Strona:A. Kuprin - Straszna chwila.djvu/108

Ta strona została przepisana.

twarz, trwożnie i troskliwie nachylającą się nad jej wezgłowiem. Natężała nieraz pamięć, żeby przypomnieć sobie, czyja t omoże być twarz? Myślała długo, ale gorączkowe majaczenia znowu opanowywały jej wyobraźnię.
Ta pełna troski twarz była Kaszpierowa. Ułożywszy przy pomocy pokojowej Zenę w łóżku, nie odstąpił jej ani na chwilę, szalejąc z bólu, że nie może jej przynieść ulgi.
Po dwóch godzinach przyszedł doktór. Niski, gruby, z bardzo sympatyczną twarzą, spokojnemu ruchami. Całą swą postacią mógłby odrazo uspokoić chorego. Starannie zbadał Zenę i pokiwał głową.
Kaszpierow odprowadził go na stronę i spytał jakimś drewnianym, głuchym głosem:
— Czy będzie żyła, doktorze?
Doktór ciekawie spojrzał mu w oczy. Doświadczonem uchem pochwycił ton, który go upewnił, że odpowiedź jego będzie wyrokiem życia lub śmierci Kaszpierowa.
— Powiedz pan prawdę — nalegał Kaszpierow tym samym głosem. — Uprzedzam pana, że ja jej nie przeżyję, rozumie pan?
— Nigdy nie trzeba rozpaczać — starał się uspokoić go doktór. — Nawet w najgorszym wypadku nie trzeba tracić nadziei.