<<< Dane tekstu >>>
Autor Edmund Bogdanowicz
Tytuł Sępie gniazdo
Podtytuł Opowiadanie z puszczy amerykańskiej według obcego wzoru
Wydawca Księgarnia św. Wojciecha
Data wyd. 1922
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ VIII.

Piotruś szuka przyjaciół.

Piotruś ani się spostrzegł, gdy jego rozmarzenie przeszło w sen głęboki. Zbudziły go dopiero grube krople deszczu i grzmot daleki.
Była to arcyniemiła niespodzianka. Burza wczorajsza zdawała się powracać, a w dodatku Piotruś przespał prawie do zachodu.
Rad nierad, musiał cofnąć się do pieczary i szukać w niej, mimo całego wstrętu, schronienia. Piotruś był niewymownie zły na siebie za ów sen długi i niespodziany, ale musiał przyznać, że wyczerpane jego siły wymagały pokrzepienia. Teraz czuł się wypoczęty i silny, ale ogarniało go przygnębienie z powodu przymusowego noclegu wśród cmentarzyska, a w dodatku trapiły myśli, co się stanie z jego przyjaciółmi. Oni tam z pewnością czekają na niego i niepokoją się jego losem. Co prawda, on również niespokojny jest o nich. Czy sobie dadzą radę w puszczy? Czy znajdą schronienie przed burzą, nie znając miejscowych kryjówek!... Chodzik zapewniał, że zna się z puszczą, ale to nie llanosy. Piotruś nie znał ich także, ale około przedgórzy znalazłby zawsze radę i byłby z pewnością przyjaciołom swoim wielce pomocnym.
Nagle smutna myśl przebiegła mu przez głowę i ścisnęła serce. A jeśli nie doczekawszy się go, ruszą sami naprzód! Z pewnością nie uczynią tego z własnej woli, ale wystraszone burzą zwierzęta mogą ich unieść na płaszczyźnie, dr. Mański może zbłądzić i nie odnaleźć znowu doliny... I cóż wtedy? Piotruś zostanie sam, bo powracać do Aymarów nie ma teraz chyba poco. Jakżeby wytłumaczył swoją nieobecność i udowodnił, że nie brał udziału w ucieczce zbiegów? Zresztą on sam nie chce powracać. Spotkał ludzi, którzy przypomnieli mu jego dzieciństwo, więc pragnie powrócić do tych wspomnień, do tej marzonej rzeczywistości...
Piotruś wtulił się w kąt pieczary, przymknął oczy i całą siłą woli pragnął rozproszyć trapiące go myśli.
Tymczasem burza rozigrała się na dobre. Pioruny biły znowu z ogłuszającym hałasem, a przez wejście do jaskini wdzierały się blaski fosforyczne, w których urny, popielnice i mumje Indjan nabierały jakiegoś widmowego wyglądu. Piotruś czuł, iż przejmuje go dreszcz zgrozy i niewytłumaczonego lęku. Przymykał coraz szczelniej oczy i błagał snu, aby je znów skleił. Sen jednak narazie nie przychodził. Dopiero po dłuższym czasie znużony chłopiec jeszcze raz zasnął.

..........

