Brak odpowiedniego argumentu w szablonie!

<<< Dane tekstu >>>
Autor Urke-Nachalnik
Tytuł Rozpruwacze
Wydawca Wydawnictwo M. Fruchtmana
Data wyd. 1938
Druk P. Brzeziński
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ XXIV.

Janek, Krygier i Moryc w porę ulotnili się z hotelu, w którym zamieszkali. W międzyczasie zdążyli rozpruć jedna z kas. Zrabowane pieniądze uważali za sumy, potrzebne na „drobne wydatki“ do czasu wykonania głównej roboty, na którą Krygier zaprosił ich do Warszawy.
Komisarz Żarski był bliski utraty zmysłów. Wysiłki jego zmierzające do zlikwidowania bandy rozpruwaczy, spełzły na niczym.
Także aspirant Wołków nie trwał w bezczynności. Robił co mógł, ale bezskutecznie. Schudł lica jego pokryła chorobliwa bladość. Zaniedbał nawet przyjaciółkę, zwaną „zimną kokotą“, która zdążyli już urządzić mu kilka awantur i zagrozić, że go skompromituje. Nadaremnie przebierał się i charakteryzował do niepoznania, gdy wybierał się na „łowy“, ale bez rezultatu.
A nasza trójka hultajska najmniej przejmowała się tym, że czołowi kierownicy brygady śledczej nie mogę spać po nocach.
Ktoby uwierzył, że Krygier, nieustraszony król kasiarzy, ulokuje się jako sublokator u wdowy po prokuratorze?...
A pani prokuratorowa chwaliła go jako bardzo porządnego sublokatora i uczciwego człowieka, mówiła o nim, że to dżentelmen w każdym calu...
Moryc znów odnajął pokój w luksusowym mieszkaniu, którego główny lokator podupadł i poszukiwał na sublokatora „eleganckiego pana“...
To samo uczynił „Klawy Janek“. On znów zamieszkał u emerytowanej nauczycielki gimnazjalnej.
Gospodyni chwaliła ją przed kumą: „tak inteligentnego młodego człowieka jeszcze nio miałam u siebie“.
Trójka nasza wychodziła ze słusznego założenia, że jako sublokatorzy w prywatnych mieszkaniach będą mniej „widzialni“. Aniela znów nie miała potrzeby, jak sądziła, ukrywania się przed policją. Odnajęła skromny pokój przy inteligentnej rodzinie. Czyż mogła przypuszczać, że pozostawiła po sobie ślady pod parkanem Pawiaka? że jej pantofle wycisnęły swoje piętno na mokrej ziemi? Nie wpadło jej na myśl, że pozostawiony pantofel w willi Krygiera może stać się bronią przeciw niej i... Nie, nie mogła przewidzieć, że jej pantofel będzie skarbem w ręku komisarza Żarskiego.
Aniela przypadkowo spotkała na ulicy ojca. Był to dla niej wielki wstrząs moralny... „Staszek Lipa“ postarzał się. Nagła utrata jednej córki, którą chciał wychować na pożytecznego członka społeczeństwa, wytrąciła go z równowagi. „Staszek Lipa“, który swoją prezencją zewnętrzną nie nudził podejrzeń i mógł dostać się bez przeszkód do każdego towarzystwa, sprawiał teraz wrażenie łachudry i pijaka z nizin.
Na jego widok z piersi Anielj wydobył się okrzyk rozpaczy. Ale „Staszek Lipa“ uradowany przypadkowym odnalezieniem dziecka, wziął Anielę za rękę niby małą dziewczynkę. Nie broniła się. Poszła z tatą.
Czas rozłąki trzymał „Staszka Lipę“ w nieustannym strachu o los córki. Wiedział z doświadczenia, jaki jest zazwyczaj koniec miłości z ludźmi z jego sfery… Najcięższa kara więzienia nie zwaliłaby go z nóg, ale myśl o tym, że jego córka jego Aniela może stać się kobietą ulicy, doprowadzała go do rozpaczy.
Gdy przybyli do pokoju hotelowego w którym „Staszek Lipa“ zamieszkał, wziął ją na kolana jak za czasów dzieciństwa, obsypał ją pocałunkami i szeptał:
— Anielciu droga, kochana, powiedz mi... chcę wiedzieć...
Na twarzy jego odmalowała się groza tragedii ojcowskiej.
— Jestem, coprawda, twoją córką, ale wstydu ci nie przysporzę... A czyż mogłaś mi wyrządzić większą krzywdę od tej, jaką jest ucieczka z mego domu z „Klawym Jankiem“.
