Strona:Aleksander Fredro - Piczomira, królowa Branlomanii.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.
SCENA DRUGA.
BRANDALEZYUSZ i FOCENLEKER.

BRANDALEZYUSZ: Mądrem więc twem staraniem, cny Focenlekierze,
Stałe nas z Piczenburgiem połączy przymierze,
I po tak dotąd niewidzianym boju,
Nad nadzieję będziemy używać pokoju.
FOCENLEKER: Nie moja w tem zasługa, lecz ten bój szalony
Obie ze sił potrzebnych wycieńczył już strony
Niemoc wzajemna, oręż wytrącając z dłoni
Walczyć dalej ze sobą mimo chęci broni
Jednak miru stałego warunek tak srogi
Mało radości, dużo mi już sprawia trwogi.
BRANDALEZYUSZ: Czegóż, czegóż twą duszę próżnym dręczysz strachem?
Czyż rozumiesz, żem jednym nie zdolny zamachem
I zniszczyć prawiczeństwo nadobnej królowej,
I dodać jeszcze blasku sławie narodowej?
FOCENLEKER: Ach, nie zawsze to skutek dorównywa chęci!
Przeszłą dzielność twej pyty mam dobrze w pamięci
Ależ wiek — o nim mówić wybaczysz mi panie —
Czy nie zawiedzie twoje w sobie zaufanie?
BRANDALEZYUSZ: Chociażby nawet wiekiem zwątlone już siły
Miłej mej dzisiaj walce wsparcia odmówiły.
I pięknej Piczomiry okrutnym wykazem
Gdybym winę przepłacił, ginąc pod żelazem
Czyż może jakakolwiek większe mieścić wdzięki;
Możesz być milszą jak śmierć z ukochanej ręki?
FOCENLEKER: Śmieć twoja, panie, skutkiem takiego dowodu
Ustali także hańbę i jarzmo narodu,
Jak niegdyś Rzym wojenne odwracając ciosy,
Jednomyślnie trzem braciom powierzył swe losy,
Tak dzisiaj i Chujawia mieczem już nie władnie
Lecz z twym chujem się wzniesie lub wraz z nim upadnie.
BRANDALEZYUSZ: O jak okropny widok oczom się otwiera!
Stracona już, stracona dla mnie Piczomira
Nie mogę się odważyć zaufać mej pycie,
Nie dlatego jakobym wiele cenił życie,
Lecz gdy nam dobro kraju powierzają nieba
O nim myśleć, o sobie zapomnieć potrzeba.
FOCENLEKER: Wielki Brandalezyuszu, monarcho wspaniały,
Zawsze jesteś tym samym dla kraju i chwały!