Ledwie świt na krótko zaróżowił góry, Piotruś już zerwał się na nogi i ruszył w drogę.
Dzień był prześliczny. Czyste powietrze górskie po burzy nabrało przejrzystości kryształu, a słońce odbijało się w tysiącznych barwach w rozpylonych jeszcze tu i ówdzie kroplach rzęsistego deszczu. Strumienie górskie szumiały radośnie, ale Piotruś nie był bynajmniej wesoły.
Nietylko oblegały go smutne myśli, lecz także trapił go głód dokuczliwy. Nie miał żadnych zapasów żywności. Ostatni placek zjadł wczoraj, licząc że zaraz wyruszy w drogę, a na dziś nie miał nic zupełnie. W pieczarze były wprawdzie spleśniałe, obiaty, placki i owoce, ofiary kapłanów, ale odwrócił się od nich ze wstrętem. Wziął tylko garść prosa z trzcinowego koszyka i teraz żuł pojedyńcze ziarna, aby jako tako głód oszukać. Liczył zresztą, iż skoro mu się tylko uda opuścić góry, znajdzie w dolinie świeże owoce.
Szedł pośpiesznie, znajomą już drogą i liczył, że ku południowi dojdzie do umówionego miejsca spotkania.
Nagle przystanął i zadrżał. Wprawne jego ucho rozróżniło podejrzany szelest na drodze. Piotruś przysłuchiwał się przez chwilę i rzucił się w bok, przypadając za krzakiem przydrożnym.
Drogą zbliżał się jeden z Aymarów, z bronią zarzuconą na ramię.
Piotruś obejrzał się uważnie i wyciągnąwszy się na ziemi, począł czołgać się ostrożnie ku skałom, za których załamkami ukrył się zupełnie.
Uczuwszy się bezpiecznym, jął rozważać, co znaczy ów Aymar na tej drodze. Czyżby jego bracia przybrani, pomimo wszelkich tajemniczych cudów, nie zaniechali myśli o dalszym pościgu zbiegów? Czyżby to był znowu jeden z wysłańców, którego zadaniem było strzeżenie drogi? Na szczęście obawy Piotrusia okazały się płonnemi. Aymar szedł pośpiesznie, ale nie badał wcale okolicy. Najwidoczniej było, iż doganiał resztę, która go musiała znacznie wyprzedzić. Prawdopodobnie Aymarów zaskoczyła tak samo burza jak Piotrusia, a może ich rozproszyła po górach w poszukiwaniu odpowiednich kryjówek. Teraz Aymar wracał do wioski i myślał zapewne z równem utęsknieniem o śniadania, jak nasz bohater.
Kiedy Indjanin zginął za załamkami góry, Piotruś wyczekał jeszcze chwilę i ruszył pospiesznie naprzód. Pomimo głodu biegł już teraz prawie, myśląc z rozpaczą, że jakiś los fatalny uwziął się, aby mu uniemożliwić spotkanie się z przyjaciółmi. Przychodziło mu to z łatwością, gdyż grunt zniżał się coraz bardziej, aż wreszcie zaczął zwolna przechodzić w płaszczyznę.
Piotruś skierował się w tę stronę, gdzie jeden z potoków górskich żłobił dolinę, płynąc ku llanosom, które użyźniać miał swemi wodami. W tej właśnie dolinie wyznaczył miejsce spotkania swoim przyjaciołom.
Po dobrej jeszcze godzinie drogi Piotruś znalazł się w tej prześlicznej dolinie, podwójnie świeżej po ostatniej burzy, i jął się oglądać z trwożną obawą. Niestety nie dostrzegł ani żywej duszy. Niezrażony tem, począł przebiegać dolinę, nie czując nawet opanowującego go znużenia. Nikogo!... Zrozpaczony zaczął nawoływać. Nikt nie odpowiadał prócz echa...
Piotruś osunął się na trawę, jak bezwładny.
Był sam — przyjaciele jego znikli bez śladu!...
Ten stan obezwładnienia nie trwał jednak długo u Piotrusia. Chłopiec postanowił bronić się i ratować. Kto wie, może wypadnie mu jeszcze przyjść z pomocą zgubionym przyjaciołom. Aby jednak odświeżyć upadłą energję, wypadało przedewszystkiem głód zaspokoić.
Piotruś obejrzał się naokoło i ujrzał na jednem z drzew znane sobie smaczne i pożywne owoce. Zerwał ich sporo i począł spożywać, popijając czystą wodą z kryształowej rzeczki. Uczucie nasycenia dodało mu nieco pogodnej myśli, choć często jeszcze przemykał cień niepokoju.
Piotruś rozmyślał długo, a rezultatem tego było postanowienie, iż zapuści się w llanosy w poszukiwaniu d-ra Mańskiego i jego towarzysza Chodzika.







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Edmund Bogdanowicz.