— Jeżeli powracasz do tego tematu, lepiej będzie, gdy sobie stąd pójdę.
Uwolniła się z objęć ojca i zabrała się do wyjścia.
Ale „Staszek Lipa“ nie zamierzał puścić teraz córki.
Jednym skokiem był przy niej. Jego oczy nabrały dziwnego, odrażającego blasku. Krew nabiegła mu do twarzy. Po raz pierwszy ujrzała go w takim stanie.
„Tak musi wyglądać, gdy popełnia zbrodnie“ — przebiegła jej mózg myśl. Serce jej ścisnął Kurczowy boi. Krzyknęła:
— Tato!...
Instynkt samozachowawczy doradzał jej, by czymprędzej stąd uciekła. Dreszczem przejmował ją uśmiech, który wykrzywił usta ojca. Jego palce uprzypodobniły się do szponów drapieżnika. Posuwał się teraz ku niej wolnymi, ledwie dostrzegalnymi kroczkami. Zdawało się jej, że już czuje na swojej szyi te palce, które lada moment zacisną się jeszcze silniej.
— Zaduszę cię!... syknął ojciec nawpół oszalały.
W mgnieniu oka Aniela odskoczyła od ojca. Raptownie nacisnęła klamkę. Drzwi lekko się uchyliły. Wypadła na klatkę schodową. Jednym susem zwinnie zbiegła ze schodów. „Staszek Lipa“ popędził za nią. Nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Stracił równowagę i runął wdół... Łoskot spadającego ciała zmieszał się z okrzykiem przerażenia. A potem rozległy się jęki.
Przez krótką chwilę Aniela stała na dole i nadsłuchiwała. Wrócić, czy oddalić się? Przemogło w niej uczucie córki. Pobiegła w górę. Pomogła mu podnieść się. Wąski strumyk krwi sączył się z jego głowy. Karetka Pogotowia Ratunkowego przewiozła go do szpitala. Gdy wyzdrowiał po tygodniu, znów prześladował córkę ojcowską miłością, zaklinając na wszystko, by zerwała z Jankiem i wyjechała z nim w świat. I choć Aniela w Poznaniu zdecydowała się na zerwanie z Jankiem nie starczyło jej na to odwagi. Uwolniła się od ojca, gdy wynajęła w nowo wybudowanej dzielnicy pokój przy rodzinie. Adres jej znał tylko Janek, z którym całymi dniami obmyślała plany uwolnienia się od niebezpiecznego Krygiera, jedynej przeszkody w ich szczęściu.
Janek, który siedział teraz przytulony do Anieli i przeżywał drogie chwile szczęścia zakochanego, jakby naraz przebudził się:
— Sam nie wiem... Przy tobie uje chcę myśleć o niczym.. Daj mi szczęście... Daj mi słodycz twoich ust, rozkosz twojej młodości...
Przywarli do siebie w największym uniesieniu. Jankowi zdawało się, że teraz już go nie odtrąci i że połączą się na zawsze, i Aniela czuła, że traci siły. Była bezwolna w jego ramionach. Ale oto przypomniała sobie scenę w pokoju hotelowym w Warszawę, kiedy Janek rzucił się na nią, niby zgłodniałe zwierzę. W błyskawicznym tempie przesuwały się teraz przed jej oczami obrazy przeszłości. Przypomniała sobie chwilę podobną w willi Krygiera w Poznaniu. I tam zdawało się, że...
— Czemu znęcasz się nade mną? — wyjąkał złamany i zdruzgotany.
— Musisz się hartować, abyś umiał stawiać czoło pokusie kobiety — odrzekła z ironią.
— Pożądam cię każdym drgnieniem mojej duszy.
— Czy Janek ma w ogóle duszę? — drażniła go.
— Mam, może wyrodną, ale tylko ty potrafisz ją przekształcić. Ty możesz mnie wyciągnąć z bagna. Jesteś dla mnie jedyną kobietą na ziemi. Ty dasz mi szczęście.
— Przez ciebie przemawia teraz złodziejska krew... Poczułeś zdobycz...
— Nie urodziłem się złodziejem... życie nauczyło mnie kraść.
— Ciekawa jestem, jak to się zaczęło.
— To smutna historia. Byłem sierotą. Cierpiałem nędzę i głód. Poraz pierwszy ukradłem ogórek.
