Strona:Aleksander Petöfi - Stryczek kata.djvu/15

Ta strona została przepisana.
13

Płakaliśmy oboje we wzajemnym uścisku. Wreszcie usiedliśmy obok siebie. Alboż ja wiem, cośmy sobą mówili, czyśmy mówili?

...Jednakże... przypominam sobie, że mówiła między innemi:
— Pocoś mi mówił, że mnie kochasz. Ja i bez tego wiedziałam o tem. Oko dziewczyny miałoby nie dojrzeć kto ją kocha? A gdybym nawet tego nie dojrzała: serce szeptało mi wciąż, że mnie kochać musisz... Oh! gdybym nie była miała tej nadziei, tej pewności, może dziś byłabym już tam, gdzie jest pokój dla serc złamanych. Bo uważ, od pierwszej chwili, gdyśmy się spotkali, należę do ciebie. Tak, więcej jeszcze mogę powiedzieć: nazywasz się Maciej Andorlaki. Gdym posłyszała to imię, zanim cię poznałam, coś dziwnego poczułam, coś niewytłomaczonego. Wówczas nie wiedziałam co to jest. Dziś wiem, że to była miłość. Zawsze było mi jakoś dobrze, gdym słyszała to imię i zawsze tak byłam ciekawa człowieka, który je nosi. Wreszcie zobaczyłam go, zobaczyłam ciebie. Jak chętnie byłabym patrzała bez końca, ale nie śmiałam, bo twoje oczy bezprzestannie mnie ścigały. Toć nie bierzesz mi za złe tej mojej szczerości? Prawda, że poniekąd dziś po raz pierwszy z sobą mówimy, ale to nic: kochamy się, a ci, co się kochają, są od pierwszej chwili dawnymi znajomymi. Zdaje mi się, że kiedyś już dawniej, byliśmy oboje dwiema sąsiedniemi gwiazdami, ty spadłeś pierwszy, ja nie chciałam samą pozostać na niebie, zbiegłam za tobą, by cię odszukać i teraz znalazłam! Dziś mi to wszystko jedno, czy będziemy