Strona:Andrzej Stopka Nazimek - Sabała.djvu/95

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ona ni mà płacić, haj, bo gàrnek był słaby.
Ale sie gàrcàrz o to nie pytà, poleciàł do urzędników. Ci przýśli i zabrali babie ostatniom spodnice — haj.
Zbójnik, ze był winowaty, kupiéł całe dwa gàrki, zapłaciàł ik, jako sie patrzý i poseł — haj.
Baby mu sie luto stało, przýleciàł nazàd, sjon kapelus i pytà gàrcorza, coby téz téj kobyle, co jego była i gàrki przýwiezła podzwoliéł na kwilke jutro do niego przyńść.
Pada mu tak:
Syn jej u mnie na zimowisku, setny ś niego źróbcok, a bedzie sie jutro zénił. Wesele mu sprawiem, bo mi sie udał i darzý mi sie. Toz to kàzàł, cobyk jego matke pytàł — haj.
— Jà jest pytac.
A gàrcorz mu tak pada:
— Tyś hłopie straśnie głupi. Jà kobyle nie dàm iść na zàdne wesele, bo mi jej trza — haj.
Zbójnik go zaś pytà, coby mu dàł ś niom przegwarzýć dwa słowa. Ona nie zając, to nie ucieknie, ani nie sól, to mu jej nie zlize — haj.
Gàrcorz przystàł na to.
Gwàrzy zbójnik kobyle do ucha dość sprawnàm kwilke, a pote podziękował barz piéknie gàrcorzowi.