Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/211

Ta strona została uwierzytelniona.

i, mrugając oczyma na wyglądających z cel więźniów, krzyknął wdół:
— Panie prokuratorze, panie pułkowniku! To chleb! Bochenek chleba!

W parku cesarskim w Mukdenie.

Gdy Nowakowskiego za ten figiel odprowadzono do kancelarji, oczekiwałem z niecierpliwością jego powrotu. Zjawił się wesoły, figlarnie uśmiechnięty, pozostawiwszy w biurze więziennem całe swoje rozdrażnienie, które było wynikiem przedenerwowania, nieraz dającego się we znaki więźniom.
— Cóż tam pan mówił? — spytałem.
— Ha! Prokurator, nadrabiając miną, pytał mnie, co krzyczałem, gdym cisnął bochenek — jął opowiadać staruszek, drżąc od cichego śmiechu. — Był bardzo