Strona:Źródła i ujścia Nietzscheanizmu.pdf/31

Ta strona została uwierzytelniona.

większe niże życia, na największych jego szerokościach, całkowitą hierarchię dusz: na wschód — aż po katorgi syberyjskie, na zachód — aż po galery Kajenny.
A że każda dusza ma w sobie to ślepe parcie do ujawniania najgłębszych, najbardziej nieświadomych swych podkładów, do prężności najbardziej nawet skarlałych w niej mocy, tedy tętno nadczłowiecze pulsować może w najnikczemniejszych nawet skroniach.
Syntetycznych wyrazów tej tęsknoty (aby od nich zacząć) w wieku ubiegłym nie brak. Przypomnijmy tylko: Carlyle’owskich „bohaterów,“ Emersonowskich „reprezentantów,“ Stirnera „jedynego“ i Renana „devasów.“ Dla nich wszystkich celem i dążeniem kultury była nie oświata wielkich mas, lecz najcelniejsze, najrzadsze okazy człowieczeństwa: ludzie wielcy[1].

Żywsi, intensywniejsi i bardziej bezpośrednio do ducha przemawiający są ci inni, gatunkowem imieniem nienazwani, a żyjący jak prawdziwe indywidua własnem tylko życiem: immoralni jak żywioł, potężni jak wizya wielkich poetów. A więc: chociażby niektóre typy Słowackiego, niektóre Shelleya, wreszcie, egzotyczniejsi, bardziej kostyumowi i szumni, lecz mniej głębocy, mający natomiast liczne literackie potomstwo, ludzie Byrona[2].

  1. Wyjąwszy może Maxa Stirnera. W swej monotonnej i marudnej dyalektyce wywalcza on prawa udzielne dla każdej jednostki; wszakże tak olbrzymio rozrosłe jego „ja“ jest zawsze udziałem nielicznych. Renanowscy devasowie mają nawet swą zwartą definicyę: ludzi o szlachetniejszej krwi, tęższym mózgu i mięśniach, ludzi mających prawo i obowiązek panowania nad innymi.
  2. Przypadkowe zbieżności kilku przypowieści Zaratustry z niektóremi aforyzmami Hoelderlina, Schlegla i Nowalisa mówią znacznie mniej i są raczej przypadkowem zaawanturowaniem się tamtych romantyków po za rubieże zła i dobra, a u Nowalisa buddyjskim raczej indyferentyzmem wobec zła i dobra niźli świadomym immoralizmem.