Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/112

Ta strona została uwierzytelniona.

— Luizo, odrzuć egoizm. Czy wolisz zostać w tych przeklętych murach z człowiekiem, który złamał i zmarnował twoje życie, czy odejść stąd z człowiekiem, który kocha ciebie każdą komórką swojego serca i duszy i radby prowadzić cię przez życie w słońcu i szczęściu? Rozważ to...
Całował jej ręce, oddechem starał się zagrzać jej zimne palce.
Zwiesiła głowę, namyślała się nad czemś głęboko. Strogow czuł, że waha się. Postanowił rzucić na szalę ostatni argument:
— Erika była o wiele rozsądniejsza od ciebie. Wyjechała z domu, nie troszcząc się zupełnie o to, co powie opinja. Ona rozumiała znakomicie, że nie polepszy sytuacji, a nerwy zdezeluje zupełnie. Wyjechała i nikomu na myśl nawet nie przeszło obwiniać ją o to, że uciekła od zwłok ojca... Przed chwilą mówiłaś, że jakieś przeczucia ogarniają cię. Wierzę, że w przeczuciach kobiety jest zawsze atom jasnowidzenia. Nie wykluczam, że nowy straszniejszy jeszcze grom może uderzyć...
Podniosła głowę, spojrzała mu w oczy.
— Masz rację, Dymitr. Wyjadę stąd zaraz, ale gdzie? — szepnęła cicho.
— Pozostaw to mnie, — prosił, gładząc jej ręce. Przewiozę cię tam, gdzie bezpiecznie, gdzie żadna potwarz nie będzie mogła paść na twoją głowę...
— Dziękuję ci...