Strona:Antoni Ossendowski - Po szerokim świecie.djvu/21

Ta strona została przepisana.

i jak wąż wśliznęła się do tłumu ulicznego, mignąwszy niby płonącą żagwią, purpurowym szalem w wielkie szmaragdowe kwiaty.

Tegoż dnia tłumy żądnych krwawego widowiska ludzi zapełniły wielki cyrk, gdzie się odbywały „corridas“, czyli walki byków. Pierwsze dwie „corridas“ przeszły bez żadnego napięcia, gdyż występowali mało znani, młodzi matadorowie. Zato, gdy na arenie zjawiła się trzecia „esquadrilla“, cyrk zagrzmiał od wiwatów. Wśród kapadorów, banderilljerów i pikadorów, w pięknym, zielonym, haftowanym srebrem stroju szedł Manole. Niedbałym ruchem kapelusza odpowiadał na powitanie tłumu, uśmiechał się i, doszedłszy do parapetu areny, zatrzymał się i stał spokojny, pewny siebie.
Po sygnale, danym z loży sędziów, wypuszczono byka. Stalowo-szary, w wielkie czarne plamy, o rogach wysuniętych naprzód tuż nad szerokim łbem, wypadł, w oka mgnieniu obejrzał całą arenę i popędził w stronę najbliższego pikadora. Mignęły w powietrzu nogi podrzuconego wraz z jeźdźcem konia i szeroka struga krwi bluznęła na zalany słońcem piasek z jego rozdartej rogami piersi. Nie zatrzymując swego pędu, byk pomknął za kapadorem Bienvenida, znanym ze swej zuchwałości. Lecz Bienvenida, robiąc zygzaki, dobiegł do parapetu i przeskoczył parkan, chroniąc się od napastnika.
— Brawo, byk Famoso! Hańba Bienvenidzie! — ryczał tłum. — Famoso tymczasem szalał. Przewró-