Strona:A. Lange - Elfryda.pdf/85

Ta strona została uwierzytelniona.

być kobietą bez ceregieli i bez konwenansu... i będę sama chodziła do teatru i do kawiarni. Nawet bez panny Elizy, i bez cioci, i bez Staśka... Tylko chcę, żeby mnie kiedy Stasiek zaprowadził na jakie pijaństwo, żeby tak się zabawić po kawalersku... Palić papierosy umiem i piję koniak, jak grenadjer!
Słuchałem tej gawędy z zaciekawieniem, obserwując tę szczególną osóbkę, na którą spoglądałem z najwyższą sympatją. Panna Eliza dała Elfrydzie filiżankę kawy i ciastko kremowe, żeby jej „dzióbek zatkać“. Gdyż wraz z ciocią dystyngowana ochmistrzyni była pełna obawy, co powie nieobliczalna Elfryda. Panienka ze smakiem zjadła ciasteczko i wypiła haustem czarną kawę, już zimną, przyczym cudownie w górę podniosła swą łabędzią szyję, a potym znowu do mnie się zwróciła:
— Pan się ze mnie śmieje, bo panu się wydaje, że ja plotę, jak sroka! Ale ja nie jestem takie dziecko, jak się panu zdaje. Ja mam już dwadzieścia lat, ale czy pan myśli, że w Pogoryszkach można się rozwinąć umysłowo. Dopiero tu, w Warszawie, zaczęłam poznawać życie. Już byłam raz w cyrkule, w szpitalu odwiedzałam znajomą, byłam u rejenta, nawet w lombardzie byłam! A jakże! Wszystko widziałam. Ja jestem bardzo ciekawa, jak mamusia, i uparta, jak mamusia! Ja chcę wszystko poznać! Ja wiem, że pan się zbiera w jednej „knajpie“ (z dumą użyła tego wyrazu) ze znajomemi, i że wy tam urządzacie „Platońskie“ biesiady. Tak mi mówił doktór Lędźwiłł, i wiem, że tam bywa