Strona:Antychryst.djvu/451

Ta strona została przepisana.

Ta zaś, kokietka, zasłaniając się woalem, wystawiła z pod czarnej, jedwabnej halki prześliczną nóżkę w srebrzystym pantofelku, w różowej pończoszce, haftowanej w ozdobne złote strzałki, mrużyć poczęła oczki i śmiać się figlarnie, ponętnie. Jak gdyby w jej postaci sama bogini Fortuna uśmiechała się do niego ponownie, jak tyle już razy w życiu i uśmiechem tym przyrzekała świetność powodzenia, wielką wstęgę orderu św. Andrzeja, tytuł hrabiowski.
Tołstoj wstał z krzesła, by się przebrać a odchodząc rzucił jej ręką od ust całusa, z uśmiechem pełnym najwytworniejszej galanteryi: wydało się, że do Fortuny nierządnicy, uśmiecha się bezwstydnie martwy czerep.


∗             ∗

Carewicz podejrzewać zaczął Ezopka o szpiegostwo, o tajemne stosunki z Tołstojem i Rumiancewem. Wypędził go i zakazał mu przychodzić do pałacu. Ale kiedyś wracając do domu spotkał się z nim niespodziewanie na schodach. Ezopek, zobaczywszy go pobladł i trząść się począł ze strachu, jak złodziej schwytany na gorącym uczynku. Carewicz poznał, że Ezopek skradał się do Eufrozyny z jakiemiś tajnemi poleceniami, schwycił go za kark i strącił ze schodów.