<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Siostry bliźniaczki
Podtytuł Powieść
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1896
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


X.

— Następnego dnia o godzinie dziewiątej ksiądz d’Areynes przybył po odpowiedź do arcybiskupa.
— Czekałem na ciebie — rzekł monsignor Darboy — gdyż chcę razem z tobą pojechać do nuncyusza.
W kilka minut powóz arcybiskupa potoczył się do nuncyatury.
Nie będziemy powtarzali rozmowy tych trzech osób; dosć, gdy objaśnimy, że stało się tak, jak przewidział monsignor Darboy.
Członkowie ciała dyplomatycznego wystosowali do cesarza Wilhelma list, w którym prosili o swobodny przejazd kuryerów, wysyłanych z depeszami do rządów zagranicznych.
List ten miał być wręczony cesarzowi za pośrednictwem księcia Bismarcka i na rekomendacyę arcybiskupa poruczony księdzu d’Areynes.
Ten ostatni, otrzymawszy go, powrócił natychmiast do domu, gdzie Rajmund Schloss oczekiwał na niego z niecierpliwością,
— I cóż? — zapytał nadleśny.
— Jedziemy.
— Kiedy?
— Natychmiast.
— Chwała Bogu.
Zjedli śniadanie, wzięli z sobą nieco zapasów żywności, w przewidywaniu braku jej w podróży i odjechali na dworzec kolei wschodniej.
Oprócz listu ciała dyplomatycznego, ksiądz d’Areynes otrzymał od nuncyusza pozwolenie na przejazd od Rządu obrony narodowej i prywatny list rekomendacyjny do ks. Bismarcka,
Wikary i Rajmund Schloss, pomimo tych ułatwień, nie łudzili się i przewidywali liczne przeszkody.
Pierwszy zawód spotkał ich na dworcu kolejowym, który w chwili przybycia ich zapełniony był żołnierzami i materyałem artyleryjskim.
Komunikacya dla osób cywilnych była przerwana, nadto z Meaux zawiadomiono o nadejściu wojsk niemieckich.
Wikary udał się do zawiadowcy i wyjaśnił mu powody, zmuszające go do jaknajspieszniejszego wyjazdu.
Naczelnik stacyi nic nie mógł uczynić, gdyż władze wojskowe odjęły mu zarząd i rozporządzały się same, ale poradził mu udać się do komendanta i prosić go o pozwolenie odbycia podróży w wagonie, udającym się do Meaux z rekonesansem, złożonym z oficerów sztabowych.
Raul zwrócił się do niego, wyjaśnił mu swoją misyę i bez trudności uzyskał pozwolenie.
Zaledwie ulokowali się w wagonie, rozległ się głos świstawki i pociąg ruszył w drogę.
Miano informować się na wszystkich stacyach i cofnąć się tylko w razie spotkania z placówkami niemieckiemi.
Gdy pociąg zatrzymał się w Gagny, usłyszano dochodzące zdala strzały; komunikacya ze stacją następną była przerwana i urzędnicy stacyjni wybierali się do Paryża.
— Zostanę tu — rzekł pierwszy z nich do komendanta — i porozumię się z pierwszym spotkanym oficerem niemieckim.
Odgłos strzałów zbliżał się, pociąg z rekonesansem cofnął się do stacyi poprzedniej.
Raul d’Areynes i Rajmund Schloss weszli do biura stacyjnego. Jeden tylko urzędnik pozostał na stanowisku, a był nim zawiadowca, były wojskowy, udekorowany kilkoma orderami.
— Umrę — mówił zrozpaczony — choćby mieli zabić mnie ci bandyci, lecz nie cofnę się przed nimi!
Usiadł przy aparacie telegraficznym i posłał do Paryża depeszę: „Prusacy w Gagny“.
Zaledwie uczciwy ten francuz spełnił swój smutny obowiązek, gdy rozległ się głuchy huk podobny do grzmotu.
Był to szwadron ułanów pędem wjeżdżających na stacyę.
Dowodzący nimi oficer pospiesznie wszedł do biura, w którym znajdowali się zawiadowca, wikary i Rajmund.
Czy chcesz pan pełnić dalej swą służbę? — czystą francuzczyzną zapytał zawiadowcę.
— Nie! — dumnie odrzekł urzędnik, — ustępuję przed siłą, lecz nie pozwolę wam korzystać z telegrafu.
I pochwyciwszy leżący pod ręką młot, jednem uderzeniem strzaskał aparat telegraficzny.
Odpokutujesz za to! — rzekł oficer i kazał przywołać kilku żołnierzy.
Gdy weszli, wydał rozkaz:
— Rozstrzelać go!
Ułani pochwycili nieszczęśliwego, odprowadzili do ściany sąsiedniego budynku, postawili pod nią i sami cofnęli się o kilka kroków.
— Niech żyje Francya! — z dumnie podniesioną głową zawołał zawiadowca.
Zaledwie wymówił te słowa, rozległo się sześć strzałów i ciało ofiary obowiązku osunęło się na ziemię.
Wikary i Rajmund, wzruszeni do łez, spoglądali na tę scenę z okna biura zawiadowcy, poczem ksiądz ukląkł i po cichu odmówił modlitwę za umarłych.
W tej chwili na stacyę wjechał pociąg, wiozący pułk piechoty bawarskiej.
Wtedy oficer ułanów dosiadł konia i wraz ze szwadronem swym ruszył ku stacyi następnej, w kierunku Paryża.
Dotychczas nikt nie zwracał uwagi na naszych podróżnych i dopiero teraz kapitan bawarski podszedłszy do wikarego, zapytał:
— Co pan robisz tutaj?
Raul wyjął z pugilaresu dwa i z których jeden zaadresowany był do króla pruskiego drugi zaś do księcia Bismarcka i podał kapitanowi.
Ten odczytał adres i przyjrzał się pieczęciom.
— Członkowie ciała dyplomatycznego — rzekł ksiądz — poruczyli mi misyę doręczenia tych listów Kanclerzowi niemieckiemu. Upraszam więc pana o objaśnienie, gdzie znajduje się w tej chwili główna kwatera króla i ułatwienie mi przejazdu.
Kapitan, nie odpowiadając księdzu, wskazał Rajmunda i zapytał:
— A kto jest ten pan?
— Mój towarzysz... służący.
Bawarczyk podejrzliwym wzrokiem zmierzył Schlossa, poczem wezwawszy jednego z poruczników, kazał obu podróżnych odprowadzić do generała, któremu Raul znowu opowiedział cel swojej misyi.
— Główna kwatera jest teraz w Meaux... tam zastaniesz pan Jego Ekscelencyę ks. Bismarcka i Jego królewską Mość króla Wilhelma. Co zaś do sposobu dostania się tam, pozwalam panu wsiąść do pociągu, który przywiózł nas tutaj, wracającego po nowe wojsko.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.