Strona:Artur Gruszecki - Nowy obywatel.djvu/172

Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż komu do tego, co robię, i co piję?... to wszystko za moje pieniądze... już ja widzę, że podbechtała ciebie twoja mama.
— Ależ nie... mama broni cię zawsze... tylko ludzie obcy... żydzi z miasteczka... nawet Marciński to przywiózł z jarmarku...
— Oho... Marciński!? — zaśmiał się szyderczo — jemu pola i gospodarstwa pilnować, a nie pana.
— Mówił, co słyszał od innych... wszyscy się dziwią, więc proszę...
— Ot, wszyscy oni durnie i tyle... nie mnie usprawiedliwiać się przed nimi... ale ty, lubka moja, ty pani moja, tak powiem ci prawdę... a całusa dasz?
— A zaraz nagroda! — uśmiechnęła się.