Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.
154

choć w spojrzeniu ich czytał swoje własne myśli i czuł ich szybki pęd.
Były to myśli przepiękne i nowe. Radość ich była cicha, spokojna. Ta ich radość już nie mogła się skończyć nigdy. Porywała je ku sobie odsłaniająca się wieczność. O tym, co pozostaje, co nadal długo jeszcze, okropnie długo będzie wlokło po dalekiej ziemi swój pełzający żywot, wiedział: rozumiał jego całą nędzę, całą marną pustkę. Spojrzał na dzieje ludzkie jak na niższy, niepojęty dla człowieka świat życia roślinnego, zwierzęcego. Czemu służą i poco są, czemu rodzą się, żyją, giną te twory, potwory, stworzenia, które ich brat wyrodny, człowiek, liczy, gatunkuje, bada? Dusza pierwotnych, prapierwotnych żyjątek, niedostrzegalnych gołym okiem, niedostrzegalnych całkiem, tych, które są, pomimo, że o nich nie wie ani jeden człowiek?
Wyzbył się wszelkiej troski o to. Żałował tylko świata, że świat będzie istniał jeszcze, litował się nad ludźmi, że pozostają.