Strona:A. Lange - Elfryda.pdf/211

Ta strona została uwierzytelniona.

Wzruszony Karabajtys zaczął z nim mówić po litewsku, ale się okazało, że szyldwach nic nie rozumie. Skąd wogóle Litwini w Saratowszczyźnie? Jest nas — mówił żołnierz — parę wsi, razem koło 3000 dusz.
Wezwano Września, jako eksperta w sprawach językowych:
— Jak mówicie: Bóg?
— Tak samo: Boch.
— Wyraz pożyczony. Jak po waszemu być?
Ulem.
Wrzesień, obracając się do Karabajtysa, powiedział:
— Po fińsku olen, po węgiersku len-ni. A jak mówicie: mój ojciec, twój ojciec, jego ojciec?...
Mon tetyöm, ton tetyöt, son tetyöze.
Natychmiast Wrzesień wyjaśnił:
— Po węgiersku: mienk atyam, tied atyad, öve atyja. Jak mówicie: jeden, dwa, trzy?
Aki—hate—kolme.
— Po węgiersku: egy—kettö—harom.
Chcieliśmy dalej badać żołnierza, ale właśnie wezwano „karauł“ do wieczornej „powierki“ czyli sprawdzenia liczby więźniów.
Wrzesień skonstatował, że język żołnierza należał do grupy ugro-fińskiej, a Karabajtys, zmartwiony, „że naród, który się zowie „Nalitwu“, nie ma nic wspólnego z Litwą, śpiewał sobie pocichu:

Kur banguje Nemunelis,
Kur Szeszupe mera plauke:
Ten Lietuva mano szange,
Ten Lietuva mano brauge.