Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 1.djvu/190

Ta strona została uwierzytelniona.

przeraźliwie, gdyż w pomieszaniu nie poznała odrazu młodej kobiety, danej jej przez La Porta.
— O! nie lękaj się pani niczego — rzekła pani Bonacieux, składając ręce i płacząc sama nad ciężkiem strapieniem królowej — oddana ci jestem duszą i ciałem, Najjaśniejsza Pani, i jakkolwiek daleka i tak nisko postawiona przy Waszej Królewskiej Mości, sądzę, iż znalazłam sposób wybawienia jej z kłopotu.
— Ty? o nieba! ty?... — wykrzyknęła królowa — lecz słuchaj, spojrzyj mi w oczy. Ze wszystkich stron jestem zdradzana; czyż tobie mogę zaufać?...
— O! pani! — zawołała młoda kobieta, padając na kolana — klnę się w zbawienie duszy, iż gotowa jestem umrzeć dla Waszej Królewskiej Mości.
Wykrzyknik ten z głębi serca pochodził i również, jak pierwszy, wzbudził zaufanie.
— Tak — ciągnęła dalej pani Bonacieux — tak, pełno tu zdrajców dokoła; lecz przysięgam na święte imię Marji Dziewicy, że nikt nie jest tak oddany Waszej Królewskiej Mości, jak ja. Zapinki te, o które dopomina się król, dałaś pani księciu de Buckingham, nieprawdaż? Były one w owej szkatułce z różanego drzewa, którą niósł w ręku? Może się mylę? może nie o to chodzi?...
— O Boże! mój Boże!... — wyszeptała królowa, której zęby szczękały z przerażenia.
— Te zapinki należy odzyskać — mówiła pani Bonacieux.
— Tak, bezwątpienia, potrzeba koniecznie! — zawoła królowa — lecz, co począć, jak temu zaradzić?...
— Trzeba posłać kogoś do księcia.
— Lecz kogo?... kogo?... kogo?... komuż mogę zaufać?...
— Mnie, Najjaśniejsza Pani, zaufaj; uczyń mi ten zaszczyt, a ja znajdę posłańca!
— Lecz trzeba będzie napisać!
— O, tak. To nieodzowne. Dwa słowa ręką Waszej Królewskiej Mości z pieczęcią osobistą.
— Lecz te dwa słowa to potępienie moje, to rozwód, wygnanie!...
— Tak, jeżeli wpadną w niegodne ręce. Lecz zaręczam, iż dojdą według adresu.
— O! mój Boże!... trzeba więc, abym w twoje ręce powierzyła moje życie, cześć i dobre imię!...