Strona:Adam Szymański - Dwie modlitwy.djvu/66

Ta strona została uwierzytelniona.

siły już go opadły: nizko schylił swą głowę osiwiałą, i wyciągając rękę po opłatek, zaczął głośno, powoli:
— W imię Ojca... i Syna... i Świentygo... i Świentygo, — powtórzył ciszej i... ryknął głosem wielkim...

Łzy nam wszystkim ulgę przyniosły, wszystkim oprócz Babińskiego, który wśród płaczu ogólnego stał jak skamieniały, oczyma tylko mrugając, — i dopiero widać, gdy mu dopiekło do żywego, ponieważ znajdował się blizko stołu, wyciągnąwszy obie ręce pomiędzy naczynie pomniejsze, około gąsiorka będące, zadzwonił szkłem dość głośno. Powieki mu latały i ręce trzęsły się