<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Skradzione perły
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 3.8.1939
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Dziwne ogłoszenie

Inspektor Baxter miał wiele powodów, aby przeklinać chwilę, w której zetknął się z Elwirą Monescu.
Tego samego wieczora artystka odwiedziła wszystkie redakcje statecznych pism i opowiedziała z wszelkimi detalami swą przygodę koloryzując ją przy tym odpowiednio. Zniknięcie kosztownego sznura pereł było dla niej cenną reklamą i postanowiła wyzyskać tę okazję bez względu na to, czy perły te znajdą się czy nie. To jeszcze nie było jednak najgorsze...
Baxter zapomniał wydać polecenie, aby sprawę tę zachowano w tajemnicy. Tegoż wieczora w policyjnym sprawozdaniu, które Scotland Yard rozsyła co wieczór wszystkim pismom, ukazał się dokładny raport o niesłychanie śmiałej kradzieży, popełnionej w biurze, opis działania sprawcy, wywabienie podstępem Baxtera i Marholma z biura oraz przebranie się sprawcy za inspektora.
Zarządca firmy „Nathan Goldfish“ ze swej strony nie omieszkał pochwalić się przed znajomymi, opowiadając im, jaką rolę odegrał w całym tym zajściu.
Niektóre z pism wyraźnie wskazywały na Tajemniczego Nieznajomego. Nikt nie wątpił, że śmiała kradzież jest dziełem Johna Rafflesa. Pisma oddawna prowadzące kampanię przeciwko Baxterowi poczęły domagać się usunięcia nieudolnego funkcjonariusza z odpowiedzialnego stanowiska. Baxter był w rozpaczy. W pewnym momencie chciał już nawet rzucić wszystko i złożyć prośbę o zwolnienie... Opamiętał się jednak i począł zabiegać u swych znajomych dziennikarzy aby go wzięli w obronę.
Tak się sprawy przedstawiały, gdy afera Monescu, jak ją pospolicie nazywano, nagle poczęła przybierać zupełnie inny obrót.
Baxter znajdował się właśnie w swym mieszkaniu, gotując się do wyjścia.
Inspektor był członkiem „Windsor-Klubu“ i postanowił wieczór ten spędzić wśród swych wpływowych przyjaciół.
Nagle przed samym wyjściem wręczono mu niewielką paczkę, na której widniał wyraźnie wypisany jego adres. Chciał ją odłożyć na bok, gdy jakiś wewnętrzny głos kazał mu sprawdzić co się w niej znajduje. Baxter niecierpliwie rozerwał sznurek: ujrzał owinięte w papier, niewielkie tekturowe pudełko, a w nim... perły Elwiry Monescu. Do pereł przyczepiona była kartka:
„Proszę przeczytać ogłoszenie w jutrzejszym porannym wydaniu „Timesa“.
R.
Radość Baxtera była krótkotrwała.
Ręka, w której trzymał perły, zadrżała.. Spojrzał na swa pobladłą twarz w lustrze, przed którym stał ciążąc czarną muszkę. Na czole jego widać było grupę krople potu.
Co się za tym kryło? Dlaczego Raffles — nie ulegało bowiem kwestii, że to on przysłał paczkę, — oddał z powrotem skradzione perły? Dlaczego miał szukać ogłoszenia w jutrzejszym „Timesie“?
Odłożył perły do pudełka, schował je starannie w skrytce ściennej i zadzwonił do redakcji „Timesa“.
— Hallo... Proszę połączyć mnie z działem ogłoszeń... Dziękuję... Tu mówi inspektor Baxter! Chciałem się zapytać, czy w ciągu dnia nie wpłynęło ogłoszenie, złożone przez Johna Rafflesa.
— Trudno nam będzie na to odpowiedzieć, inspektorze — brzmiała odpowiedź. — Ale proszę poczekać. Zaraz postaramy się zadość uczynić pańskiej prośbie. Musimy zresztą dodać, że po wyższej taryfie przyjmujemy ogłoszenia nawet po godzinie jedenastej w nocy.
