Strona:Artur Gruszecki - Nowy obywatel.djvu/210

Ta strona została uwierzytelniona.

— Może źle trafiłeś...
— Co mam źle trafiać? Oni wszyscy jednacy.
— Szkoda, że nie zrobiliśmy wizyt poślubnych...
— Nu, teraz już za późno — spojrzał na jej figurę, a widząc rumieniec młodej kobiety, zaśmiał się — ot, panieński wstyd u ciebie, ale ja nie żałuję tych wizyt, bo ja domator...
Po chwili milczenia rzekła z uśmiechem:
— Może spróbujesz, Tadziu, mego domowego likieru?
— A maszże ty co dobrego?
— Spróbuj.
Wyjęła z kredensu flaszkę i nalała. Dotknął ustami, chwilkę się namyślał:
— Nu... niezły... a jak robisz?