Strona:Antoni Lange - Nowy Tarzan.djvu/90

Ta strona została uwierzytelniona.

zadowolenia władzy wyższej, i w jednej chwili ich zazwyczaj przyjazne usposobienie dla więźniów — zmieniło się w złowrogi pomruk.
Śród więźniów panował nastrój szczególny: zazdrość, zdumienie, zadowolenie.
— Tęgo się spisał — mówili wszyscy — a któżby się tego domyślił? Taki się zdawał nieprzedsiębiorczy, apatyczny człowiek!
Przyczem rozważano kwestję, jak on to zrobił? Ale co do tego nie mogliśmy dojść do żadnego wniosku.
Naraz dały się słyszeć trąbki na placu; poczem zabrzmiały inne poza redutą — i znowu inne, coraz dalej, niby echo. W dobre półgodziny nowa półrota zjawiła się w reducie — rozstawiono straże na samym placu i na wałach. Przybył „runt“, t. j. dyżurny „po karaułam“, którego obowiązkiem jest czuwać nad sprawnością wartowników w różnych punktach fortecy (oczywiście „runtów“ jest w fortecy więcej, niż jeden).
Latarnie naftowe na podwórzu dawno już były zapalone, lecz teraz uważano je za niedostateczne. Alesza, mistyk duszą, ale bardzo trzeźwy w sprawach realnych — wpadł po coś na chwilę do kamery XV i, zrozpaczony, gadał po małorusku:
— Szczo wy nadiłali! Hetot Bonk utik, a tepericza nam bida! Od jutra to już palić się będzie ta wielka sztuczna lampa na środku placu...
— A co — zawołał jeden — Bonk mołodeć!
— Ech, ja was-by usich ta u Sibir! A już do kniazia doszła wiadomość. — To rzekłszy, Alesza wybiegł.