Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/245

Ta strona została uwierzytelniona.

pomocą tej siły odgadują poniekąd życzenia i zamiary innych istot żyjących, nie wyłączając tak skomplikowanej duchowo, jak człowiek.
Naprzykład szczury, te duże rudo-szare gryzonie, śmiałe i żarłoczne, szybko poddają się tresurze i mogą stać się przyjaciółmi człowieka, chociaż, coprawda, nadają tym dobrym stosunkom charakter „business’u“. Chodzi im tylko o własne wygody i dobrobyt i dlatego zawierają z więźniem umowy wyłącznie dyplomatyczne bez cienia sentymentu.
W mojej celi znajdowała się nora szczurów. Nie lubię takiego sąsiedztwa, więc już myślałem o zatkaniu otworu, prowadzącego do legowiska tych „sublokatorów“, gdy uczyniłem spostrzeżenie, że w norze mieszka tylko jedna rodzina szczurza: duży szczur — widocznie matka, oraz pięcioro małych. Z pewnością matka była wdową, gdyż nigdy nie widziałem innego dużego szczura, który mógłby być uważany za męża, zresztą stara miała nawet, jak mi się wydało, smutny i przygnębiony pyszczek, jak przystoi na wdowę. Tylko sześć szarych postaci śmigało po celi, gdy zmrok zapadał, i nigdy więcej! Gdy pewnego wieczora wszystkie wylazły ze swej nory, tupnąłem nogą i zmusiłem je skryć się pod podłogą.
Po chwili stara wysunęła pyszczek i ostrożnie wyśliznęła się z nory. Odbiegła od niej i cichutko pisnęła; natychmiast wysunęły się dwie główki małych. Tupnąłem nogą, i znowu dały nura zpowrotem. Wdowa zaczaiła się za kuferkiem i nie wychodziła. Po chwili, widząc, że zachowuję ciszę, znowu pisnęła. Ponownie zjawiły się główki małych i ponownie zmusiłem je do ukrycia się w norze.
Stara się nie pokazywała, chociaż czułem, że przygląda mi się bacznie i usiłuje zrozumieć, o co mi chodzi.