— Ogórek? — roześmiała się Aniela. — I takie głupstwo zaprowadziło cię — Od tego tylko się zaczęło — przerwał jej Janek. — Kodeks karny nie ma kompromisu. Społeczeństwo dopatruje się niekiedy większej zbrodni w kradzieży głupiego ogórka, niż w wywołaniu pożogi światowej. Złodziej ogórka w bardzo krótkim czasie urósł na rozpruwacza kas.
— Ile miałeś wówczas lat?
— Piętnaście. W rok później odumarła mi także macocha. To była ohydna kobieta! Odmawiała mi jedzenia. chcąc mnie zmusić do potwornych rzeczy...
— Czego chciała od ciebie?
— Prawdę powiedziawszy wówczas nie wiedziałem nawet dokładnie o co jej chodziło... Ale potem zrozumiałem wszystko. Była zdemoralizowana do szpiku kości.. Byłem głodny. Udałem się na rynek. Skradłem ogórek kwaszony. Straganiarki rzuciły się na mnie. Oddano mnie w ręce policji. I tak trafiłem do Domu Poprawczego. Po sześciomiesięcznem pobycie w Domu Poprawczym udało mi się zbiec. Tam koledzy wyszkoliii mnie w dziele złodziejskim...
— Co było dalej? — zapytała zaintrygowana tą spowiedzią Aniela.
— Byłaby to zbyt długa historia. I musiałbym to opowiadać tygodniami Ważniejsze od tego, co było, jest teraźniejszość. A obecnie jestem szczęśliwy, że mam ciebie przy boku.
Objął ja ramieniem i obsypał pocałunkami.
— Dosyć się nacierpiałeś — odezwała się Aniela — i dlatego już najwyższy czas, abyś skończył z tym psiem życiem.
— A czyż ja tego nie chcę?
— Nie dotrzymujesz słowa. W ubiegłym tygodniu znowu brałeś udział w wyprawie.
Janek zawstydzony zwiesił głowę. Odparł:
— Byłem „goły“.
— A co robią inni, gdy nie mają pieniędzy? Nie wszyscy kradną!
— Widzę jak na dłoni na czym się skończy; powędruję znów za kraty, a ty... ty poślubisz lepszego ode mnie...
— Nie, najdroższy! Nas tylko śmierć zdoła rozdzielić!
Aniela zarzuciła na szyję Janka ramiona i, spojrzawszy mu prosto w oczy, zapytała go:
— Będziesz jeszcze kradł?
— Tak — padła odpowiedź.
Aniela odskoczyła od niego, jakby rażona prądem. Splunęła tuż przy nim i krzyknęła:
— Precz stąd! Wynieś się z tego domu i nie wracaj tu! A ja sądziłam, że ty naprawdę mnie kochasz!...
— Anielo! — rzekł Janek w skupieniu. — Nie odtrącaj mnie! Bądź moją!.. Zaczynam cię podejrzewać, że mnie nie kochasz, bawisz się moim kosztem... Daj mi dowód, że należeć chcesz tylko do mnie, a przestanę kraść.
— Idź, kradnij, rób, co ci się żywnie podoba. I tak zdechniesz złodziejską śmiercią!
— Wypędzasz mnie?
— Tak. Mój warunek brzmi: zerwiesz z tym światem wyjedziesz ze mną za granicę, a gdy rok czasu wytrzymasz w nowym życiu, dopiero wówczas będę twoją.
Janek był oszołomiony tym nagłym zwrotem. Wiedział, że teraz musi się zdobyć na decyzję, a na to brakło mu odwagi. Zbliżył się do Anieli i na klęczkach ją błagał:
— Jeszcze jeden raz muszę uczestniczyć w wyprawie Krygiera. Za dwa tygodnie będzie po wszystkim. A potem pójdę z tobą, gdzie tylko każesz. Nie zabraknie nam pieniędzy Urządzimy się wygodnie, w dostatku... Daleko od wszystkich. Będziemy żyli w szczęściu, jak para gołąbków...
— Nie — zagrzmiał nad nim głos Anieli. — Wolę mieszkać z tobą w suterynie, chodzić boso i nago niż w pałacu i kosztownych strojach za kradzione pieniądze. Wybieraj: ja albo Krygier.
— Zapominasz o tym, co Krygier uczynił dla mnie — odezwał się po chwili Jane,. — wydobył mnie z więzienia. Musiał z mego powodu uciekać do Poznania. Nie mogę tak nikczemna postępować wobec niego. Tylko ta jedna ostatnia robota i...
— Ja albo Krygier — ponowiła stanowczo swoje żądanie.
