Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/63

Ta strona została uwierzytelniona.

wysokie ściany sąsiednich domów. Uważam zresztą, że jest na tyle sprytny, że nie próbowałby nawet ucieczki przez po....
Olbrzym urwał nagle w połowie słowa. Przysunął twarz blisko szyby, oczami starał się przebić coraz gęstszy mrok. Nieruchomo patrzył w jeden punkt. Człowiek w naciśniętym głęboko kapeluszu nachylił się do okna.
Chodnikiem szedł młody, barczysty człowiek w jasnem angielskiem palcie i elastycznym krokiem wymijał każdą nierówność bruku.
— Idzie, — szepnął olbrzym, ściskając rękę swego towarzysza.
Młody człowiek doszedł do bramy, chwilę rozglądał się podejrzliwie wokoło. Obydwaj gracze w restauracji mogli dokładnie obserwować jego twarz w poświacie ulicznej latarni. Młody człowiek zastanawiał się chwilę, jakby obawiał się wejść w czarną czeluść bramy. Wreszcie zdecydowanym, szybkim krokiem przekroczył wysoki próg i znikł w ciemnym wnętrzu.
— Prędko pobiegnie pan teraz do najbliższego komisarjatu policyjnego i na mój rozkaz przyprowadzi pan dwóch policjantów, — przyciszonym głosem rozkazał człowiek w głęboko nasuniętym na oczy kapeluszu. — Ja załatwię tymczasem rachunek i będę czekał tu, aż zo-