Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/60

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy postawił ostatnią literę, odrazu ulotniło się łagodne ciepło i rzewne ludzkie uczucie, które towarzyszyły jego myślom o przyjacielu. I sam ten człowiek, kochany przed chwilą i wspominany, stał się czymś obcym, martwym i jakby wrogim. Jeszcze rozpędzone wspomnienie wydobywało na jaw obrazy z czasów spędzonych wspólnie, jeszcze stała w wyobraźni, jak żywa, blada, skupiona twarz przyjaciela i jego czarne, głęboko zapadnięte oczy z ich smutnym spojrzeniem. Ale niecierpliwa niechęć, prawie odraza zacierała tę pamięć, brutalnie odrzucała wszystko, co łączyło się z tamtym. Nic tu nie zawinił przyjaciel. Już się gdzieś podział.
To było najgorsze i najnieznośniejsze, że niepodobna było oderwać się od rzeczy błahych, od rzeczy, pozostających tu na tej ziemi. Niezliczone ich mnóstwo obsiadło mózg, zapchało pamięć. Sprawy małe, śmieszne, niepotrzebne zagradzały mu jego drogę,