Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 2.pdf/11

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy słudzy weszli — przestano mówić. Lampy stanęły na stoliku i kolumnie w kątku, a w rogu salonu ukazał się zielony stolik do gry, na którym już dawniéj położone czekały dwie talie kart nierozpieczętowane i marki na miseczkach. Stolik ten, ilekroć się gra skończyła, zaopatrywano na nowo, a kamerdyner, który dochód z kart miał przekazany, pilnował, aby zawsze świeże były.
Służący wyszli — a staruszka, która miała czas pomyśleć — cicho się odezwała:
— Bądź co bądź, z Karolem pomówię. Ma się co stać, niech przynajmniéj ktoś z familii skorzysta...
Jakby na zawołanie chód się dał słyszeć w przedpokoju. I z chodu można poznać człowieka.... Ktoś ten przybywał z wolna, jakby mu wcale nie było pilno, jakby rad był nie przyjść wcale — stanął w przedpokoju i stał nadto długo — czy rozmawiał z kamerdynerem, czy włosy zaczesywał przed zwierciadłem, czy pył otrzepywał z sukni.... Staruszka niecierpliwie na drzwi patrzała, a te się otworzyć nie mogły.... Szedł ten ktoś znów nie śpiesząc, rękę już położył na klamce i drzwi nie miał ochoty czy siły odemknąć — naostatek uchylił je, i majestatycznie wtoczył się znudzonym jakimś posuwistym chodem, do salonu. Stanął przed staruszką, skłonił się, coś poprawił w ubra-