Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 1.pdf/90

Ta strona została uwierzytelniona.

Od lat wielu nikt tu nie mieszkał oprócz ekonomów; rodzaj chaty czy nędznego dworku, składał całe pomieszkanie dzierżawcy. Zabudowania były w najnędzniejszym stanie. Wrotyńscy żadnych na to nakładów czynić nie chcieli. Robert musiał popodpierać, połatać, gdzie zaciekało poprzykrywać i biedę klepać daléj. Dworek pokryto gontami, pobielono, umyto, okna nowe wstawiono, ogródek oczyszczono nieco z chwastów.... i — żyć było jużcić można.
Lecz, żyło się bardzo po kawalersku.... Jedna izba trochę większa była od rzadkich gości. Nie przyjeżdżało tu ich też wiele. Czasem zawitał pułkownik na chwilę, czasem który sąsiad od drugiéj miedzy, pan Zarznicki lub Posępalski. Robert nie szukał towarzystwa, a to, które miał, starczyło mu.... Najlepiéj lubił jeździć do Ruszkowa.... i z tém się nie taił. Mówiono nań z przekąsem, że na panicza chorować zaczyna. Doszło go to, bo mu wąsaty weredyk Zarznicki wręcz powiedział. Robert śmiejąc się uściskał go — nie wziąwszy do serca.
Nad wieczór już, a wieczór był wiosenny tak cudowny, że nawet w Zahajach, przy śpiewie słowików i kwitnących czeremchach, wesoło było i miło, — dojechali ojciec i syn, milczący w czasie drogi, do dworku.
Tu Robert zeskoczył pierwszy z bryczki, odkrył