Strona:Adam Szymański - Dwie modlitwy.djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.

niono, bojąc się nowego rozrzewnienia, wychyliliśmy je w milczeniu, z kolei przystąpiwszy do słonych i pieprznych »pępków«. Pokarm to taki, że bez stosownego odwilżania dużo go nie zjesz, więc gdy Porankiewicz ujął za gąsiorek powtórnie, znowu ręce wszystkie ku niemu się wyciągnęły, i tu dopiero zauważyliśmy, że ręki Babińskiego pomiędzy naszemi nie było.
Babiński stał, jak poprzednio, z naczyńkiem opróżnionem, ale milczący, nieruchomy, zbielały. Pierwszy Bartłomiej, jako z chorymi praktyk niemały, dostrzegł niebezpieczeństwa, i żywo skoczywszy ku Babińskiemu, obejrzał go troskliwie:
— Sidem suchych boleściów,