Strona:Artur Conan Doyle-Groźny cień.djvu/098

Ta strona została uwierzytelniona.

z Dunkierki, jak to możecie sprawdzić wypisane wielkiemi literami z boku statku.
— Zdawało mi się, że pan uratował się z rozbicia? — wtrąciłem prawie mimowoli.
Ale zmieszałem się zaraz, bom spotkał niezmącone, uczciwego człowieka znamionujące, spojrzenie.
— Tak właśnie było — objaśnił porywczo. — Ale okręt płynął z Dunkierki, a to jest jedna z jego szalup. Załoga ratowała się w wielkiej, żaglowej łodzi, statek zaś pogrążał się tak szybko w wodę, że już nie zdążyłem nic ocalić z katastrofy. Rzecz miała miejsce w poniedziałek.
— A dziś czwartek! — zawołałem ze współczuciem. — Trzy dni pan się błąkał bez wody i żywności!?
— W istocie, to cokolwiek długo — potwierdził bolejącym tonem. — Wprawdzie kilkakrotnie już znajdowałem się w podobnem położeniu, zawsze jednak krócej. A teraz — dodał spokojniej — możebyśmy zostawili tu mój zbawczy statek i zobaczyli, czy nie mógłbym nająć mieszkania w którym z tych szarych domków, widniejących tam, na pochyłości. Co znaczy ogień, błyskający z pośród tamtych sosen?
— Rozpalono go u jednego z sąsiadów, który bił się kiedyś z Francuzami—pośpieszyłem z chętnem objaśnieniem. — Ma wyrażać radość z powodu zawartego niedawno pokoju.
— Ach, więc posiadacie i takich!? Proszę, bił się z Francuzami — podchwycił nieznajomy tro-