Strona:Anafielas T. 2.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.
110

Łeb jego będzie na wieży proporcem,
A ciałem kruki podzielą się czarne. —

— O Panie! Łetas rzekł, do nóg padając,
Znam Towciwiłła! Nie ślij mnie do niego;
On jako zdrajcę i zbiega ukarze.
Stary twój sługa przy tobie zostanę. —
I wysłał Mindows dwu swoich posłańców.
Poszli — Dzień cały nazad nie wrócili.
Za niemi drugich dwu — I ci przepadli.
Tylko na murach połockich wisiały
Ćwierci ich czarną oblane posoką,
A po nad niemi sępy wzlatywały.

Dzień piąty jasném słońcem się zwiastował;
Mindows do boju swoim go naznaczył.
Od rana oboz poruszał się cały,
Lietaury biły i rogi zagrzmiały,
A konie rżały w górę wznosząc głowy.
Zdala zaczerniał ludem wał zamkowy,
I po nad Dźwiną hufce się sunęły
W zbrojach żelaznych, w hełmach wyzłacanych;
Ciągnęły brzegiem i w zamku się skryły.
Z drugiéj znów strony sznur sunął się długi
Do bram Połocka, a zamek rycerzy
Pożarł, jak morze ryby w sobie chłonie.
Widział to Mindows, rwał włosy na głowie,
Poznał po zbrojach Inflantskie posiłki,