Janek byłby gotów uciec z Anielą na koniec świata, gdyby nie jego ambicja złodzieja, która nie pozwalała mu tak postąpić wobec „swego“ człowieka, poniekąd dobrodzieja.
Janek biegał nerwowo po pokoju, Był między młotem i kowadłem. Nerwy jego nie wytrzymały tego napięcia. Podszedł do okna, by zaczerpnąć zimnego powietrza. Naraz przystanął i rzekł:
— Zanim rozstajemy się, pragnę cię tylko o jedno zapytać.
— Mów szybko, ale tylko prawdę.
— Otrzymałem poufną wiadomość, że natrafiono na ślady twoich stóp pod Pawiakiem, które utrwalono w gipsie. Czyś czasem nie zostawiła w willi Krygiera swoich pantofelków?
— Tak. Ale co to ma wspólnego?...
— Nawet bardzo dużo wspólnego — przerwał jej Janek. — Teraz i ty już jesteś „w porządku“. Za to przestępstwo grozi ci do sześciu lat więzienia.
— Co???
— Taka jest naga prawda.
Trupia bladość pokryła lica Anieli, która przeraziła się tej ewentualności. Wybuchnęła płaczem.
— Ach, ja nieszczęśliwa!...
— Nie rozpaczaj. Płacz nie pomoże. Posiedziałem ci to nie po to abyś się martwiła, lecz abyś zrozumiała, że bez pieniędzy zginiemy.
— Co będzie? — wyjąkała.
— Muszę jeszcze raz uczestniczyć w wyprawie Krygiera. Muszę skwitować z długu. Nigdy nie dopuściłem się wobec kompanów czynu, sprzecznego z etyką ludzi podziemi. Chcę się z nimi rozstać tak, aby nikt nie mógł mi czynić wyrzutów. Musisz mnie zrozumieć.
Aniela nie odezwała się słowem.
— Dlaczego milczysz?
— Com miała powiedzieć, już ci oświadczyłam. Stanowiska mego nie zmieniłam: ja albo Krygier.
— Nie zapominaj, że to nie tylko o mnie chodzi, ale także i o ciebie. Nie przeżyłbym tego, gdybyś miała być wtrącona do więzienia.
— Troszcz się o siebie, nie o mnie.
— To twoje ostatnie słowu?
Aniela nie znalazła odpowiedzi. Już wiele doświadczyła w życiu, które nauczyło ją rozumieć nietylko swoje pragnienia. Zdawała sobie sprawę ze stanu duchowego, podniecenia Janka, którego trawiła gorączka zmysłów. Nie dziwiła się, że przy niej traci panowanie nad sobą. Dlaczego? miałby być lepszy od „ludzi z towarzystwa“, którzy na jej widok z dżentelmenów zamieniali się na hieny, gotowe w każdej chwili do skoku na upatrzona zdobycz. Na każdym kroku mężczyźni dali jej do poznania, że świat dzieli się na dwa gatunki — na samce i samice.
Przysunęła się do Janka tak blisko, że ustami muskała jego twarz. Oparła głowę o jego ramię i szeptała:
— Jak mi źle na świecie. Muszę walczyć ze sobą, staczać boje z tobą, z ojcem, z policją, z całym światem, i to wszystko po to, byś mógł być na zawsze moim. Wiem, że mógłbyś być dobrym człowiekiem, gdyby nie twoja przeklęta przeszłość.
Aniela rozpłakała się. Zakryła twarz rękami i przywarła ciałem do tapczana. Janek przez chwilę spoglądał na nią bezradnie. Ale oto myśli jego zaczęły krążyć dokoła innej sprawy. Nie słyszał teraz jej płaczu. Oczy jego przykuwała wąska kibić i zgrabne nóżki Anieli. Postanowił wykorzystać jej chwilę słabości. W mgnieniu oka oplótł ją silnymi, stalowymi ramionami.
Aniela była bezsilna wobec niego W mózgu jej huczało: „uczyni ze mną, co zechce...“
Ale oto rozległo się głodne pukanie do drzwi. Po chwili ktoś stanął na progu pokoju.
Janek odskoczył na bok i najpierw z przerażeniem, a potem z oburzeniem utkwił wzrok w przybyłym. Na progu stał Krygier. Ironiczny uśmiech zaigrał na jego ustach.
— Czego tu chcesz? — zawołał ostro Janek.
— Spokojnie, tylko spokojnie — odparł Krygier. — Powinieneś być zadowolony, że w porę się tu zjawiłem...