— Czy „Times“ mógłby nie umieścić tego ogłoszenia, jeśli o to poproszę?
— To się rozumie, panie Baxter. Jedno pańskie słowo wystarczy, abyśmy wycofali ogłoszenie.
Minęło dwadzieścia minut. Baxter w naprężeniu oczekiwał odpowiedzi.
Rozległ się wreszcie dzwonek telefonu. Baxter chwycił słuchawkę.
— Jeszcze nie otrzymaliśmy, inspektorze — zabrzmiał głos. — Czy mógłby nam pan wyjaśnić, jaka będzie treść tego ogłoszenia?
— Well... Oczywiście... Będzie tam mowa o perłach madame Monescu...
— To wystarczy... Wstrzymamy ogłoszenie, jeśli pan sobie tego życzy. Skoro pan uważa, że Raffles zjawi się w naszej redakcji, należałoby może roztoczyć obserwację nad naszym gmachem?
— Doskonała myśl... Natychmiast wydani odpowiednie dyspozycje — zawołał Baxter, odkładając słuchawkę.
Połączył się z główną kwaterą policji, wydał odpowiednie instrukcje i przed upływem dziesięciu minut kilkunastu agentów policji, przebranych po cywilnemu, rozsypało się w pobliżu jasno oświetlonego gmachu „Timesa“... Prócz agentów, kręcących się wśród publiczności, jeszcze czterech przebrano za portierów i urzędników.
O godzinie jedenastej Baxter, siedzący w klubie jak na rozżarzonych węglach, otrzymał meldunek telefoniczny, że nie zdarzyło się nic godnego uwagi.
— Raffles przeląkł się pana widocznie — odezwał się lord William Aberdeen.
Lord Aberdeen był wiceprezesem klubu i cieszył się ogólnym poważaniem. Baxter opowiedział mu dokładnie o wszystkich swoich strapieniach.
— Ale skąd dowiedział się o moich przygotowaniach? — zawołał Baxter z rozpaczą w głosie.
— ...Raffles wie o wszystkim — rzucił lord Aberdeen, podnosząc się powoli z wygodnego fotelu.
Lord skinął na lokaja i kazał mu przywołać swoje auto.
Inspektor Baxter udał się więc, jak niepyszny, na spoczynek.
Następnego ranka służąca przyniosła mu do łóżka „Timesa“. Baxter rzucił się niecierpliwie na gazetę. Wzrok jego od razu zatrzymał się na ogłoszeniu podkreślonym niebieskim ołówkiem.
„Uwaga!
Oświadczam niniejszym, że perły, które miałem zaszczyt wykraść wczoraj z kasy inspektora Jamesa Baxtera, są fałszywe i nie warte nawet dziesięciu funtów.
John C. Raffles“.
Baxter bezwładnie opadł na poduszki... Przez dłuższą chwilę nie był w stanie zrozumieć sensu tego nieskomplikowanego ogłoszenia. Tysiąc wątpliwości kłębiło mu się w mózgu. W jaki sposób ogłoszenie to znalazło się w „Timesie“, skoro przyrzeczono mu w sposób stanowczy, że się nie ukaże? Kto ośmielił się podsunąć mu je pod nos, podkreśliwszy uprzednio niebieskim ołówkiem? Dlaczego perły okazały się nagle fałszywe? Czy były one prawdziwe w momencie, gdy przyjął je na przechowanie? Kto był owym niezbyt hojnym ofiarodawcą, który zaofiarował aktorce lichą imitację?
W tej chwili do sypialni weszła służąca i z miną nieco zdziwioną położyła mu na nocnym stoliku drugi numer „Timesa“, Baxter drgnął, jak rażony prądem elektrycznym.
— Kto przyniósł poprzedni numer?
— Nie wiem, panie inspektorze... Zdaje, mi się, że roznosiciel... Widziałem jak wyskoczył z autobusu... Sądzę, że to musiała być omyłka, bo za chwilę nadszedł drugi numer.
