Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/365

Ta strona została przepisana.

kała się ze skołatanej głowy, wracała, zwodziła, usypiała, budziła się, obracała się w dowolność bez granic, zamieniała się w baśń, w sen na jawie, w niewiadomo co... Spał i spał, we śnie nie zaznał spoczynku ani wytchnienia, gnębiły go zjawy, spotworniałe odbicia jego niedoli, koszmarne sploty wydarzeń, widma ludzi, obłędne zmory... Skulił się na słomie, nakrył się z głową płaszczem. Niech się dzieje co chce...


Przed świtem gęsta chłodna mgła, idąca od północy, spowiła w nieprzeniknioną zasłonę stanowiska niemieckie, zatopiła w tajemnicy przedpole i uczyniła wszystko nieodgadnioncm — zamiary nieprzyjaciela, jego siły, jego pozycje, jego bliskość czy dalekość. Patrole, kierowane głęboko przed front, błąkały się we mgle bez wiedzy i słychu o nieprzyjacielu. Wysunięte posterunki — czujki, oddziały karabinów maszynowych, siedzące w zamaskowanych i odrutowanych gniazdach daleko przed pierwszą linją, zdradzały zdenerwowanie wśród tego spokoju i mgły. Gońcy dolatywali gęsto do pozycji z meldunkami — coś się dzieje. Co się dzieje? Zdaleka, zdaleka jakieś dziwne odgłosy — coś uporczywie szczęka, coś tam jakby zgrzyta. Tłucze się jakoweś żelastwo. Podciągają ciężką artylerję? Nie — żadna artylerja tak nie idzie. Lądują mosty na rzece? Dowożą pontony? Nie, patrole podchodziły nad samą njekę i wbród na tam-