Aniela, opanowawszy wstyd, rozkazała Jankowi:
— Precz stąd!...
Janek z początku nie wiedział, jak zareagować na afront Anieli w obecności Krygiera, ale, gdy pierwsze wrażenie minęło, zwrócił się do Krygiera:
— Krygier, chodźmy stąd!
Na odchodne rzucił pod adresem Anieli:
— Dość mam tego wodzenia za nos! Ja cię jeszcze nauczę!
Krygier ukrył zadowolenie z powodu obrotu sprawy. Szedł obok Janka milczący, jakby świadomie nie chciał przerwać milczenia, które zapanowało między nimi na ulicy. Janek pierwszy odezwał się:
— Przeszkodziłeś mi! Nigdy ci tego nie zapomnę! Gdyby nie ty...
Naraz Janek przystanął na chodniku i rzekł:
— Muszę do niej wrócić.
— Co? Już trapią cię wykuty sumienia?
Janek nie odpowiedział.
— Słuchaj Janku! Od wielu dni nadaremnie cię poszukuję, wreszcie teraz mam okazję powiedzenia ci, co o tym sądzę. Wybij sobie z głowy tę dziewczynę. Ona nie jest dla ciebie. Najlepszy dowód, że po dziś dzień jeszcze nie jest twoją...
— To moja wina... — mruknął Janek.
— Ale poco zawracasz sonie z nią głowę? Nie zapominaj, że Aniela jest córką złodzieja. Przemocy nie wolno ci stosować.
— Zanadto grała mi na nerwach! Człowiek nie jest ze stali!
— Nie brak innych kobiet.
— Muszę wrócić do Anieli. Muszę ją przeprosić. Miłość moja jest silniejsza ode mnie!...
— Nie bądź pantoflarzem! Kobiety nie lubią mężczyzn, którzy tarzają się u ich stóp. O ile nie chcesz jej stracić, nie wracaj teraz.
— Może masz rację. Ale mam do ciebie prośbę. Idź do niej na górę. Obawiam się by nie popełniła samobójstwa. Będę czekał tu na ciebie.
— Nie kręć się na ulicy. To może być niebezpieczne. Idź do Reginy, a ja tam wrócę — wykombinował Krygier.
Krygier zastał drzwi pokoju Anieli zamknięte na klucz. Po dłuższym pukaniu Aniela wpuściła go. Była zajęta pakowaniem rzeczy do walizki.
— Czego pan sobie życzy?
— Muszę z panią pomówić — odrzekł Krygier i, nie czekając aż go poprosi, rozsiadł się wygodnie na krześle.
Krygier w duchu przyznał Jankowi słuszność. Aniela warta jest poświęcenia i miłości. Urok bił z każdego jej ruchu, gestu, słowa. Krygier szybko umiał wyzwalać się z pod czaru kobiety. Przystąpił więc odrazu do rzeczy.
— Dokąd się pani wybiera. że pakuje manatki?
— Czy ze wszystkiego muszę panu zdawać relację?
— Jeżeli pani ma zamiar prowadzić rozmowę w tym tonie, wolę odrazu panią pożegnać. Pragnę tylko dodać, że przybyłem tu raczej dla pani dobra.
— Gdzie on?
— Już pani za nim tęskni?
— O, nie — odrzekła nieco zażenowana i zarumieniona. — Rozczarowałam się zupełnie co do niego, gdyby nie pańskie nagłe zjawienie się w moim pokoju, byłby mnie przecież udusił, ten bandyta...
Krvgier uśmiechając się, powiedział:
— Chyba wiem lepiej od pani, do czego Janek jest zdolny.
Rozmowa się urwała. Aniela zamyślona wyglądała przez okno. Promienie słońca zimowego rzucały na jej twarz dziwny blask, który wskrzesił w skamieniałam sercu Krygiera iskrę uczucia ojcowskiego. Odezwał się do niej:
— Znam dobrze ojca pani. Serce mnie boli, że córka „swego“ człowieka będzie skrzywdzona przez jednego z ludzi nocy. To, co miało miejsce przed pół godziną między wami wystarczy, aby pani zerwała z Jankiem i wróciła do ojca.
Aniela zawstydzona zwiesiła głowę:
— Oho, już nie pozostanę z nim nigdy w cztery oczy. Mężczyźni są jak dzikie zwierzęta...
