Strona:Boecker-Stove - Chata wuja Tomasza.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.
141
przez Boecker Stove

dował się wspaniały wodotrysk, strzelający wysoką, srebrzystą strugą wody, która kroplistym deszczem spadała do szerokiego basenu, otoczonego szeroką wstęgą wonnych fijołków. Woda przejrzysta jak kryształ wrzała od ruchu mnóstwa złotych i srebrnych rybek, co jaśniały w niej i migotały jak żywe brylanty. Dokoła fontanny wzorzysta ścieżka wysłana mozaiką z różnokolorowych kamyków ułożona w mnóstwo fantastycznych figur; ścieżkę oblamowywała darniowa zielona taśma, mięciuchna jak aksamit; a poza nią ciągnęła się gładka jak stół droga dla powozów, zajeżdżających przed ganek. Dwa wielkie pomarańczowe drzewa, obsypane w tej chwili kwiatem, rzucały miły cień. Wokoło wodotrysku rozstawione były na trawniku arabskie, marmurowe wazy, w których się znajdowały najpiękniejsze i najrzadsze rośliny podzwrotnikowe. Cieniste drzewa granatowe, odziane lśniącemi liśćmi i wielkiemi jasnoczerwonemi kwiatami, jaśminy, już to obsypane srebrzystemi gwiazdami, już też połyskujące złocistą szatą, rozliczne gatunkiem i krasą geranie, przepyszne krzewy róży zginające się pod ciężarem kwiatów, werbena rozlewające zapach pomarańczy, tchnęły rozmaitością barw i woni. A wpośród tych jaśniejących młodością roślin stoi zgrzybiały, dziwacznych kształtów kaktus; rzekłbyś, że to stary czarodziej z dumnym spokojem patrzy na znikomą piękność i wonność otaczającej go roślinności. Galerje, otaczające, podwórze dla ochrony od upałów, obwieszone były firanami z jedwabnej materji, tkanej w guście maurytańskim. Wszystko to razem połączone stanowiło widok wspaniały, fantastyczny.
Gdy się kareta zatrzymała przed gankiem, Ewunia uradowana, wesoła, podobna była do ptaszyny gotującej się, by wylecieć z klatki.
— Jaki piękny, jaki miły nasz dom! nieprawdaż ciociu? — zawołała zwracając się do panny Ofelji. — Nieprawdaż, że tu bardzo pięknie?
— Bardzo pięknie, — odrzekła panna Ofelja, zstępując na ziemię, — chociaż, mówiąc prawdę, jakoś tu po pogańsku wygląda.
Tomasz, zszedłszy z kozła, przypatrywał się wszystkiemu z wyrazem spokojnego, dobrodusznego zadowolenia. Murzyn, dziecko natury, w którego umyśle tkwi pamięć przecudnych lasów rodzinnego kraju, kocha wszystko co piękne i fantastyczne. Wskutek tego naraża się często na szyderstwo białych, nie umiejących cenić zamiłowania jego do piękna i nierozumiejących głosu, jakim do nas natura przemawia.
Pan Saint-Clare, poeta duchem, uśmiechnął się, posłyszawszy zdanie panny Ofelji; a zwróciwszy się do Tomasza, który stał ciągle na jednem miejscu i przypatrywał się z twarzą promieniejącą zodowoleniem, zapytał go:
— Cóż, Tomaszu, podoba ci się tutaj?
— Tak, panie, tu bardzo pięknie!
— Zaczęto zdejmować bagaże i zanosić do domu; na wszystkich wyższych i niższych galerjach poczęły się tłoczyć gromady kobiet, mężczyzn i dzieci, aby zobaczyć powracającego pana. Jeden z nich, młody mulat, widocznie mający w domu pewne znaczenie, elegancko ubrany, wyjął z kieszeni naperfumowaną chusteczkę i wiewał nią na powitanie.