Strona:Adam Szymański - Dwie modlitwy.djvu/62

Ta strona została uwierzytelniona.

wością oczekiwali całej oracyi, wyrzekł drżącym głosem słów czworo:
— Panowie! Opłatek wprost z Warszawy...
I Złotousty nie przemówiłby silniej.
Już bowiem niecierpliwsi zbliżali się do stołu, już ponętny zapach »oładi« górować zaczynał nad powagą chwili niedawnej, ale gdy słów tych czworo rozległo się w pokoju, cisza zapanowała grobowa, jakoś mimo woli wyciągnęli się wszyscy w szereg jeden, i tylko głów pięcioro zwróciło się ku talerzowi.
Porankiewicz wyprostował się znowu.
— Hm, hm! Panowie! Świętość taka...
— Poświęcony?! — z radosnym