Strona:Adam Szymański - Dwie modlitwy.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

do góry i z krzykiem rzucam się do ojca.
Tam w górze, wstrzymywane wysokiemi sklepieniami świątyni, jak stado ptactwa, zbierającego się do odlotu, kłębią się i huczą, prośby ludzkie; przez wązkie okna świątyni przedzierają się smugi światła słonecznego i ku nim, ku słońcu cisną się kłębami czerwonawe, krwawe, jęki i bóle człowiecze...
— Tato, tato! chodźmy modlić się... tam, do słońca, tam usłyszy nas Bóg wielki, tam, nic nie za trzyma prośby naszej...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .