Strona:Anafielas T. 2.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.
17

— Napróżne słowa, Mindows mu odpowié,
Po czynach męża znać, a nie po mowie.
Patrz, ojcze, widzisz tę głównię z ogniska;
Biorę, druzgoczę, tak wrogów połamię
Jako to drzewo! Oto miecz twój biały,
Co go niczyje nie dźwignęło ramię —
Miecz to olbrzyma, władam nim jak kłosem,
I biada ludóm na które go wzniosę. —

Rzucił miecz, umilkł — Ryngold wstał z posłania
Drżący, lecz siły dobywszy ostatek,
A w oczach jego tyle życia było,
Jakby nie konał, nie patrzał przed chwilą
W Wschodniéj krainy otwarte mu wrota.

— Tyś syn mój prawy! krzyknął, ty następca,
Im dość wydziałów. — Tobie Litwa cała. —
Chciałeś pokoju, Montwiłł, siedź na Litwie,
Stara stolica moja, Kiernów tobie,
Chociaż na Litwie i starym Kiernowie
Niéma spokoju u nas i nie będzie!
Lecz gorszy wydział na saméj granicy,
Kędy co chwila patrzą najezdnicy.
Nie dam Jaćwieży — Lach ci zasnąć nie da,
Nie dam Krewiczan, tu Rusin zagląda,
Ani Kuronów, po których już Niemcy
Łakomą rękę zdala wyciągają.
Chciałeś pokoju! myślisz o pokoju!