Strona:Anafielas T. 2.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.
126

Którego wyszedł w połocką wyprawę.
Aż Marti żona podchodzi ku niemu,
I tak go cieszy łagodnemi słowy —
— Panie mój, przestań gniewu i rozpaczy;
Nie pomści rozpacz, gniew wrogów nie zbije —
Myślmy o zemście, lecz myślmy spokojnie.
Mindows niedźwiedzią odwagę miał, silę,
Teraz mu trzeba rozumu lisiego.
Daj wrogóm z swego zwycięztwa się cieszyć,
I zapal stosy, i zbierz wojska swoje;
Nie zawsze jeden zwycięża, Mindowsie,
A kto ostatni, ten lepiéj zwycięży. —

— O, nie mów, Marti, rzekł Mindows surowo;
Marna pociecha, kobiéce to słowo.
Ty nie wiész co to iść z zemstą i gniewem,
A zwyciężonym powrócić do domu,
Z sercem tak pełném rozpaczy i sromu.
Ty nie wiész co być zmuszonym uciekać,
Gdy ręka boju i krwi wroga pragnie,
Życie mizerne jak łania ratować.
Jest czego, Marti, rozpaczać bez końca —
A woje moje — Litwa i Kurony,
Leżą w Polocie, Dźwinie i na Żmudzi,
Bez mogił, stosu, korzyści i sławy.
O! czemum wilcząt nie podusił młodych,
Czemum ich, Bogów posłuchawszy woli,
Puścił, ażeby pojadły mi stada? —