— Tak... Omyłka! — mruknął Baxter niecierpliwie. — Zawsze i wszędzie omyłki.
Dziewczyna opuściła pokój, niezrażona złym humorem swego pana... W czasie służby u Baxtera zdążyła się już przyzwyczaić do zmienności jego humoru.
Upłynęło kilka minut zanim Baxter ochłonął z pierwszego wrażenia. Wyskoczył z łóżka i w długiej nocnej koszuli jak wicher pognał do telefonu. Połączył się z administracją „Timesa“. Natychmiast przeprowadzano dochodzenie w sprawie nieszczęsnego ogłoszenia. Okazało się, że nikt z zecerów nie przypominał sobie, aby je składał. Owej nocy pracowało ich 253 i należało przypuszczać, że wśród nich znalazł się jakiś intruz, który to zrobił.
Administracja przepraszała stokrotnie Baxtera za miniowali wyrządzoną przykrość i chciała uczynić wszystko, aby mu dać zadośćuczynienie... Proponowano nawet, że zniszczy pozostała część nakładu... Ale i to nie prowadziłoby do celu: większa część nakładu rozeszła się już w mieście i doszła do rąk czytelników. Obojętne, czy pismo to ukazałoby się w drugim nakładzie, w którym ogłoszenie to byłoby pominięte. Trzeba więc było pogodzić się z losem. Baxter, wściekły, odłożył słuchawkę, ubrał się szybko i udał się do biura.
Nie zdążył zabrać się do roboty, gdy drzwi otwarły się z trzaskiem i do gabinetu wpadła jak bomba Elwira Monescu. W ręku trzymała numer poranny „Timesa“.
— Proszę mi wyjaśnić, dlaczego stałam się pośmiewiskiem całego Londynu? — zawołała groźnie. — Niech pan sobie nie wyobraża, że pozwolę znieważać się bezkarnie... Kto umieścił to ogłoszenie?
— John Raffles, droga Elwiro — odparł łagodnie Baxter. — Uspokój się, na miłość Boga... Opamiętaj się: przecież nie poniosłaś żadnej szkody?
— Jakto? A moje artystyczne imię? Ośmieszono mnie, a to jest najgorsze. Ale ja się zemszczę! Moje perły były prawdziwe!
— Były fałszywe, droga Elwiro — odparł Baxter.
Aktorka podniosła dumnie głowę.
I ty ośmielasz się powtarzać te brednie? Skąd wiesz o tym?
— Przed kwadransem dopiero przeprowadziłem dochodzenie w tej spawie.
— W jaki sposób otrzymałeś je z powrotem? — zapytała kobieta. — Czy mogę otrzymać odpowiedź na moje pytanie?... Dlaczego o tym nie zawiadomiono mnie?
— W tej chwili chciałem zawiadomić cię telefonicznie...
— Powiedz to komu innemu, ale nie mnie — odparła diva. — Gdzie je masz?
Baxter otworzył jedną z szuflad swego biurka i wyjął z niej tekturowe pudełko, w którym leżały perły.
— I te perły mają być fałszywe? — zapytała, — pieniąc się z wściekłości.
— Nie warte są nawet dziesięciu funtów — odparł Baxter. — To nie ulega wątpliwości. Zapytałem o nie biegłego taksatora.
Młoda kobieta zbladła...
— Zapłaci mi za to ten, kto mi je podarował — zawołała, uderzając pięścią w stół. — Cóż on sobie myśli?... Muszę zdobyć pewność: pragnę sama usłyszeć ocenę z ust taksatora. Przez kogo dałeś je otaksować?
— Przez Nathana Goldfisha...
Zapanowało milczenie. Gwiazda kabaretowi ze zdumieniem spoglądała na inspektora policji.
— Przez Nathana Goldfisha?... A to konieczne!... To nadzwyczajne!... Muszę ci powiedzieć, Baxterku, że przed kilku miesiącami właśnie od niego dostałam je w prezencie!


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.