— Jeszcze pani młoda. I czeka ją nie jeden podstęp. Tak urocza kobieta, juk pani musi się zawsze mieć na baczności. Na piękny kobietę wszędzie zastawiają sieci. Niekoniecznie tylko w świecie pod ziemnym. Nawet gdyby mi się udało stąd wiać i osiedlić się z panią za granicą, czyż tam brak zdolnych detektywów i więzień? On wszędzie będzie tym, kim jest. Za granicą, zresztą, nie brak kas ogniotrwałych.
Aniela nie dała się zbić z tropu. Wzrastało w niej przekonanie, że Krygier przybył tu, by ją rozłączyć z Jankiem.
— Pan chce go zohydzić w moich oczach. Zależy panu bym zwróciła Jankowi wolność. Chce go pan eksploatować do swoich złodziejskich celów. Oho, zdążyłam już pana przejrzeć. Pan jest człowiekiem bez serca. Kroczy pan po trupach. Janek dostał się w pańskie sieci.
— Przesada. Jesteśmy obaj ofiarami sieci, nastawionych na nas przez społeczeństwo. Już nikt i nic nas nie zmieni. Pani jest obce uczucie zemsty, którym społeczeństwo przepoiło nasze serca potępionych. I nie pomoże nawet takie uczucie, które rodzi miłość. Janek pójdzie po linii zakreślonej mu przez życie. Nawet miłość pani na nic się tu nie zda.
— Nie, nie, nie! Kocham go i wyciągnę go z tej matni! Nie pozwolę na to, by gnił w więzieniu!
— Egzaltacja!... — ironizował Krygier. — Pani żyje w wielkim błędzie. Je<t pani zbyt młoda i niedoświadczona. aby wszystko ogarnąć. Pierwsza lepsza kobieta, która tylko potrafi pobudzić jego pożądliwość, może sprawić, by Janek zdradził panią przy pierwszej nadarzającej się okazji. Tacy już jesteśmy mężczyźni.
— Pan mnie nie przekona. On jest inny. Co Janek robił przedtem, mnie nie obchodzi, ale od czasu, gdy mnie pokochał...
— W takim razie, szkoda moich słów. Chciałem pani otworzyć oczy, ale skoro tak, może i lepiej, że pani będzie nadal zaślepiona...
— Ale niech pan od razu mówi, bez tych wstępów i usprawiedliwień! — podniecała się Aniela.
— Jestem w życiu pedantem i pragnę wszystko mieć w idealnym porządku. Jeżeli pani chce bym jej wszystko opowiedział, proszę przed tym napisać do mego notesika następujące słowa:
„Ja niżej podpisana, Aniela córka Staśka „Lipy“ zobowiązuję się nigdy nie odradzić nazwiska osoby, która dla mego dobra, zdemaskowała Janka“.
Aniela, która była już kłębkiem nerwów, spełnili życzenie Krygiera, byle dowiedzieć się czymprędzej prawdy o Janku.
— Twój Janek — rzekł teraz Krygier poufnym tonem — zdradza cię z inną!
— Co?...
— Niestety, to prawda.
Aniela była bliska obłędu. Chciała, krzyczeć, płakać, tłuc głowa o ścianę. Ale naraz uprzytomniła sobie że Krygier stara się za wszelką cenę ich rozłączyć. W przystępie szału, schwyciła go za klapy i zawołała:
— Podły! Tyranie! Precz stad!...
— Milczeć! Siadaj i słuchaj!
Słowa te były wyrzeczone z taką mocą że Aniela mimo woli wykonała jego rozkaz.
— Nie cofam nigdy słów, jeżeli mi nie ufasz, mogę cię o tym przekonać.
— Proszę ze mną.
Aniela machinalnie sięgnęła po palto i kapelusz.
— Ale jeszcze raz proszę o dyskrecję — powiedział Krygier, gdy znaleźli się na ulicy. — I musi mi pani przyrzec, że zachowa się tam spokojnie i nie wywoła awantur.
Po otrzymaniu tych zapewnień, Krygier podał Anieli adres Reginy.
— Tam zastaniesz Janka — powiedział jej tajemniczo.
Krygier wszystko świetnie obmyślił: wyreżyserował. Jego potworna gra udała się. Powiodło mu się na obu frontach: u Anieli i u Janka.
Aniela, ledwie przekroczyła próg mieszkania Reginy, nie czekając na zgodę pokojówki, pobiegła do dalszych pokoki...
Jak wpadła, tak wypadła z mieszkania Reginy. Nagłe przybycie Anieli spadło na Janka, jak grom z jasnego nieba! Aniela zastała go w niedwuznacznej pozycji. Splunęła mu w twarz i wybiegła bez słowa.