Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/367

Ta strona została przepisana.

W sztabach miotano się w popłochu. Nagwałt obudzone baterje polowe, dalekie baterje ciężkie, przeklinając mgłę, napróżno i na ślepo wyliczały dystanse. Posterunki obserwacyjne wisiały bezczynnie na drzewach, obserwatorzy z przed frontu nie dawali znaku życia...
Krótki, bezładny ogień, pojedyńcze rozproszone strzały, nerwowe potrzaskiwanie karabinów maszynowych. kilkanaście granatów... Strzał, jeszcze jeden, jeszcze dwa...
Cisza. W niespodzianej ciszy zahurkotało jak ód pogrzmotu dalekiej burzy. Nadchodziły głuche stękania, zgrzyty, zadrgała ziemia... Wionął ciężki czad spalenizny... I nareszcie wśród martwych żelaznych odgłosów-podźwięków ozwały się żywe ludzkie głosy. Nawoływania. Krzyki — gromadny wrzask.
Z mgły wypadali oszalali żołnierze, z mgły gnało wszystko, co było na przedpolu — w pierwszej linji okopów zawrzało, zahuczało, zakotłowało się i masa ludzka ruszyła wtył w niepowstrzymanej panice. Wnet zalała drugą linję i porwała ją za sobą. Nic padł strzał, nie odezwało się jedno słowo komendy. Porzuceni oficerowie nagwałt doganiali żołnierzy.
Bezładne kupy z bronią, bez broni, porzuciwszy worki, bagaże, karabiny maszynowe, gnały przed siebie, brnąc w zbożu, przedzierając się przez zagajniki. Prysła w rozsypce trzecia, ostatnia linja okopów...