych miejscach otwory w rodzaju podkopów.
Wszystkiem kierował margrabia, poddawał pomysły, urządzał, przewodniczył i władnął. Potężna dusza.
Lantenac należał do tego pokolenia wojowników wieku osiemnastego, którzy, mając lat ośmdziesiąt, jeszcze umieli bronić miasto. Podobnym był do owego hrabiego Alberga, który, acz stuletni niemal starzec, wypędził króla polskiego z Rygi.
— Odwaga, przyjaciele — powtarzał margrabia; — na początku tego wieku, r. 1713, Karol XII-ty w Benderze, zamknąwszy się w domu z trzemaset Szwedami, przez trzy dni stawiał czoło dwudziestu tysiącom Turków.
Przygotowano także barykady na dwóch piętrach niższych, żeby bronić znajdujących się tam komnat; poprzewiercano ściany framug, przygotowano co należało do podpierania drzwi. Tylko schody, biegnące ślimakiem w murze i łączące z sobą piętra, zostawiono wolne, bo trzeba było mieć swobodne przez nie przejście. Opatrzeć je przeszkodami dla oblegających, byłoby to utrudnić oblężonym swobodny ruch po nich. Jest to zawsze słaba strona obrony fortec.
Niestrudzony, dzielny jakby młodzieniec, margrabia dźwigał bale, nosił kamienie, dawał z siebie przykład, do wszystkiego przykładał rękę; rozkazywał, pomagał, bratał się, żartował ze swą dziką gromadką, zawsze jednak, jako magnat, dumny, choć dostępny, wytworny i srogi.
Nie wolno było mu się opierać. Mawiał: „Gdyby się połowa z was zbuntowała, kazałbym ją wystrzelać drugiej połowie, i broniłbym się z resztą.“ Takie wzięcie się sprawia, że podwładni ubóstwiają naczelnika.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Victor Hugo i tłumacza: anonimowy.