Strona:A. Kuprin - Szał namiętności.djvu/14

Ta strona została przepisana.

boka, niebieska barwa morza przechodziła w płynną i brudną zieleń portu. Daleko przy brzegu, jak nagi las, wznosiły się kominy, maszty i reje statków. Morze zafalowało. W dole, pod śrubą, woda kipiała białemi jak spienione mleko, pagórkami, i daleko za parostatkiem wśród równego szerokiego błękitu ciągnęła się, ledwie wijąc się, wązka zielona gładka dróżka, porysowana, jak marmur, białemi wymyślnemi strumyczkami piany. Białe czajki, rzadko i ciężko poruszając skrzydłami, leciały na spotkanie par ostatku ku ziemi.
Nie kołysało jeszcze, lecz Helena, która nie zdążyła zjeść obiadu w mieście i liczyła na to, że zje na parostatku, poczuła naraz, że straciła apetyt. Wtedy zeszła na dół, w głębie oddziałów kajutowych, i poprosiła pokojówkę, ażeby dała jej łóżko... Okazało się jednakże, że wszystkie miejsca są zajęte. Rumieniąc się ze wstydu za siebie i za innego człowieka, wyjęła z portmonetki rubla i niezręcznie podała go pokojówce. Ta odmówiła.
— Jabym, panienko, z całą przyjemność tylko, jak Boga kocham, ani jednego miejsca. Nawet swoją ciupkę ustąpiłam jednej damie. Ot, w Sewastopolu będzie luźniej.
Helena wyszła znów na pokład. Silny wiat: wiejący na spotkanie parostatku, oblepiał wokoło jej nóg suknię i zmuszał ją do nachylania się naprzód i przytrzymywania ręką ronda kapelusza.
Stary, malutki, czerwononosy bosman przymocowywał do prawej burty rufy jakiś mosiężny