Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/149

Ta strona została uwierzytelniona.

własnej nędzy, łatanych spodni i perkalowej bielizny, studenckiej garkuchni, szwaczek i pokojówek, tanich papierosów i dziurawych butów.
Nigdy nie zdradził się przed nikim z tej cierpkiej oskomy, która gryzła go po nocach, z tych marzeń, które w ciemności jaśniały rozpalonymi do białości nagimi ciałami kobiet, nurzających się w drogocennych futrach, z tych wykwintnych pijatyk po wspaniałych gabinetach restauracyjnych...
Zamknął to w sobie, zamknął tak silnie jak umiał, by mu nikt tego z oczu wyczytać nie mógł. Dlatego też zapisał się do harcerstwa. To dawało mu dobry szyld jego abstynencji, to otwierało dostęp do sportu, jedynego terenu, na którym mógł być za pan brat z arystokratycznymi i bogatymi kolegami, gdzie poznawał ich rasowe, szykowne, luksusowe siostry, narzeczone, kuzynki, które co nocy potem posiadał wyobraźnią, upijając się ich wypielęgnowanym ciałem i pokorą dumnych oczu...
A później siadał rozparty niby w klubowym fotelu, na trzeszczącym wiedeńskim krzesełku i paląc zamiast hawańskiego cygara wstrętnego papierosa, przez kłęby dymu zwycięskim spojrzeniem wpatrywał się w krzywe żelazne łóżko, na którym rozciągały się smukłe członki znużonej rozkoszą, nieobecnej kochanki.
Ciężkie były dnie po tych nocach, dnie zawziętego kucia, upartej nauki, przez którą prowadziła niepewna i zamglona, ale jedyna droga wybicia się, dorwania się do koryta.
Dobrze te dnie i te noce pamiętał Ewaryst Malinowski. Między nimi, jak między chropowatymi żarnami boleśnie szlifowała się jego psychika, jego umysł i charak-