Strona:Antychryst.djvu/336

Ta strona została przepisana.

w ciele żyjący nie może słyszeć głosu tego ptaka, a jeśli usłyszy, to myśl zachwycona wiedzie go śladem głosu i wsłuchany weń — umiera. I zda się Aloszy, że idzie za śpiewającym Siwinem, i słuchając pieśni słodkiej — umiera, zasypia snem wiecznym.
Nagle jakby burza werwała się do komnaty, roztworzyła drzwi na oścież, rozsunęła zasłony, zerwała kołderkę z Aloszy i chłodem go owionęła. Otworzył oczy i ujrzał twarz ojca. Nie przestraszył się wcale, nie zdziwił nawet, jak gdyby wiedział i czekał, że przyjdzie. Z dzwoniącą jeszcze w uszach rajską pieśnią Siwina, z rzewnym, sennym uśmiechem wyciągnął ręce, wołając: Tato, tato kochany! zerwał się i ojcu na szyję się rzucił. Ten go ujął silnie, aż go zabolało, przycisnął do siebie, całując twarzyczkę i szyjkę, nóżki gołe, całe gołe pod koszulką nocną ciałko senne. Ojciec przywiózł mu z za morza zabawkę osobliwą; w skrzynce drewnianej pod szkłem trzy Niemki woskowe i dziecko, a za niemi zwierciadełko; u dołu rączka kościana; jak ją zakręcić, to Niemki z dzieckiem obracają się i tańczą przy muzyce. Podoba się zabawka Aloszy. Ale ledwo spojrzał na nią — i znów patrzy, nie może się napatrzeć na tatę. Twarz mu schudła, wyciągnęła się, zmężniał, jakby wyrósł. Lecz Aloszy wydaje się, że chociaż on duży, duży, a przecież zawsze taki maleńki, taki maleńki, zawsze taki jak wprzód wesoły, kędzie-